sobota, 30 listopada 2013

Chapter 9

- Czego ty kurwa ode mnie chcesz ?! - Krzyknęłam nieco się oddalając.

- Uspokój się, zakładaj spodnie..chociaż wiesz co, nie ubieraj ich, strasznie mi się podobają twoje stringi - uśmiechnął się kusząco, przez co lekko się zarumieniłam zakrywając je.

- Chciałbyś idioto. - Mruknęłam pod nosem.

- Nie mamy czasu, zbieraj się, musimy znaleźć jakieś schronienie. - Odwrócił się i zaczął iść w przeciwną stronę.

- Nigdzie z tobą nie idę - Zaprotestowałam, lekko śmiejąc się pod nosem.

Ja go przecież nie znam, nie wiem jakie ma zamiary wobec mnie.

- Spędziłem z tobą dopiero jeden dzień a już mam cię dość, więc jeżeli nie chcesz zostać sama na tym zadupiu to radziłbym ci się trzymać mnie.

- Nie wiesz kim jestem, poradziłabym sobie bez ciebie - Dalej się opierałam biorąc z gałęzi moje spodnie.

- Idziemy - Powiedział stanowczo patrz ąc jak wsuwam na swoje nogi jeszcze wilgotne spodnie.

- Ja zostaje, ty sobie możesz iść - Wymamrotałam wywracając oczami.

Odwróciłam się do niego plecami. Nic się już nie odezwał, usłyszałam tylko kroki. P chwili odwrócił mnie w swoją stronę przewieszając moje ciało na swoim ramieniu.

Oczami Justina


-Przestań mnie kopać bo to boli - Zaśmiałem się pod nosem z jej próby wydostania się  z mojego mocnego uścisku.

- Przysięgam że jak mnie zaraz nie puścisz, nigdy nie będziesz miał dzieci.

- Bardzo się boje, kruszynko

- Słusznie - Mruknęła do mojego ucha.

Przeszliśmy spory kawał drogi a nigdzie nie widać było żadnej oznaki cywilizacji.

- Dobra, puszczę cię teraz, ale masz mi nie uciekać, bo jak wiesz i tak cię dogonię - Uśmiechnąłem się stawiając ją na ziemi.

Nie odezwała się ani słowem, widocznie już zmęczona swoimi krzykami które zawierały niecenzuralne słowa na mój temat.

- No to którędy teraz iść geniuszu ? - Skrzyżowała ręce na piersi patrząc na mnie cwanie.

Rozejrzałem się dookoła siebie, każde drzewo wokół nas było takie same, nie wiedziałem czy już tędy przechodziliśmy czy nie.

- To może ja ci powiem - Podeszła do mnie.

- Widzisz tą ogromną sosnę ? - Zapytała wskazując na duże drzewo.

Przytaknąłem.

- Teraz spójrz co się znajduje obok niej - Na jej polecenie spojrzałem i zauważyłem komin z którego wydobywał się dym.

 Ktoś musiał tam być. Popatrzyłem na nią, ona natomiast dumna z siebie ruszyła przede mną z uniesioną głową. Wywróciłem oczami chcąc nie chcąc ruszając za nią. Nie odzywała się do mnie przez całą drogę, słyszałem tylko jak od czasu do czasu mamrotała coś pod nosem. Byliśmy coraz bliżej naszego jedynego ratunku. Przecisnęliśmy się jakoś przez kolczaste krzaki. Moje ręce były pocięte od tych kolców. Jej natomiast bluzka rozerwała się od spodu przez co odkrywała jeszcze większą część jej ciała, ale też zaczęła się bardziej trząść z zimna. Gdy wreszcie ominęliśmy te cholerne chwasty ściągnąłem swoją bluzę.

- Ubierz ją - Podałem jej materiał.

- Nie potrzebuje łaski - Mruknęła owijając się szczelniej rękami.

- Ubieraj, nie chce się z tobą użerać gdy będziesz chora - Warknąłem.

 Parsknęła i niechętnie odebrała ode mnie sweter, szybko ubierając go na siebie.

- Dziękuję - Wymamrotała pod nosem.

Uśmiechnąłem się lekko ale nic nie odpowiedziałem. To co widzieliśmy w oddali to był dom, mały domek w którym ktoś mieszkał. Podeszliśmy jeszcze bliżej chcąc sie przyjrzeć gdzie znajduje sie wejście do niego. Nie było żadnych ogrodzeń które zabezpieczały przed dzikimi zwierzętami. To było co najmniej dziwne. Każdy mógł wejść na tą posesje i po prostu okraść dom. Nie zwracając już na to zbytnio uwagi stanąłem przed drewnianymi drzwiami. Roxanne po chwili pojawiła się tuż obok mnie. Zapukałem parę razy z niecierpliwością czekając aż ktoś otworzy drzwi. Gdy nie było żadnego odzewu z drugiej strony, ponownie zapukałem. I znowu nic, trzeba by do środka wtargnąć w inny sposób.

- Masz broń ? - Zwróciłem się do dziewczyny.

- Nie

- To schowaj się za mną i nie wychylaj się - Przytaknęła tylko, wzięła głęboki oddech i z całej siły kopnąłem małe drzwi.

- O mój boże....

