Oczami Roxanne
- Pośpiesz sie, czekamy na ciebie - Po raz kolejny pani Menson krzyknęła z dołu poganiając nie tylko mnie ale i resztę dzieci.
Nienawidziłam tego, nie znosiłam gdy ktoś mnie poganiał, niestety tutaj byłam na to skazana.
- Idę kurwa! - Biorąc swoją torbę wyszłam z małego pokoju który dzieliłam z jedną dziewczyną.
Nie zwracając uwagi na nic wyszłam z budynku.
Znowu, jak każdego ranka w tygodniu wychodziłam z tego piekła idąc powoli w stronę następnych katuszy. Wszystko sie zmieniło, a miało podobno być tak pięknie. Tyle obietnic było, a nic z tego nie wyszło. Zostałam sama, bez niczego. W sierocińcu, bez żadnych szans by sie z tego wyrwać. Jeszcze cztery miesiące wcześniej było przecież świetnie, wszystko miało być dobrze. Ten jebany kłamca mówił że sie mną zaopiekuje.
Ryan oficjalnie nie istniał, nie było go już. Najgorsze jest to że ja nawet sie z nim nie pożegnałam..nawet na jego pogrzebie nie byłam. Jeden czy może dwa razy odwiedziłam grób, więcej razy nie puszczali mnie. Przez moje próby ucieczki zaczęli mnie bardziej pilnować, nie pozwalali mi na różne rzeczy. Nawet teraz wiedziałam że mimo że obok mnie nikogo nie było to obserwowali mnie, nie mam pojęcia dlaczego. Przecież to jest tylko dom dziecka, nie jakieś więzienie z którego nawet na krok samemu wyjść nie można. Czuje sie cały czas osaczona.
Droga do szkoły nie była długa, nie wiem czy to była korzyść czy może następne przekleństwo. Wszyscy wobec mnie sie zmienili, chociaż tak na prawdę nie było mnie krótki okres czasu. Oni zdążyli już zmienić całkowicie o mnie zdanie, i stworzyć sobie własne. Nie rozmawiali ze mną, rozmawiali o mnie, za moimi plecami. Nie wiedzieli tylko tego że ja to wszystko słyszę i niektóre plotki które padły z ich ust nie raz doprowadziły mnie od łez jak i śmiechu. Niby byłam twarda, pokazywałam na każdym kroku że nie dam sie złamać, a tym czasem umierałam w środku, cała nadzieje zniknęła. Odliczałam dni do pełnoletności, gdy w końcu wyrwę sie z tego, zacznę żyć po swojemu.
Nie wiem co sie stało z Justinem. Gdy tylko wróciliśmy, po prostu zniknął, rozpłynął sie zostawiając mnie w moim starym domu który aktualnie stał pusty, żadnej żywej duszy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mnie zostawił, ja...na prawdę myślałam że jednak zaczął coś do mnie czuć, że zaczął darzyć mnie uczuciem jakim ja go darzyłam. To uczucie dawno zniknęło, wyparowało z chwilą gdy on wyparował. Oprócz niego w tamtym momencie nie miałam nikogo, zostałam sama. Opieka społeczna w końcu dowiedziała sie że byłam samiutka w domu, bez żadnych środków do życia. Bez żadnej dyskusji, bez poszukiwania jakiejkolwiek rodziny policja pozostawiła mnie w tym sierocińcu, do którego chcąc nie chcąc musiałam sie przyzwyczaić.
Miałam tak spędzić półtora roku. Półtora roku, tego cierpienia, nie widziałam już przed sobą jakiejś normalnej przyszłości. Może ktoś uznać że przesadzałam, że to przecież nie koniec świata. Ja piekło przeżywam od dzieciństwa, od samego początku wszystko idzie nie tak i gdy w końcu miało być rzekomo dobrze, oczywiście wszystko sie spierdoliło. Mogłam to przewidzieć.
Wchodząc szybkim krokiem do dużego, ceglanego budynku od razu poczułam na sobie wzrok innych, mimo że do szkoły wróciłam już cztery miesiące temu, oni nadal robią ze mnie sensacje, nadal o mnie gadają, a ja nie miałam pojęcia dlaczego. Do tej pory z nikim nie gadałam i nikt nie odważył sie podejść do mnie. Nawet moi niby dawni przyjaciele byli przeciwko mnie, tak samo jak wszyscy traktowali mnie jak dziwadło, obchodzili sie ze mną jak zwierze w klatce.
