- Justin - Ocknąłem sie.
Podniosłem głowę, zobaczyłem że w drzwiach stoi Matt. Wstałem z podłogi przy łóżku na którym spała Roxanne.
- Co jest? - Przetarłem zmęczone oczy.
Nadal byłem w tych samych ciuchach które zdążyły już nieco prześmierdnąć.
- Chodź ze mną - Jego głos był surowy.
Wiedziałem że musiało sie coś stać. Chłopak nawet słówka nie powiedział na temat Roxy śpiącej w moim pokoju. Nie odzywając sie posłusznie ruszyłem za nim, do piwnicy, gdzie trzymaliśmy wszystko co było nam potrzebne do codziennej pracy. Mam na myśli broń różnego rodzaju. Schodząc po stromych schodach jednym pchnięciem Matthew otworzył białe drzwi. W środku byli wszyscy, cały gang. Ale to nie było dziwne, to co mnie zszokowało był brak broni. Całkowita pustka. Wszystkie gabloty, skrzynie, szafy były puste.
- Jak to sie stało? - Podniosłem głos.
Od razu każda para oczu zwróciła sie w moją stronę.
- Kto to zrobił? - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Nie wiemy nawet kiedy to sie stało - Odezwał sie Theo.
- Co za idioci - Prychnąłem.
Spuściłem wzrok, wiedziałem że to też moja wina. Teraz gdy nie mamy zupełnie niczego, łatwo można nas zaatakować. Ktoś to zaplanował, ja doskonale wiedziałem kto.
- Matt, musicie załatwić szybko nową broń, nie mamy czasu, Jason może tu być nawet za chwile - Powiedziałem szybko wychodząc z pomieszczenia.
Nie mogłem wiecznie uciekać z Roxanne, zwłaszcza teraz, kiedy potrzebuje odpoczynku. Gdy ponownie wszedłem do sypialni ona już nie spała, czekała spokojnie na swoim miejscu.
- Co sie dzieje? - Jej głos nadal był słaby, słychać było lekką chrypkę.
- Nie mamy niczego, wszystko zabrali, tylko nie wiem jakim cudem..
- Ale co?
- Broń, noże, pistolety - Spojrzałem na nią.
- O mój boże..to Lauren, ona wszystko wie, pracuje dla Jasona, powiedziała mu o tym że planuje uciec z tobą. - Mówiła szybko, ledwo rozumiałem to co zdążyła sobie pod nosem wymamrotać.
Oczami Roxanne
Przystawiłam wolną dłoń do ust. Nie mogłam uwierzyć w to co sie działo.
- Wasza broń jest teraz w domu dziecka. - Dopiero po chwili zdobyłam sie na to by spojrzeć mu prosto w oczy.
- Po co ta Lauren..
- Jason chciał wiedzieć wszystko. Chciał wiedzieć co robię na co dzień, więc znalazł sobie ją, mieszkała ze mną w jednym pokoju - Przerwałam mu.
Powoli zaczynała ogarniać mnie panika.
- Teraz to już nie ważne. Posłuchaj mnie teraz uważnie, oni tu idą, chcą cie stąd zabrać, ale ja na to nie pozwolę, musisz tylko mi zaufać - Przybliżył sie do mnie na tyle blisko że poczułam jego ciepły oddech na moich policzkach.
Bałam sie spojrzeć mu w oczy a jednak to zrobiłam, zdobyłam sie na to. Wyciągnęłam zdrową rękę, przyciągając go do siebie. Poczułam to, ciepło bijące z jego ciała. Pierwszy raz od bardzo dawna mimo panującej sytuacji poczułam sie bezpiecznie.
- Nie mam innego wyjścia, muszę ci ufać - Wyszeptałam cicho, ale byłam pewna że mnie usłyszał.
Nie pozostał obojętny, jego ramiona owinęły sie wokół mojej szyi. Nie miałam siły by płakać. Nie musiałam nic mówić. On mnie rozumiał. Czułam że on też tego potrzebował, może nawet bardziej niż ja. To wszystko było tak popieprzone że sama już nie wiedziałam czy sie śmiać czy płakać. Nigdy bym nie uwierzyła że coś takiego w moim życiu sie wydarzy, nawet jeżeli nie zawsze było kolorowe. Tej chwili, chwili kiedy byłam bezpieczna nie zakłóciły nawet hałasy na dole.
Odgłosy strzelania nie sprawiły że ja czy on rozluźniliśmy uścisk, wręcz przeciwnie. Może tak miało być, może tak mamy umrzeć, razem. W końcu co mamy do stracenia. Ktoś krzyczał, ktoś strzelił, ktoś umarł. Tyle już w życiu straciłam że chyba nic mi nie zostało..oprócz niego.
- Justin..
- Tak? - Szepnął.
- Kocham Cie - Zacisnęłam jedną pięść.
Cisza która nastał na chwile mogłaby sie tak dłużyć, nie przeszkadzałoby mi to.
- Roxanne.. - W tamtym momencie chciałam spojrzeć mu w oczy, zagubić sie w nich.
Odsunęłam sie lekko czekając na to co on ma mi do powiedzenia.
- Kocham Cie - Tyle wystarczyło.
Mogłam umierać..
________________________________
Hej hej
No i to jest ostatni rozdział tego opowiadania :(
Dodam jeszcze epilog niebawem, wtedy będziemy sie żegnać
Smutno strasznie, nie panikujcie tylko..