_____________________________
Hejka <33
I mamy dziewiąty rozdział historyjki ;)
Myślę ze sie wam spodobało i liczę na wasze opinie zapisane w komentarzu <33
Kocham Was i Dziękuje za miłe słowa skierowane do mnie ;**

wtorek, 26 listopada 2013

Chapter 8

Oczami Justina

Niska temperatura jaką wyczułem obudziła mnie z mojego snu. Na moich odkrytych rękach widać był gęsia skórkę. Szybko przeniosłem wzrok na siedzenie obok mając nadzieje że ujrzę tam Roxanne. Fotel był pusty, przez lekko otwarte drzwiczki wlatywały zimne podmuchy wiatru. Nie wiedziałem co jest grane, nie wiedziałem gdzie się podziała dziewczyna. Wysiadłem z samochodu rozglądając się czy możne nie jest gdzieś w pobliżu. Najbliższymi żyjącymi stworzeniami jakie były nie daleko to ptaki. Wszędzie las, gęsty las.

- Kurwa - Kopnąłem pobliski kamień wchodząc do samochodu.

Nie wiedziałem w którą stronę poszła dziewczyna. Odpaliłem silnik i kierując się przeczuciami wjechałem na wąską dróżkę. Ta dziewczyna zawsze musi pakować się w jakieś kłopoty ? Z tego co mi Ryan opowiadał to niezłe z niej ziółko, tylko skrywa się pod taka niewinną dziewczynką. Tak na prawdę widzieliśmy się może parę razy. Laska jak laska, na pierwszy rzut oka nie różni się od reszty. Kończąc moje bezsensowne przemyślenia, skupiłem się na drodze. Co chwile też rozglądałem się czy może Roxy nie idzie gdzieś poboczem. Nie mogłem pozwolić żeby coś jej się stało, nawet jeśli już mam tej dziewczyny dość to muszę dotrzymać mojej obietnicy. Los zawsze nie stawał po mojej stronie, zawsze musiało coś pójść nie tak. Koła samochodu utknęły w ogromnej kałuży błota. Przeklinając pod nosem cały świat wyszedłem z auta. Zacząłem pchać wóz lecz ten ani drgnął, wręcz jeszcze bardziej tonął.

Moje nowe, nowiutkie,piękne autko właśnie utonęło w bagnie. Zajebiście, po prostu zajebiście. Stałem tak jeszcze przez chwile wpatrując się jak dach auta znika pod brudną mazią. Westchnąłem głośno, wyciągnąłem kluczyki z kieszeni i rzuciłem je w pobliskie krzaki. Musiałem iść z buta przed siebie, szukając tej małolaty. Nie mogła daleko odejść, miałem taką nadzieje. Dróżka po której szedłem skręcała w lewo wprost w pole wysokiej trawy, nie było innej ścieżki. Normalnie to bym się odwrócił i za wszelką cenę szukał innej drogi, ale widząc wydeptaną drogę, zapewne przez Roxanne, musiałem zaryzykować. Wszedłem w gęsty gąszcz trawy. Kierowałem się po śladach butów innej osoby która musiała tu już być. Jedyny plus jaki był w tamtym momencie to to że było jasno, przynajmniej słońce mnie w takiej chwili nie zawiodło. Nie wiem ile tak szedłem ile chaszczów połamałem ani ile przekleństw wypowiedziałem. Widząc koniec tej męczarni, wręcz rzuciłem się do szpary która kończyła pole wysokiej trawy. Wreszcie w pełni widziałem horyzont, wreszcie moje nogi stanęły na miękkim podłożu. Rozejrzałem się na wszystkie strony. To miejsce w którym się teraz znajdowałem różniło się z poprzednimi tylko tym że wokół było sucho, nie było żadnej kałuży, bagna czy innych rzeczy które do tej pory uprzykrzyły mi życie.

 Jedna, jedyna rzecz jaka zwróciła moją uwagę było drzewo w oddali na której gałęzi wisiały spodnie, a dokładniej damskie jeansy. Bez zastanowienia ruszyłem w ich stronę już obmyślając plan, jak zatłuc tą dziewczynę. Moje przeczucia mnie nie myliły, siedziała w majtkach na trawie trzęsąc się zimna. Podszedłem bliżej..

Oczami Roxanne


 Po przejściu przez trawę która była wyższa ode mnie, byłam cała mokra. Od butów, aż do włosów, każda niteczka moich ubrań była przesiąknięta wodą. Nie było to tylko spowodowane przechodzeniem przez mokrą trawę, ale też dlatego że chyba z dwa razy wywaliłam się, potykając o korzenie drzew. Na świeżym powietrzu temperatura nie była za ciekawa, a zważając na to że zimny wiatr co chwile we mnie dmuchał moje ciało przypominało kostkę lodu. Musiałam się wysuszyć, tylko pozostawało pytanie jak.

Usiadłam pod drzewem które dzięki swoim rozłożonym gałęziom tłumiły nieco wiatry które zawiewały z pola. Trzęsłam się niewyobrażalnie, dźwięki które najbardziej słyszałam było to szczękanie moich zębów. Musiałam coś wymyślić, albo zamarznąć na śmierć. Ściągnąć spodnie i trochę je przesuszyć ? Od razu skarciłam się za ten pomysł. Chociaż, zimniej już mi chyba być nie mogło. Powoli, drżącymi rękami rozpięłam guzik, a następnie rozporek od moich spodni. Jednym ruchem ściągnęłam je, szybko wieszając na jednej z gałęzi. Czując nagły przypływ jeszcze zimniejszego powietrza skuliłam się , obejmując rękoma nogi. I co ja teraz zrobię. Gdzie teraz pójdę, nie mam gdzie. Nawet gdybym chciała to nie znam donikąd drogi. Jedynym plusem było to że nie było obok mnie tego mężczyzny, a raczej można chyba powiedzieć chłopaka, miał on na oko może z 19 lat.