Małym wybawieniem był czas na lekcje. Przez ten moment nikt nie miał czasu sie interesować mną pod czujnym okiem surowych nauczycieli którzy bardzo cenili sobie dyscyplinę. Nie mówię że lubiłam lekcje, że lubiłam sie uczyć, ja po prostu wtedy miałam czas na odpoczynek od wszystkich, chwile wytchnienia. Jedyne z czego byłam dumna, to z tego że nie załamałam sie do końca, nadal próbowałam choć trochę walczyć, choć z drugiej strony wszystko już mi było obojętne. Musiałam po prostu dotrwać do pełnoletności, to był jedyny mój cel. Nie chciałam poznawać żadnych nowych ludzi, z żadnymi mieć kontaktu. Nie chciałam po prostu być przez kogoś znowu zraniona i oszukana. Nigdy nie wybaczę tego Justinowi, złamał obietnice nie tylko względem mnie ale i mojego brata...
Po pierwszych trzech lekcjach odprężyłam sie nieco. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę niewielkiej stołówki gdzie oczywiście byłam zdana na siedzenie w odległym stoliku w samotności. Szczerze powiedziawszy nie przeszkadzało mi to, zaczynałam sie już przyzwyczajać do samotności, do ostrego traktowania wobec mnie. Nie miałam tylko pojęcia czym sobie na to zasłużyłam, może zrobiłam coś nie tak a sama o tym nie wiem. Wszyscy mnie olali nie mówiąc dlaczego, a przede wszystkim nie dali szansy by coś naprawić, od razu mnie skreślili. Nie byłam jedną z tych typowych ofiar w szkole, różniłam sie od nich tym że ja zawsze chodziłam z podniesioną głową, zawsze chciałam pokazać im że jednak mnie sie złamać nie da, ale w środku było coraz gorzej.
Wzięłam posiłek który pozostawiał wiele do życzenia. Rozglądając sie po całej sali zobaczyłam wolne miejsce pod oknem w samym rogu. Ruszyłam miedzy wszystkimi, zauważyłam jak niby najlepsza laska w szkole patrzyła sie na mnie z pogardą. To akurat przyprawiło mnie o uśmiech, ona był śmieszna myśląc że przejmę sie jej słowami czy czynami, szczerze do bólu miałam ją w dupie. Nie zwracając już więcej uwagi na to coś w końcu mogłam spokojnie usiąść by zjeść swoje drugie śniadanie. Nigdzie mi sie nie spieszyło, do lekcji było jeszcze dużo czasu. Normalnie to teraz poświęciłabym tą chwilkę jak zwykle na myślenie o wszystkim, ale ja miałam w końcu tego dość. Za każdym razem gdy wspominałam te rzeczy ogromny ból towarzyszył mojemu sercu. Musiałam zapomnieć, zapomnieć o wszystkim co łączyło mnie i Justina, te wszystkie rzeczy jakie przeszliśmy. Musiałam sie najpierw pogodzić z teraźniejszością by normalnie, spokojnie wspominać przeszłość której nie chce pamiętać. Nie chce o nim pamiętać. Nie chce wiedzieć jak wyglądał. Nie chce wiedzieć jaki był. Nie chce wiedzieć że ktoś taki jak Justin Bieber kiedykolwiek istniał, to będzie dla mnie najlepsze.
Gdy tylko skończyłam jeść papkę z ryżu wstałam powoli z miejsca biorąc tackę w dłonie. Nie byłam jak te wszystkie divy które czekały tylko aż ktoś od nie zabierze wszystkie rzeczy żeby ona nie musiała sie męczyć. Ja mimo wszystko lubiłam pomagać, w sumie nawet polubiłam dwie kucharki które pracowały tutaj. Na pierwszy rzut oka mogły sie wydawać straszne, ale tak na prawdę nie było, wystarczyło je po prostu lepiej poznać. Odłożyłam swoją tacę na blat w okienku gdzie zmywa sie naczynia. Dyskretnie mrugnęłam do Becky która uśmiechnęła sie serdecznie na mój widok. Specjalnie zostałam do tej chwili gdy wszyscy uczniowie opuścili stołówkę by móc zebrać wszystkie tacki które zostawiły te jebane księżniczki.
Wszystko to było monotonne. Moje życie teraz było nudne, nic sie w nim nie działo. Może to przeze takie było, bo przecież to ja nie chce utrzymywać kontaktu z nikim, zamknęłam sie na świat, ale kto by mi sie kurwa dziwił.
