- Uspokój się, zakładaj spodnie..chociaż wiesz co, nie ubieraj ich, strasznie mi się podobają twoje stringi - uśmiechnął się kusząco, przez co lekko się zarumieniłam zakrywając je.
- Chciałbyś idioto. - Mruknęłam pod nosem.
- Nie mamy czasu, zbieraj się, musimy znaleźć jakieś schronienie. - Odwrócił się i zaczął iść w przeciwną stronę.
- Nigdzie z tobą nie idę - Zaprotestowałam, lekko śmiejąc się pod nosem.
Ja go przecież nie znam, nie wiem jakie ma zamiary wobec mnie.
- Spędziłem z tobą dopiero jeden dzień a już mam cię dość, więc jeżeli nie chcesz zostać sama na tym zadupiu to radziłbym ci się trzymać mnie.
- Nie wiesz kim jestem, poradziłabym sobie bez ciebie - Dalej się opierałam biorąc z gałęzi moje spodnie.
- Idziemy - Powiedział stanowczo patrz ąc jak wsuwam na swoje nogi jeszcze wilgotne spodnie.
- Ja zostaje, ty sobie możesz iść - Wymamrotałam wywracając oczami.
Odwróciłam się do niego plecami. Nic się już nie odezwał, usłyszałam tylko kroki. P chwili odwrócił mnie w swoją stronę przewieszając moje ciało na swoim ramieniu.
Oczami Justina
-Przestań mnie kopać bo to boli - Zaśmiałem się pod nosem z jej próby wydostania się z mojego mocnego uścisku.
- Przysięgam że jak mnie zaraz nie puścisz, nigdy nie będziesz miał dzieci.
- Bardzo się boje, kruszynko
- Słusznie - Mruknęła do mojego ucha.
Przeszliśmy spory kawał drogi a nigdzie nie widać było żadnej oznaki cywilizacji.
- Dobra, puszczę cię teraz, ale masz mi nie uciekać, bo jak wiesz i tak cię dogonię - Uśmiechnąłem się stawiając ją na ziemi.
Nie odezwała się ani słowem, widocznie już zmęczona swoimi krzykami które zawierały niecenzuralne słowa na mój temat.
- No to którędy teraz iść geniuszu ? - Skrzyżowała ręce na piersi patrząc na mnie cwanie.
Rozejrzałem się dookoła siebie, każde drzewo wokół nas było takie same, nie wiedziałem czy już tędy przechodziliśmy czy nie.
- To może ja ci powiem - Podeszła do mnie.
- Widzisz tą ogromną sosnę ? - Zapytała wskazując na duże drzewo.
Przytaknąłem.
- Teraz spójrz co się znajduje obok niej - Na jej polecenie spojrzałem i zauważyłem komin z którego wydobywał się dym.
Ktoś musiał tam być. Popatrzyłem na nią, ona natomiast dumna z siebie ruszyła przede mną z uniesioną głową. Wywróciłem oczami chcąc nie chcąc ruszając za nią. Nie odzywała się do mnie przez całą drogę, słyszałem tylko jak od czasu do czasu mamrotała coś pod nosem. Byliśmy coraz bliżej naszego jedynego ratunku. Przecisnęliśmy się jakoś przez kolczaste krzaki. Moje ręce były pocięte od tych kolców. Jej natomiast bluzka rozerwała się od spodu przez co odkrywała jeszcze większą część jej ciała, ale też zaczęła się bardziej trząść z zimna. Gdy wreszcie ominęliśmy te cholerne chwasty ściągnąłem swoją bluzę.
- Ubierz ją - Podałem jej materiał.
- Nie potrzebuje łaski - Mruknęła owijając się szczelniej rękami.
- Ubieraj, nie chce się z tobą użerać gdy będziesz chora - Warknąłem.
Parsknęła i niechętnie odebrała ode mnie sweter, szybko ubierając go na siebie.
- Dziękuję - Wymamrotała pod nosem.
Uśmiechnąłem się lekko ale nic nie odpowiedziałem. To co widzieliśmy w oddali to był dom, mały domek w którym ktoś mieszkał. Podeszliśmy jeszcze bliżej chcąc sie przyjrzeć gdzie znajduje sie wejście do niego. Nie było żadnych ogrodzeń które zabezpieczały przed dzikimi zwierzętami. To było co najmniej dziwne. Każdy mógł wejść na tą posesje i po prostu okraść dom. Nie zwracając już na to zbytnio uwagi stanąłem przed drewnianymi drzwiami. Roxanne po chwili pojawiła się tuż obok mnie. Zapukałem parę razy z niecierpliwością czekając aż ktoś otworzy drzwi. Gdy nie było żadnego odzewu z drugiej strony, ponownie zapukałem. I znowu nic, trzeba by do środka wtargnąć w inny sposób.
- Masz broń ? - Zwróciłem się do dziewczyny.
- Nie
- To schowaj się za mną i nie wychylaj się - Przytaknęła tylko, wzięła głęboki oddech i z całej siły kopnąłem małe drzwi.
- O mój boże....
_____________________________
Hejka <33
I mamy dziewiąty rozdział historyjki ;)
Myślę ze sie wam spodobało i liczę na wasze opinie zapisane w komentarzu <33
Kocham Was i Dziękuje za miłe słowa skierowane do mnie ;**