Odwróciłam głowę na bok, swoimi słowami chyba zapeszyłam, bo albo mnie wzrok mylił albo to się działo na prawdę, ale ten sam chłopak zmierzał w moim kierunku. Nie wyglądał na zadowolonego...

sobota, 23 listopada 2013

Chapter 7

Moja noga cały czas znajdowała się na pedale gazu. Z każdą chwilą samochód jechał coraz szybciej, robiąc większe ryzyko wypadku. Co chwile nerwowo zerkałem w boczne lusterko chcąc wiedzieć czy przypadkiem nie zgubiliśmy wrogów. Dziewczyna nadal była nieprzytomna, od licznych gwałtownych zakrętów jej ciało osuwało się samo na podłogę. Akurat wjechaliśmy na bardzo zatłoczoną drogę dodając naszej ucieczce minusów jak i plusów. Manewrowanie pomiędzy licznymi autami zdecydowanie ułatwiało przeciwnikowi schwytanie nas, a z drugiej strony im więcej było samochodów tym trudniej było spostrzec właściwe spośród tylu.

Przeciwnicy wykorzystali tą sytuacje i w mgnieniu oka znaleźli się tuż koło nas, widziałem ich, widziałem gniew który czaił sie w ich oczach. Byli zdolni do wszystkiego, za wszelką cenę. Ostatnie co widziałem do jak się uśmiechali złośliwie przybliżając w moja stronę swój samochód. Lekkie dotknięcie spowodowało że przez chwile nie mogłem zapanować nad kierownicą. Nie mogłem tak bezczynnie czekać aż oni sami sobie odjadą, tez musiałem zacząć działać. Widząc że za autem przeciwników jedzie rozpędzony tir bez namysłu wepchnąłem ich samochód pod jego koła. Nie wiedziałem co się potem działo, spojrzałem w boczne usterko widząc ogromny karambol który wyrządziłem, ale nie miałem wyjścia. Z każdą chwilą zacząłem wyprzedzać innych kierowców. Nie chcąc jednak zapeszać nie zwolniłem swojej jazdy póki nie miałem stu procentowej pewności że jesteśmy w bezpiecznej pozycji. Dzień powoli zaczynał się kończyć, zostawiając po sobie mrok. Droga po której jechaliśmy aktualnie nie była zbyt dobrze oświetlona. Zważając na moje zmęczenie, nie mogłem dalej jechać. Potrzebowałem chwile odpoczynku. Jak zdążyłem zauważyć na razie leśna doga nie prowadziła do jakiegoś konkretnego celu w którym moglibyśmy się zatrzymać. Jedynym wyjściem był noclegu w samochodzie na poboczu dróżki. No cóż, nie miałem wyjścia..

Oczami Roxanne

Szum w mojej głowie nasilił się zmuszając mnie bym w końcu uniosła ciężkie, zmęczone powieki. Obraz był nieco rozmazany, nie mogłam rozpoznać miejsca w którym się znajdowałam. Przestrzeń na której leżałam była mała, nie wygodna. Dotknęłam ją ręką, macając materiał z którego była wykonana, skórzany fotel. Chwile potem usłyszałam lekko stłumiony śpiew ptaków. Przecierając oczy wreszcie dostrzegłam wszystkie rzeczy które wokół mnie były. Samochód, byłam w samochodzie, jakby jeszcze tego było mało samochód stał na poboczu leśnej drogi która wydawała się bardzo wąska, aż niemieszcząca żadne pojazdy mechaniczne. Nie wiedziałam co tu robię i dlaczego tu jestem.

Odwróciłam się w drugą stronę i co spostrzegłam ? Na miejscu kierowcy siedział jakiś chłopak który był mnie nieznany. Panika ogarnęła całe moje ciało, zawładnęła także moim umysłem. W tamtym momencie chciałam krzyczeć, lecz wiedziałam że prawdopodobnie źle to by się dla mnie skończyło. Mężczyzna wyglądał groźnie, nie wiedziałam czy mnie porwał, czy może na zlecenie Jasona miał mnie gdzieś wywieść, po prostu tego nie wiedziałam. Spojrzałam na chwile na siebie. Cała moja ręka była pokryta licznymi ranami wyglądającymi jak zrobione szkłem. Krew zaschła już na ranach tworząc liczne strupy. Wszystko bolało mnie cholernie, każdy najmniejszy ruch sprawiał nieprzyjemne uczucia. Nie mogłam tak siedzieć w tym aucie i czekać aż nieznajomy się obudzi, musiałam uciekać. Chwyciłam klamkę drzwi powoli je otwierając, nie chciałam robić hałasu. Wystawiłam jedną nogę, następnie drugą, aż potem stanęłam na równe nogi czując się jakbym ich nie miała. Po prostu ich nie czułam, strasznie mi zdrętwiały od trzymania ich w jednej pozycji przez nie wiadomo ile. Poczekałam chwile, przecierpiałam to okropne uczucie zwane także ''mrówkami'' które przebiegały przez moje stopy. Gdy byłam już w stanie chodzić nie zamykając drzwiczek od samochodu ruszyłam przed siebie. Nie znałam drogi, ale musiałam iść by być jak najdalej od nieznajomego mężczyzny...