Lekcje się skończyły, jak zwykle wracam sama do domu. W moją stronę idą też jakieś dzieci mieszkające w sierocińcu, ale ja zbytnio uwagi nie przywiązywałam do tego. Gdy tylko przekroczyłam wyjście ze szkoły na mojej skórze zagościły przyjemne dreszcze przez ciepły wiatr panujący w okół. Niedługo miały zacząć się wakacje, najgorsze wakacje w moim życiu. Poprawiając torbę na ramieniu ruszyłam w stronę mojego ''domu''.
Jedno co mnie najbardziej zastanawiało to fakt że często przed szkołą stało auto, auto z przyciemnianymi szybami. Nie zwracałabym pewnie na nie uwagi gdyby nie to że zawsze jechało za mną jak tylko wyszłam ze szkoły. Kierowca pewnie myślał że jestem aż tak głupia że tego na zauważę, a ja zawsze nie wiedziałam jak się zachować, co robić. Dziwnie czuć się obserwowaną, niezręcznie. Oczywiście udawałam że nie widziałam tego jak co chwile utrzymywał niby bezpieczną odległość między nami. To auto pojawiło sie tu niedawno, tak jakoś z miesiąc temu, i dzień w dzień mnie obserwował. A może nie mnie, może kogoś innego, nie miałam pojęcia. Wyciągnęłam z torby stary telefon który dali mi do komunikowania sie z nimi. Nic nie można było na nim zrobić, ale jednak mogłam poudawać że jestem nim zajęta. Słyszałam jak za mną już ruszyło nieznane auto, słyszałam warkot silnika. Chciałam sie dowiedzieć kto cały czas mnie śledzi i jaki ma w tym cel. Spojrzałam na swoją komórkę i od razu w mojej głowie zaświtał pomysł. Włączyłam jakąś przypadkową melodyjkę symulującą to że ktoś wykonał do mnie połączenie. Szybko zatrzymałam muzykę przykładając telefon do ucha.
- Halo ? No ja już jestem niedaleko...Gdzie mam iść ? A gdzie to jest ?...To zapytam kogoś na ulicy - Wymyślałam po kolei starając sie by ta rozmowa choć trochę wydawała sie wiarygodna.
Uśmiechając sie sztucznie, schowałam powoli komórkę do kieszeni rozglądając sie na wszystkie strony. Mimo że obok mnie szła jakaś pani z dzieckiem to ja niemalże od razu ruszyłam w stronę samochodu z przyciemnianymi szybami. Mogłam sie tego spodziewać że gdy tylko trochę sie zbliżyłam auto odjechało zostawiając mnie tam zupełnie zdezorientowaną. Teraz to już wszystko wydawało mi sie dziwne. Nie miałam czasu dalej zamęczać sie tą sprawa. gdy tylko trochę spóźnię sie na wyznaczoną porę do sierocińca, oni wezwą policje a wtedy będę miała przejebane. Zdecydowanie uważałam że oni przesadzali, za poważnie traktowali wszystkie sprawy.
W końcu gdy przekroczyłam ogrodzenie dużego budynku od razu w oknie zobaczyłam panią Carly Menson, moją ''opiekunkę'' która prawie nigdy nie spuszczała mnie z oka. Nie przepadała za mną a jednak za wszelką cenę chciała mi udowodnić że jest inaczej, ja to widziałam. Po przekroczeniu progu domu od razu do moich uszu dobiegły płacze i krzyki młodszych maluchów którymi zajmowali sie inni opiekunowie w drugiej części budynku. Wszystkich, niemowlaków, dzieci, nastolatków, było sporo, aż zaczynaliśmy sie nie mieścić. Brakowało już miejsc w pokojach. Gdy tylko spojrzałam na te małe dzieci które w ogóle nie wiedziały co sie dzieje, cały czas wołały mamę, robiło mi sie okropnie przykro, przypominały mi sie czasu kiedy to ja byłam takim dzieckiem. Niedługo ktoś musiałby im uświadomić że zostali sami, to okrutne, ale życie w kłamstwie jest jeszcze gorsze. Ja zbytnio nie zgłaszałam sie tutaj do żadnej pomocy, nie wychylałam sie zbytnio. Wolałam pozostać w cieniu, czułam sie wtedy bezpieczniejsza. Wchodząc po schodach ruszyłam do mojego pokoju. Drzwi umieszczone były na samym środku korytarza. Powoli weszłam do środka widząc że nie będę tam sama.
Na swoim łóżku siedziała już Lauren, dziewczyna z którą mieszkałam tymczasowo. Mimo że była młodsza ode mnie, to czułam sie w jej towarzystwie jakby była moją rówieśniczką. Nie odzywała sie często, ja też zbytnio nie rozpoczynałam rozmowy, ale czułam że mogłabym sie z nią zaprzyjaźnić bliżej, gdybym jeszcze tyko ja tego chciała i okazywała chęć zaangażowania. Tak na prawdę te następne półtora roku postanowiłam traktować tak jakby ich nie było. Żyć tak by nic z tego nie wyciągnąć, by móc szybko zapomnieć. Nie mówiąc nawet słowa położyłam się na łóżku czując od razu całe zmęczenie przez nocne płacze dzieci które słychać w calusieńkim budynku. Nie spałam przez trzy dni, nie tylko przez hałasy ale i myśli które po prostu nie dawały mi spokoju. Musiałam w końcu pozbyć sie tego wszystkiego, albo oszaleje.
Zamykając oczy nawet nie zauważyłam kiedy zmorzył mnie sen.
Kochałam go, kurwa kochałam. Jedyne czego chciałam to zniszczyć to uczucie w sobie, zapomnieć o nim. Zapomnieć że kiedykolwiek darzyłam nim kogoś takiego ja Justin Bieber.
- Zawsze już będziesz tak mnie budzić ? - Odezwał sie nagle głos obok mnie.
Od razu spojrzałam w tamtą stronę widząc zmęczone oczy Lauren.
- Przepraszam- Wyszeptałam spuszczając wzrok.
Dziewczyna wstała po chwili z miejsca idąc w moją stronę. Usiadła na skrawku łózka uważnie mi sie przyglądając.
- Nie przepraszaj, lepiej by było gdybyś wreszcie wydusiła z siebie co cie dręczy - Mimo że jej twarz nie wyrażała żadnych emocji to jej głos był troskliwy.
Minęło tyle czasu, ale ona dopiero teraz chciała poznać moją historie, to dlaczego tu trafiłam.
- Wybacz, ale nie chce o tym rozmawiać - Powiedziałam na tyle grzecznie by nie zrobić jej przykrości.
Nie miałam ochoty sie komuś spowiadać z mojego życia, kogo ono obchodzi.
- No przestań, przecież wiem że potrzebujesz z kimś porozmawiać tylko boisz sie - Nieco przybliżyła sie do mnie.
- Nie potrzebuje nikogo, a teraz pozwól że położę sie spać, zmęczona jestem - Powiedziałam szorstko odwracając sie do niej plecami.
Wtuliłam sie w poduszkę i modliłam sie by w końcu ta dziewczyna dała mi spokój. Nie potrzebowałam od nikogo łaski, sama musiałam sie z tym uporać. Przez te miesiące jakoś wytrzymywałam choć nie było prosto. Zarówno ja jak i on musimy zapomnieć. Jedynym problemem jest to że ja tak na prawdę, w głębi serca nie chce i nie potrafię zapomnieć o chłopaku którego kocham...
Znowu, jak każdego ranka w tygodniu wychodziłam z tego piekła idąc powoli w stronę następnych katuszy. Wszystko sie zmieniło, a miało podobno być tak pięknie. Tyle obietnic było, a nic z tego nie wyszło. Zostałam sama, bez niczego. W sierocińcu, bez żadnych szans by sie z tego wyrwać. Jeszcze cztery miesiące wcześniej było przecież świetnie, wszystko miało być dobrze. Ten jebany kłamca mówił że sie mną zaopiekuje.
Ryan oficjalnie nie istniał, nie było go już. Najgorsze jest to że ja nawet sie z nim nie pożegnałam..nawet na jego pogrzebie nie byłam. Jeden czy może dwa razy odwiedziłam grób, więcej razy nie puszczali mnie. Przez moje próby ucieczki zaczęli mnie bardziej pilnować, nie pozwalali mi na różne rzeczy. Nawet teraz wiedziałam że mimo że obok mnie nikogo nie było to obserwowali mnie, nie mam pojęcia dlaczego. Przecież to jest tylko dom dziecka, nie jakieś więzienie z którego nawet na krok samemu wyjść nie można. Czuje sie cały czas osaczona.
Droga do szkoły nie była długa, nie wiem czy to była korzyść czy może następne przekleństwo. Wszyscy wobec mnie sie zmienili, chociaż tak na prawdę nie było mnie krótki okres czasu. Oni zdążyli już zmienić całkowicie o mnie zdanie, i stworzyć sobie własne. Nie rozmawiali ze mną, rozmawiali o mnie, za moimi plecami. Nie wiedzieli tylko tego że ja to wszystko słyszę i niektóre plotki które padły z ich ust nie raz doprowadziły mnie od łez jak i śmiechu. Niby byłam twarda, pokazywałam na każdym kroku że nie dam sie złamać, a tym czasem umierałam w środku, cała nadzieje zniknęła. Odliczałam dni do pełnoletności, gdy w końcu wyrwę sie z tego, zacznę żyć po swojemu.