_________________________________
Siemka <33
Od razu przepraszam że taki krótki, ale chce was troszkę potrzymać w napięciu ;)
Jak myślicie, jak teraz cała historia się potoczy ? 
Wyrażajcie swoje opinie w komentarzu, który daje mi wiele motywacji i weny <33 

środa, 20 listopada 2013

Chapter 6

Udało nam się przebrnąć przez strzeżone ogrodzenia bez żadnego problemu. Dobrej ochrony to oni w ogóle nie mają.

- Wchodzimy - Oznajmiłem reszcie oddalonej nico od nas.

Potwierdzili to swoimi skinięciami głów. Nie mogłem się już wycofać, a nawet nie chciałem tego. Za wszelką cenę musiałem ją znaleźć i zabrać bezpiecznie do domu. Nasza rozłąka już za długo trwała. Odliczając w myślach do trzech pchnąłem nogą duże zardzewiałe drzwi. 

- Zamknąć ryje i robić co wam każe ! - Krzyknąłem w stronę małej grupki mężczyzn zgromadzonych w wielkim pokoju.

Gdy tylko usłyszeli mój donośny głos podnieśli sie wystraszeni z miejsc, niektórzy ruszyli w naszą stronę, lecz zostali obezwładnieni przez resztę z mojej grupy. 

- Wszyscy pod ścianę ! - Warknąłem głową wskazując pobliską ściankę.

Bez słowa każdy ruszył powolnym krokiem w wyznaczone miejsce.

- Przeszukajcie cały dom, Justin idź na górę - Zwróciłem się do chłopaków z grupy..

Oczami Justina


Wyciągnąłem broń z tylnej kieszeni wchodząc po zardzewiałych, metalowych schodach. Spokojnym, powolnym krokiem ruszyłem przed siebie poprzez ciemny korytarz, na końcu, na samym końcu w drzwiach zauważyłem dwójkę mężczyzn. Schowałem się za ścianą, wyczekując aż skończą swoją rozmowę. Dźwięk zatrzaśnięcia drzwi utwierdziły mnie tylko w tym że skończyli. Pozostałem w miejscu widząc że jeden z nich kieruje się do innego pokoju. Wychyliłem się zza ściany patrząc czy aby na pewno nikogo nie było na mojej drodze. Dostałem się do drzwi w których przed chwilą zamknął się jak sądzę Jason. Chwyciłem klamkę, lecz nie dane mi było otworzyć drzwi, ktoś mnie wyprzedził. Szybko ukryłem się w ciemnym koncie za drzwiami. Wyszedł chłopak, ruszył przed siebie, miałem nadzieje że mnie nie zauważy. Nawet nie wiedziałem że mój oddech był taki szybki, Jason odwrócił lekko głowę próbując upewnić się ze nikt go nie obserwuje. Wstrzymałem oddech, modląc się żeby mnie nie spostrzegł. Po chwili, wzruszył ramionami i zniknął za zakrętem. Wypuściłem powietrze które nagromadziło się w moich płucach. Mocniej chwyciłem zimną broń która spoczywała w moich rękach. Zrobiłem krok do przodu ponownie otwierając ciężkie drzwi. Pokój do którego wszedłem ewidentnie była sypialnią Jasona. Oprócz ogromnego łóżka, w pomieszczeniu nie znajdowało się zupełnie nic, kompletna pusta. Ściany, pokryte były starą po części zdrapaną tapetą której kolor dawno wyblakł. Widząc że niczego tam nie znajdę, wyszedłem z niego. Od razu gdy tylko drzwi się zamknęły ze środka słychać był dźwięk spadającego szkła. Zdziwiony odwróciłem się na pięcie, ponownie wchodząc do pomieszczenia.

- Ałł - Odezwał się jakiś głos...damski głos.

Nie wiedziałem skąd dochodził. Po chwili znowu usłyszałem cichy jęk potwierdzający że ktoś jest w pobliżu. Nasłuchiwałem się przez chwilę dźwiękowi. Odgłosy wywodziły się ze ściany, tak ze ściany. Przyłożyłem ucho do zdartej tapety chcąc się upewnić czy aby na pewno mi się nie przesłyszało. Nie, nie przesłyszało mi się. Spojrzałem się nieco w dół, nie zauważyłem że w zniszczonej tapecie został zrobiony otwór na klamkę. Chwyciłem za nią i stanowczo pociągnąłem. Drzwiczki ani drgnęły, były zamknięte.

- Jason ? - Odezwał się cichy głosik.

 Nie odpowiedziałem, rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu klucza.

- Jason, to ty ?! - Krzyknęła dziewczyna.

- Cicho - Warknąłem, próbując rozmienić jak otworzyć te cholerne drzwi.

 Usłyszałem strzał, musiałem się pośpieszyć.

- Co tam się kurwa dzieje - Osoba za ścianą kopnęła w drzwi, dając mi pomysł na uwolnienie jej.

 Oddaliłem się nieco biorąc duży zamach wyważyłem je. Poleciały z hukiem na dziewczynę znajdującą się w środku. Szybko pomogłem jej wstać. To była Roxy, miała nadgarstek zakrwawiony, cała była posiniaczona.

- Trzymaj się i rób co ci każe - Powiedziałem do oszołomionej dziewczyny która ledwo stała na nogach.

 Nie odpowiedziała ale ja wiedziałem że dotarło do niej to co powiedziałem. Trzymając ją w pasie, wyszedłem z pomieszczenia. Ruszyłem przez ciemny korytarz w stronę schodów. Kolejny strzał rozbrzmiał mi uszach sygnalizując że jest już za późno. Większość naszych przeciwników leżała na podłodze zupełnie nie kontaktując ze światem. Wzrokiem szukałem wyjścia. Znajdowało się na drugim końcu pomieszczenia. Upewniając się że dziewczyna jeszcze jest przytomna ruszyłem na przód. Rozglądałem się za Ryanem. Nigdzie nie mogłem go zauważyć.