Nie wiem co sie stało z Justinem. Gdy tylko wróciliśmy, po prostu zniknął, rozpłynął sie zostawiając mnie w moim starym domu który aktualnie stał pusty, żadnej żywej duszy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mnie zostawił, ja...na prawdę myślałam że jednak zaczął coś do mnie czuć, że zaczął darzyć mnie uczuciem jakim ja go darzyłam. To uczucie dawno zniknęło, wyparowało z chwilą gdy on wyparował. Oprócz niego w tamtym momencie nie miałam nikogo, zostałam sama. Opieka społeczna w końcu dowiedziała sie że byłam samiutka w domu, bez żadnych środków do życia. Bez żadnej dyskusji, bez poszukiwania jakiejkolwiek rodziny policja pozostawiła mnie w tym sierocińcu, do którego chcąc nie chcąc musiałam sie przyzwyczaić.
Miałam tak spędzić półtora roku. Półtora roku, tego cierpienia, nie widziałam już przed sobą jakiejś normalnej przyszłości. Może ktoś uznać że przesadzałam, że to przecież nie koniec świata. Ja piekło przeżywam od dzieciństwa, od samego początku wszystko idzie nie tak i gdy w końcu miało być rzekomo dobrze, oczywiście wszystko sie spierdoliło. Mogłam to przewidzieć.
Wchodząc szybkim krokiem do dużego, ceglanego budynku od razu poczułam na sobie wzrok innych, mimo że do szkoły wróciłam już cztery miesiące temu, oni nadal robią ze mnie sensacje, nadal o mnie gadają, a ja nie miałam pojęcia dlaczego. Do tej pory z nikim nie gadałam i nikt nie odważył sie podejść do mnie. Nawet moi niby dawni przyjaciele byli przeciwko mnie, tak samo jak wszyscy traktowali mnie jak dziwadło, obchodzili sie ze mną jak zwierze w klatce.
Małym wybawieniem był czas na lekcje. Przez ten moment nikt nie miał czasu sie interesować mną pod czujnym okiem surowych nauczycieli którzy bardzo cenili sobie dyscyplinę. Nie mówię że lubiłam lekcje, że lubiłam sie uczyć, ja po prostu wtedy miałam czas na odpoczynek od wszystkich, chwile wytchnienia. Jedyne z czego byłam dumna, to z tego że nie załamałam sie do końca, nadal próbowałam choć trochę walczyć, choć z drugiej strony wszystko już mi było obojętne. Musiałam po prostu dotrwać do pełnoletności, to był jedyny mój cel. Nie chciałam poznawać żadnych nowych ludzi, z żadnymi mieć kontaktu. Nie chciałam po prostu być przez kogoś znowu zraniona i oszukana. Nigdy nie wybaczę tego Justinowi, złamał obietnice nie tylko względem mnie ale i mojego brata...
Po pierwszych trzech lekcjach odprężyłam sie nieco. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę niewielkiej stołówki gdzie oczywiście byłam zdana na siedzenie w odległym stoliku w samotności. Szczerze powiedziawszy nie przeszkadzało mi to, zaczynałam sie już przyzwyczajać do samotności, do ostrego traktowania wobec mnie. Nie miałam tylko pojęcia czym sobie na to zasłużyłam, może zrobiłam coś nie tak a sama o tym nie wiem. Wszyscy mnie olali nie mówiąc dlaczego, a przede wszystkim nie dali szansy by coś naprawić, od razu mnie skreślili. Nie byłam jedną z tych typowych ofiar w szkole, różniłam sie od nich tym że ja zawsze chodziłam z podniesioną głową, zawsze chciałam pokazać im że jednak mnie sie złamać nie da, ale w środku było coraz gorzej.
Wzięłam posiłek który pozostawiał wiele do życzenia. Rozglądając sie po całej sali zobaczyłam wolne miejsce pod oknem w samym rogu. Ruszyłam miedzy wszystkimi, zauważyłam jak niby najlepsza laska w szkole patrzyła sie na mnie z pogardą. To akurat przyprawiło mnie o uśmiech, ona był śmieszna myśląc że przejmę sie jej słowami czy czynami, szczerze do bólu miałam ją w dupie. Nie zwracając już więcej uwagi na to coś w końcu mogłam spokojnie usiąść by zjeść swoje drugie śniadanie. Nigdzie mi sie nie spieszyło, do lekcji było jeszcze dużo czasu. Normalnie to teraz poświęciłabym tą chwilkę jak zwykle na myślenie o wszystkim, ale ja miałam w końcu tego dość. Za każdym razem gdy wspominałam te rzeczy ogromny ból towarzyszył mojemu sercu. Musiałam zapomnieć, zapomnieć o wszystkim co łączyło mnie i Justina, te wszystkie rzeczy jakie przeszliśmy. Musiałam sie najpierw pogodzić z teraźniejszością by normalnie, spokojnie wspominać przeszłość której nie chce pamiętać. Nie chce o nim pamiętać. Nie chce wiedzieć jak wyglądał. Nie chce wiedzieć jaki był. Nie chce wiedzieć że ktoś taki jak Justin Bieber kiedykolwiek istniał, to będzie dla mnie najlepsze.
Gdy tylko skończyłam jeść papkę z ryżu wstałam powoli z miejsca biorąc tackę w dłonie. Nie byłam jak te wszystkie divy które czekały tylko aż ktoś od nie zabierze wszystkie rzeczy żeby ona nie musiała sie męczyć. Ja mimo wszystko lubiłam pomagać, w sumie nawet polubiłam dwie kucharki które pracowały tutaj. Na pierwszy rzut oka mogły sie wydawać straszne, ale tak na prawdę nie było, wystarczyło je po prostu lepiej poznać. Odłożyłam swoją tacę na blat w okienku gdzie zmywa sie naczynia. Dyskretnie mrugnęłam do Becky która uśmiechnęła sie serdecznie na mój widok. Specjalnie zostałam do tej chwili gdy wszyscy uczniowie opuścili stołówkę by móc zebrać wszystkie tacki które zostawiły te jebane księżniczki.
Wszystko to było monotonne. Moje życie teraz było nudne, nic sie w nim nie działo. Może to przeze takie było, bo przecież to ja nie chce utrzymywać kontaktu z nikim, zamknęłam sie na świat, ale kto by mi sie kurwa dziwił.
Lekcje się skończyły, jak zwykle wracam sama do domu. W moją stronę idą też jakieś dzieci mieszkające w sierocińcu, ale ja zbytnio uwagi nie przywiązywałam do tego. Gdy tylko przekroczyłam wyjście ze szkoły na mojej skórze zagościły przyjemne dreszcze przez ciepły wiatr panujący w okół. Niedługo miały zacząć się wakacje, najgorsze wakacje w moim życiu. Poprawiając torbę na ramieniu ruszyłam w stronę mojego ''domu''.
Jedno co mnie najbardziej zastanawiało to fakt że często przed szkołą stało auto, auto z przyciemnianymi szybami. Nie zwracałabym pewnie na nie uwagi gdyby nie to że zawsze jechało za mną jak tylko wyszłam ze szkoły. Kierowca pewnie myślał że jestem aż tak głupia że tego na zauważę, a ja zawsze nie wiedziałam jak się zachować, co robić. Dziwnie czuć się obserwowaną, niezręcznie. Oczywiście udawałam że nie widziałam tego jak co chwile utrzymywał niby bezpieczną odległość między nami. To auto pojawiło sie tu niedawno, tak jakoś z miesiąc temu, i dzień w dzień mnie obserwował. A może nie mnie, może kogoś innego, nie miałam pojęcia. Wyciągnęłam z torby stary telefon który dali mi do komunikowania sie z nimi. Nic nie można było na nim zrobić, ale jednak mogłam poudawać że jestem nim zajęta. Słyszałam jak za mną już ruszyło nieznane auto, słyszałam warkot silnika. Chciałam sie dowiedzieć kto cały czas mnie śledzi i jaki ma w tym cel. Spojrzałam na swoją komórkę i od razu w mojej głowie zaświtał pomysł. Włączyłam jakąś przypadkową melodyjkę symulującą to że ktoś wykonał do mnie połączenie. Szybko zatrzymałam muzykę przykładając telefon do ucha.
- Halo ? No ja już jestem niedaleko...Gdzie mam iść ? A gdzie to jest ?...To zapytam kogoś na ulicy - Wymyślałam po kolei starając sie by ta rozmowa choć trochę wydawała sie wiarygodna.