- Zginiesz śmieciu ! - Krzyknął Jason, na co ja automatycznie odwróciłem głowę w jego stronę.

Chłopak kopał leżącego na podłodze Butlera który zwijał sie z bólu. Natychmiast ruszyłem mu an pomoc.

- Uciekaj z nią, chroń ją ! - Krzyknął resztkami sił zamykając oczy.

Choć chciałem pomóc przyjacielowi wiedziałem że muszę postąpić inaczej, szybko wydostałem się na zewnątrz. Z prawie nieprzytomna dziewczyną wsiadłem do auta, Widziałem w bocznym lusterku że nie uda nam się tak łatwo zgubić ludzi z gangu Jasona którzy ruszyli w pogoń za nami. Dotrzymam obietnicy złożonej przyjacielowi...

___________________________________________
Hejka <33
Pierwszy rozdział oczami Justina *,* 
Myślę że się wam spodobał i wyrazicie swoje zdanie w komentarzu ;33
I znowu czekamy na następny ;**

niedziela, 17 listopada 2013

Chapter 5

Temperatura w pokoju pomimo pogody za oknem, robiła się coraz gorętsza. Ręce Jasona ani na chwile nie odrywały sie od mojego ciała. Nagle wsunął je pod bluzkę masując obolały brzuch, podwinął ją do góry. Ja pomagając mu ściągnęłam ją całkowicie rzucając w kąt pokoju. Chłopak zobaczył wszystkie siniaki które szpeciły cały mój brzuch, nogi i ręce. Westchnął głęboko i delikatnie zaczął całować każdą z ran. Jego dłonie dotknęły zapięcia od stanika. Podniósł się, a następnie lekko uniósł moje ciało mając lepszy łatwiejszy do niego dostęp.

- Mogę ?

- Tak - Odpowiedziałam szybko nie myśląc w ogóle nad tym co robię.

Jednym zwinnym ruchem odpiął biustonosz, zdjęłam go i rzuciłam w kierunku bluzki. Zapatrzył się przez chwile, ale już po chwili przybliżył sie do mnie całując od pępka aż do piersi. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, to było niesamowite. Cichutko pomrukiwałam, dając znak że coraz bardziej jestem podniecona. Wziął jedną pierś w rękę..Drzwi od pokoju w którym się znajdowaliśmy otworzyły się szeroko ukazując jednego z członków gangu.

- Kurwa ! - Krzyknął Jason. Od razu zakryłam się rękami wchodząc pod kołdrę.

- Czego ?! - Warknął w stronę chłopaka Jas.

- Są tutaj.

- Kto, kurwa ?!

-...Ryan i..- Po tych słowach Jason zerwał sie na równe nogi.

- Jak oni się tu dostali ?! - Podszedł do chłopaka chyba w moim wieku.

- Jest ich dwa razy więcej - Odpowiedział o dziwo spokojnie.

- Powstrzymajcie ich jeszcze na chwile - Zamknął mężczyźnie drzwi przed oczami i szybko podszedł do mnie.

- Wstawaj, musisz się schować.

- Co ?!

- Zamknij się i rób co ci każe ! - Znów wrócił dawny Jason, którego nienawidziłam, wręcz gardziłam.

Nie odezwałam się już słowem, nie chciałam nowych siniaków do kolekcji. Wepchnął mnie do starej, brudnej łazienki z której nikt nie korzystał. W środku było ciemno, kompletnie nic nie było widać. Ostatnie co usłyszałam to zamknięcie kluczem drzwi przez Jasona...

Oczami Ryana


- Zrozumieliście ? - Spytałem całego gangu zgromadzonego w pomieszczeniu.

Chciałem upewnić się czy znają cały plan.

- Jasne - Odezwali się co niektórzy.

- Wychodzimy, każdy ma przydzielone auta - Na zewnątrz robiło się już ciemno co tylko ułatwiało nam zadanie. Jechaliśmy opustoszałą ulicą, wprost do siedziby Jasona. Byłem pewny, nawet więcej niż pewny że ona tam jest, że czeka. Tak bardzo za nią tęskniłem, nie widziałem jej już kawału czasu. Czasem mi się śniła, ale to nie było to samo co na prawdę. Miała dopiero szesnaście lat, przecież to jeszcze moja mała siostrzyczka która w dzieciństwie nie odstępowała mnie na krok, a teraz została brutalnie ode mnie odsunięta. Po śmierci rodziców zostaliśmy we dwoje, sami, bez żadnej innej rodziny. Nie mogłem pozwolić żebyśmy trafili do domu dziecka a tam żeby nas rozdzielili.

Przez parę dni i nocy błąkaliśmy się na ulicy, aż w końcu zgarnął nas Matt. Miałem wtedy piętnaście lat, a już żeby dać dach nad głową siostrze musiałem kraść, czasem też oś nielegalnie sprzedawać. Jestem teraz chłopakom bardzo wdzięczny że dali mi szanse na uratowanie życia Roxy. Zrobiłbym dla niej wszystko, tyle razem przeszliśmy, tyle mamy wspomnień których ona teraz w ogóle nie pamięta. Z czasem stałem się coraz lepszy w tym co robiłem na co dzień, zostałem szefem gangu, nie mówiłem jej nic, dla jej dobra i bezpieczeństwa wolałem milczeć. Nie wiedziała czym się zajmuje, zawsze znajdowałem jakieś wymówki będące usprawiedliwieniem moich nocnych wypadów jak i licznych obrażeń. Do tej pory nie rozumiem jak ktoś może być aż tak okrutny żeby zabrać mi to co w życiu miałem najważniejsze, jedyne. Ona niczemu nie zawiniła, nawet nie wiem czym ja zawiniłem.