Uśmiechając sie sztucznie, schowałam powoli komórkę do kieszeni rozglądając sie na wszystkie strony. Mimo że obok mnie szła jakaś pani z dzieckiem to ja niemalże od razu ruszyłam w stronę samochodu z przyciemnianymi szybami. Mogłam sie tego spodziewać że gdy tylko trochę sie zbliżyłam auto odjechało zostawiając mnie tam zupełnie zdezorientowaną. Teraz to już wszystko wydawało mi sie dziwne. Nie miałam czasu dalej zamęczać sie tą sprawa. gdy tylko trochę spóźnię sie na wyznaczoną porę do sierocińca, oni wezwą policje a wtedy będę miała przejebane. Zdecydowanie uważałam że oni przesadzali, za poważnie traktowali wszystkie sprawy.
W końcu gdy przekroczyłam ogrodzenie dużego budynku od razu w oknie zobaczyłam panią Carly Menson, moją ''opiekunkę'' która prawie nigdy nie spuszczała mnie z oka. Nie przepadała za mną a jednak za wszelką cenę chciała mi udowodnić że jest inaczej, ja to widziałam. Po przekroczeniu progu domu od razu do moich uszu dobiegły płacze i krzyki młodszych maluchów którymi zajmowali sie inni opiekunowie w drugiej części budynku. Wszystkich, niemowlaków, dzieci, nastolatków, było sporo, aż zaczynaliśmy sie nie mieścić. Brakowało już miejsc w pokojach. Gdy tylko spojrzałam na te małe dzieci które w ogóle nie wiedziały co sie dzieje, cały czas wołały mamę, robiło mi sie okropnie przykro, przypominały mi sie czasu kiedy to ja byłam takim dzieckiem. Niedługo ktoś musiałby im uświadomić że zostali sami, to okrutne, ale życie w kłamstwie jest jeszcze gorsze. Ja zbytnio nie zgłaszałam sie tutaj do żadnej pomocy, nie wychylałam sie zbytnio. Wolałam pozostać w cieniu, czułam sie wtedy bezpieczniejsza. Wchodząc po schodach ruszyłam do mojego pokoju. Drzwi umieszczone były na samym środku korytarza. Powoli weszłam do środka widząc że nie będę tam sama.
Na swoim łóżku siedziała już Lauren, dziewczyna z którą mieszkałam tymczasowo. Mimo że była młodsza ode mnie, to czułam sie w jej towarzystwie jakby była moją rówieśniczką. Nie odzywała sie często, ja też zbytnio nie rozpoczynałam rozmowy, ale czułam że mogłabym sie z nią zaprzyjaźnić bliżej, gdybym jeszcze tyko ja tego chciała i okazywała chęć zaangażowania. Tak na prawdę te następne półtora roku postanowiłam traktować tak jakby ich nie było. Żyć tak by nic z tego nie wyciągnąć, by móc szybko zapomnieć. Nie mówiąc nawet słowa położyłam się na łóżku czując od razu całe zmęczenie przez nocne płacze dzieci które słychać w calusieńkim budynku. Nie spałam przez trzy dni, nie tylko przez hałasy ale i myśli które po prostu nie dawały mi spokoju. Musiałam w końcu pozbyć sie tego wszystkiego, albo oszaleje.
Zamykając oczy nawet nie zauważyłam kiedy zmorzył mnie sen.
- Co ty sobie myślałaś ? Że zależy mi na tobie, że coś dla mnie znaczysz ? - Spojrzał mi w oczy. Jego były pełne kpiny, samo patrzenie na nie przyprawiało o ogromny ból.
- Jesteś śmieszna, jak mógłbym pokochać takie coś czym jesteś ty, bezwartościową dziwką - Splunął odwracając sie do mnie plecami. Zaczął odchodzić.
- Justin, poczekaj! - krzyknęłam za nim lecz zignorował mnie, moje słowa odpijały sie od niego, nie docierały w nawet małym stopniu.
- Nie odchodź, błagam! - Tak bardzo chciałam żeby podszedł do mnie i po prostu pozwolił mi coś powiedzieć, żeby mnie wysłuchał.
Zaczął coraz bardziej znikać mi z oczu, w końcu rozpłynął sie zostawiając mnie zupełnie samą...
Otworzyłam oczy. Na policzku czułam parę stróżek łez które od razu wytarłam. Podniosłam sie nieco, odrzucając kołdrę na bok. Co noc męczył mnie ten sam sen. Za każdym razem odchodził, a ja nie wiadomo jakbym sie starała to nie potrafiłam go zatrzymać. Tak strasznie bolało mnie to za każdym razem po prostu nie zwracał na mnie uwagi. Mimo że wiedziałam że to tylko głupi sen, to jednak działało to na mnie. Wcale nie pomagało mi zapomnieć, cały czas sprawiało że wspomnienia wracały te złe, jak i dobre.