- Ryan - Justin wybudził mnie z przemyśleń.

Całe wspomnienia wywołały u mnie napad bezsilności.

- Wszystko w porządku ?

- Nie, kurwa nic nie jest w porządku - Wybuchnął opadając na oparcie skórzanego fotela.

- Znajdziemy ją, obiecuję ci że gdybym miał szukać ją na własną rękę do końca moich dni, to zrobię to.- Wyznał patrząc prosto w moje oczy.

Nie odezwałem sie, byłem w szoku. Mieć tak oddanego, tak zaangażowanego przyjaciela to najlepsze co mi sie do tej pory przydarzyło. Byłem spokojniejszy z myślą że mam przy sobie kogoś takiego.

- Dobra, jesteśmy na miejscu wychodzimy - Powiedziałem do urządzenia walky-talky.

- Zrozumieliśmy - Jeden z członków gangu, odezwał się. Wyszedłem z samochodu.

- No to pora odebrać moją siostrę....

______________________________________
Siemka <33
No i mamy już piąty rozdział naszej historyjki ;)
Myślę że się podoba i mam nadzieje że wyrazicie swoje wrażenia w komentarzu. ;3
No to chyba by to było wszystko ;) Następny rozdział postaram się napisać jak najszybciej ;**

środa, 13 listopada 2013

Chapter 4

- Bieber, przyjeżdżaj natychmiast. - Po wypowiedzeniu tych słów rozłączyłem się.

Nerwowo obracałem w ręku telefon. Nie mogłem uwierzyć że to wszystko, ona, to zdarzenie było tylko snem. Wreszcie mogłem ją zobaczyć, ale niestety tylko w moich marzeniach. Myślałem że już wszystko będzie dobrze, że znowu będę miał ją przy sobie.

Usłyszałem ryk silnika, nie sprawdzałem kto to bo bardzo dobrze wiedziałem.

- Co się dzieje, stary ? - Do domu wpadł Justin.

- Kurwa, nie uwierzysz - Popatrzyłem na niego trzymając się za włosy, przy okazji ciągnąć za końce.

On usiadł obok mnie.

- Widziałem ją - Zacząłem opierając się o miękkie poduszki.

- Kogo ?

- Roxanne - Powiedziałem przypominając sobie od początku cały sen.

- Ej, Ryan czy ty się na pewno dobrze czujesz ? - Bieber położył rękę na moim ramieniu.

- Tak...dobra, z resztą to nie ważne, to nie wydarzyło się na prawdę - Wstałem z kanapy.

- Musimy ją znaleźć - Dodałem odwracając się w jego stronę.

- Jak, szukaliśmy już wszędzie..

- Nie, nie byliśmy w jednym miejscu..

Oczami Roxanne


Ostry ból zakłócił mój sen. Otworzyłam zmęczone oczy. Jak zawsze obudziłam się na brudnej zimnej podłodze, która była moim ''łóżkiem''. Przyzwyczaiłam się już do tego jak i do tego że w tym samym pomieszczeniu na ogromnym drogim łóżku śpi Jason, który patrzył się w  tamtym momencie na mnie. Ja natomiast nie patrzyłam na niego, oglądałam wszystkie siniaki i rany jakie Jason zadał mi wczoraj w nocy.Był na misji, odniósł porażkę i musiał sie na kimś wyżyć, a że ja byłam pod ręką to tak wyszło. W tym budynku to całkowicie normalne, tu nie ma takiej kobiety którą by ktoś nie wykorzystywał do własnych celów.

Każdy tutaj myśli że my nie mamy uczyć, że jesteśmy gotowe na każde ich polecenie. Nie różniłam się od ich prawie niczym, jedną jedyną rzeczą jaką ja miałam a one nie to ''przywilej'' spania w jednym pomieszczeniu z szefem. Wolałabym już siedzieć w ciemnej piwnicy w której co chwile przebiegają szczury a zapach jest nie ciekawy niż patrzeć na tego nieczułego skurwysyna który uśmiecha się do mnie.

- Chodź tu - Powiedział klepiąc miejsce obok siebie.

Stałam w bezruchu trzęsąc się z zimna, pragnęłam położyć się pod miękką kołdrą ale na pewno nie z nim.

- No chodź, cieplej ci będzie - Jego ton głosu o dziwo był łagodny, choć i tak można w nim było wyczuć nie chęć do wszystkiego.

Spojrzałam na swoje stopy, były sine, wręcz mocno fioletowe. Nie czułam ich prawie. Nie miałam innego wyjścia w tamtej chwili zrobiłabym wszystko żeby poczuć choć trochę ciepła. Powolnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Podniósł kołdrę do góry, a ja wślizgnęłam się pod nią. Minimalnie zrobiło mi się cieplej, lecz nadal trzęsłam się.

- No już  uspokój się - Odezwał się obejmując mnie swoim ramieniem.

Nie wiedziałam co się dzieje, nie wiedziałam dlaczego był taki miły, przecież zaledwie kilka godzin temu był wściekły. Przycisnął mnie mocniej do swojego ciała przez co syknęłam z bólu, wszystkie moje siniaki dawały o sobie znać

- Słuchaj, wczoraj przesadziłem..- Odezwał się, przez co spojrzałam na niego.

Teraz patrzyliśmy sobie w oczy.

- Przepraszam Cię..- Dokończył, a mnie zamurowało, jeszcze nigdy nie usłyszałam od niego tego słowa, nigdy.

Zawsze był oschły, nie czuły, wulgarny...Może właśnie nadszedł taki czas kiedy się zmienił. Nikt tego nie wie, nie chciałam się w to angażować bo mogę się rozczarować.

- W porządku..- Wydusiłam z siebie, będąc dalej w szoku.

Może i zwykłe przepraszam nie przywróci pięknego wyglądu mojemu ciału ani nie poskłada w całość mojej psychiki ale wydusił to z siebie, trzeba uszanować. Cały czas patrzeliśmy sobie w oczy, nigdy nie zwróciłam na nie uwagi..były po prostu przepiękne, ciemno brązowe. Zbliżył się do mnie i bez zastanowienia połączył nasze usta. Chwilowy opór z mojej strony nie zatrzymał go i już po chwili zatraciliśmy się oboje w pocałunku. Nie wiedziałam co robię, to było silniejsze ode mnie, od wszystkiego.

Nie myślałam, cały świat przestał istnieć, zostawił tylko nas, ja i on. Przejechał językiem p mojej wardze, chcąc posunąć sie o krok dalej. Nie mogłam uwierzyć w to co robiłam, z każda chwilą ulegałam mu coraz bardziej, coraz bardziej pragnęłam go. W tamtej chwili zrozumiałam że nie było mi zimno z powodu temperatury, byłam zimna, bo nie otrzymywałam od nikogo uczucia, ciepłego uczucia. Pragnęłam tego, za wszelką cenę chciałam poczuć sie ważna, potrzebna. Wtedy miałam ta okazje, może i była ona z chłopakiem który wyrządził mi mnóstwo krzywd, ale...nawet nie wiem jak to wytłumaczyć tego co czułam, nie lubiłam rozmawiać o swoich uczuciach, nie umiałam, nigdy nie próbowałam.

Nasze języki współgrały, dopełniały się. Jason pochylił sie bardziej do przodu, tym samym będąc nade mną. Przygryzł moją wargę, przez co cicho pisnęłam. Wtedy mogliśmy zaczerpnąć oboje powietrza którego zabrakło w naszych płucach. Nie czekając długo znowu nasze wargi stykały się tworząc ogień, żywy ogień. Jego rękę spoczęła na moim brzuchu wywołując przyjemne ciarki.

Chciałam więcej, chciałam żeby posunął się dalej, nawet gdybym miała tego żałować...

___________________________
Hejjj ;3
Kolejny rozdział za nami. 
Zauważyłam ze w tych początkowych rozdziałach bardzo brakuje Justina, ale z czasem pewnie się to zmieni, po prostu musicie poczekać ;)
Jeżeli się podoba opowiadanie to proszę komentujcie, ponieważ nie dość że jest to bardzo miłe to dodaje mi weny do tworzenia dalszych rozdziałów. 
Kontakt do mnie :
GG - 42142286
W razie ostateczności jak ktoś nie ma gadu gadu to może mnie pytać na asku które znajdziecie na moim profilu ;) 

sobota, 9 listopada 2013

Chapter 3

Moje serce z każdą chwilą przyśpieszało mocne bicie, które każdy zgromadzony w pokoju na pewno słyszał. Ręka w której znajdował się pistolet nie mogła utrzymać jednego celu.

- Jason..

- Strzelaj - Krzyknął, nie dając mi powiedzieć najmniejszego słówka.

Nie wiedziałam co zrobić, w mojej głowie panowała totalna pusta, kompletne zero. Przełknęłam głośno ślinę i popatrzyłam jeszcze raz na chłopaka którego oczy przepełniały łzy.

- Liczę do dziesięciu, jeśli tego nie zrobisz, zabiję cię - Warknął w moją stronę mężczyzna który już dawno stracił cierpliwość.

Panika ogarnęła całe moje ciało, ale za żadne skarby nie mogłam dać po sobie tego poznać. Zacisnęłam powieki i wycelowałam broń w klęczącego..Ryana. Nie miał już siły, jego głowa opadła na dół, dając znak że się poddaje.

- 1,2,3.. - Zaczął powoli odliczać.

Mój oddech z każdą cyfrą zaczął robić się szybszy.

- 7,8,9 .. - Teraz, albo nigdy.

Odwróciłam się na pięcie w nacisnęłam spust. Kula przebiła nogę Jasona który w jednej sekundzie wylądował na ziemi.

- Puśćcie go ! - Warknęłam do dwóch ochroniarzy Jasa, wcelowując w ich stronę mały pistolet.

Oboje szybko odsunęli się od prawie nie przytomnego chłopaka.

- Pomóż mi go podnieść ! - krzyknęłam do mężczyzny który był z Butlerem.

Kiwnął tylko głową i bez słowa chwycił przyjaciela pomagając mu wstać.

- Wracaj tu suko ! - Donośny głos rozniósł sie po całym magazynie, oczywiście należał on do Jasona który na środku pomieszczenia zwijał się z bólu.

Może i to był zły pomysł ale nie mogłam go tak zostawić. Chcąc nie chcąc zaopiekował się mną, dał mi dach nad głową, niekiedy się troszczył. Może i był agresywny i nieobliczalny, ale nie chciałam żeby zginął.

- Odwieź go w bezpieczne miejsce - Powiedziałam do chłopaka który razem ze mną trzymał Ryana.

- A ty ?

- Dam sobie radę

- Nie ma mowy, będę na ciebie czekał przed magazynem. - Oznajmił i bez żadnego więcej słowa zniknął z mojego pola widzenia.

Podeszłam do wykrwawiającego się Jasona. Urwałam kawałek jego koszulki.

- Co ty odpierdalasz ?! - Próbował mnie odepchnąć, lecz ja od razu owinęłam kawałek materiału nad jego raną.

- Mam nadzieje że z tego wyjdziesz - Po wypowiedzeniu tych słów wybiegłam z budynku.

Za kolczastym płotem zauważyłam auto z którego wysiadł ten sam chłopak którego widziałam parę chwil temu.

- Wsiadaj - Rozkazał.

Nie mając innego wyjścia weszłam do samochodu nieznajomego. Od razu w oczy rzucił mi się leżący na tylnym siedzeniu, nieprzytomny Butler.

- Nic mu nie będzie ? - Zapytałam.

- Przechodził przez o wiele gorsze rzeczy - Powiedział obojętnie.

- A tak w ogóle to kim wy jesteście, co wydarzyło się w tamtym magazynie ? - Popatrzyłam na niego. Jego oczy cały czas wpatrywały się w jezdnie.

- Później się wszystkiego dowiesz - Dalej jechaliśmy w ciszy.

Droga dłużyła się w nieskończoność, a jeszcze do tego musiałam siedzieć przez cały czas w niewygodnym skórzanym fotelu.

- Możesz się tak nie wiercić ? - Jęknął Brunet któremu widocznie to przeszkadzało.

- Zainwestuj w nowe fotele -  Odpowiedziałam uśmiechając się złośliwie.

- Pyskata jak brat - Wymamrotał pod nosem, lecz na tyle głośno żebym go usłyszała.

Nie będę zaczynać tematu, mam nadzieje że dowiem się wszystkiego gdy nareszcie dojedziemy. Mijaliśmy coraz to więcej ulic, które z każdą chwilą stawały się dla mnie bardziej znane.

- Może to głupio zabrzmi, ale czuje się jakbym już tu kiedyś była. - Powiedziałam nie odrywając wzroku od domów które mijaliśmy.

- Bo byłaś - Odpowiedział.

Spojrzałam na niego, przez chwile obdarzył mnie wzrokiem lecz już po chwili znów patrzył przed siebie.

- Nie mogłam być

- To skomplikowane, powiedziałem ci już że wszystkiego się dowiesz jak dojedziemy.- Nie zadawałam już pytań, zostawiłam je na później.

W pewnym momencie jechaliśmy po drodze pełnej wybojów. Szarpało mną we wszystkie strony. Kiedy powoli zaczynałam tracić swoją jakże wytrzymałą cierpliwość auto się zatrzymało. Zobaczyłam duży dom, który nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał mojego dotychczasowego mieszkania. Ten dom, był taki zadbany, taki ciepły. Wyszłam z samochodu, otworzyłam tylne drzwi.

- Pomóż mi go wyciągnąć - Rzuciłam w stronę chłopaka który właśnie wyszedł z wozu.

Bez słowa stanął koło mnie i mocno chwycił rękę Ryana. Zrobiłam to samo, by po chwili wyciągnąć go całego z maszyny. Jakoś doczołgaliśmy się z nim do drzwi, które po chwili otworzył wysoki mężczyzna, który gdy tylko nas zobaczył przyjął zmartwiony wyraz twarzy.

- Justin, co z nim ? - Zapytał patrząc na chłopaka obok mnie.

A więc ma na imię Justin..bardzo znajome imię.

- Nie ważne, lepiej pomóż mi go zanieść na kanapę. - Chwile później Butler leżał już na miękkiej sofie.

- A co to za laska ? - Chłopak spojrzał na mnie.

- Roxanne, siostra Ryana

- To ona ?! - Spojrzał na mnie nie dowierzając.

Ja natomiast jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Ludzie mówią o tobie jakieś rzeczy, a ty jesteś pewna że to jest nie prawda, bo w końcu ja nie mam żadnego brata.

- Ta, ale jest problem..

- Jaki ?

- Bo ona tego nie pamięta.

Następny Dzień


Oczami Ryana


Przetarłem zmęczone oczy, wstając z kanapy na której spałem. Miałem takie wrażenie że to co wydarzyło się zeszłego dnia było snem. Chcąc się na sto procent upewnić, ruszyłem do jej dawnego pokoju. W duchu modliłem się żeby to okazało się realistyczne. Pokonałem duże schodu prowadzące na górę. Mijałem parę drzwi, aż w końcu, dotarłem do tych które prowadziło do jej  pokoju. Wziąłem głęboki oddech i niepewnie chwyciłem za klamkę. Otworzyłem szeroko duże drzwi, w pokoju było ciemno, rolety były zasłonięte. Powoli podszedłem do łóżka, odkryłem kołdrę..nikogo nie było. Czyli to jednak był sen, bardzo realistyczny sen...

________________________________

Cześć ;)
Mamy już trzeci rozdział, pewnie się teraz pogubiliście, ale od razu wytłumaczę ;) To całe zdarzenie w tym magazynie, było snem, to się nie działo na prawdę, bo to by było z byt proste ;) Jeżeli jesteście ciekawi co będzie dalej i jak potoczy się ta historia to czytajcie dalej ;) Jeżeli ktoś chce być powiadamiany o rozdziale to proszę napisać na GG : 42142286 :)