Kochałam go, kurwa kochałam. Jedyne czego chciałam to zniszczyć to uczucie w sobie, zapomnieć o nim. Zapomnieć że kiedykolwiek darzyłam nim kogoś takiego ja Justin Bieber.
- Zawsze już będziesz tak mnie budzić ? - Odezwał sie nagle głos obok mnie.
Od razu spojrzałam w tamtą stronę widząc zmęczone oczy Lauren.
- Przepraszam- Wyszeptałam spuszczając wzrok.
Dziewczyna wstała po chwili z miejsca idąc w moją stronę. Usiadła na skrawku łózka uważnie mi sie przyglądając.
- Nie przepraszaj, lepiej by było gdybyś wreszcie wydusiła z siebie co cie dręczy - Mimo że jej twarz nie wyrażała żadnych emocji to jej głos był troskliwy.
Minęło tyle czasu, ale ona dopiero teraz chciała poznać moją historie, to dlaczego tu trafiłam.
- Wybacz, ale nie chce o tym rozmawiać - Powiedziałam na tyle grzecznie by nie zrobić jej przykrości.
Nie miałam ochoty sie komuś spowiadać z mojego życia, kogo ono obchodzi.
- No przestań, przecież wiem że potrzebujesz z kimś porozmawiać tylko boisz sie - Nieco przybliżyła sie do mnie.
- Nie potrzebuje nikogo, a teraz pozwól że położę sie spać, zmęczona jestem - Powiedziałam szorstko odwracając sie do niej plecami.
Wtuliłam sie w poduszkę i modliłam sie by w końcu ta dziewczyna dała mi spokój. Nie potrzebowałam od nikogo łaski, sama musiałam sie z tym uporać. Przez te miesiące jakoś wytrzymywałam choć nie było prosto. Zarówno ja jak i on musimy zapomnieć. Jedynym problemem jest to że ja tak na prawdę, w głębi serca nie chce i nie potrafię zapomnieć o chłopaku którego kocham...
Oczami Justina
- Gdzie kurwa znowu byłeś ?! - Krzyknął Theo podchodząc do mnie.
Nienawidziłem tego w jaki sposób obchodził sie z każdym z nas. Był nowy a rządził sie jakby był naszym szefem.
- Nie muszę ci sie z niczego spowiadać - Warknąłem wymijając go.
Wtrącał sie w moje życie na każdym roku, w każdej chwili wkurwiał mnie nawet tym że oddychał blisko mnie.
- Przez ciebie znowu nie mogliśmy jechać na akcje, szlajasz sie z jakimiś dziwkami a swoje obowiązki zostawiasz nam. - Jego głos dotarł do moich uszu.
Od razu zatrzymałem sie , nie wytrzymałem. Szybko chwyciłem go za koszulkę rzucając na ścianę.
- Gdyby nie ja, was by tu nie było. W jednej sekundzie mogę załatwić cie i zostawić przy pobliskim wysypisku śmieci. To co robię nie jest twoją sprawą, także odpierdol sie ode mnie raz na zawsze- Mój ton głosu był cichy ale nienawiść jaką przelewał trafiła do niego.
Widziałem to w jego oczach, widziałem jak sie bał. Nie mógł wykrztusić z siebie żadnego słowa. Puściłem go, odwracając sie. Nie miałem czasu by użerać sie z jakimś gówniarzem. Odłożyłem kluczyki samochodu na szafkę w przedpokoju, widziałem chłopaków w salonie, rozliczali sie pewnie po akcji z narkotykami sprzed tygodnia.
- Dostarczyłeś zamówione rzeczy - Matt pytał po kolei każdego z paczki, dając im obiecaną kasę.
Gdy tylko spojrzał na mnie wiedział że po raz kolejny obserwowałem Roxanne. Jako jedyny o tym wiedział i chciałem żeby tak zostało. Mimo że byłem parę kilometrów od Californii, to od miesiąca co dzień jeździłem po to tylko by zobaczyć że wszystko z nią w porządku. Czułem sie strasznie winny że nie mogłem być przy niej, chociaż tak bardzo chciałem. Ryan nie mówił jej o niczym co dotyczyło gangu, ona o tym nic nie wiedziała, wtedy była bezpieczna. Teraz gdy dowiedziała sie o wszystkim, sama stała sie jedną z nas, byłaby narażona na niebezpieczeństwo, a gdyby coś jej sie stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Wolałem by pozostała w mieście, by normalnie chodziła do szkoły i mieszkała w bezpiecznym miejscu. Byłem pewny że to jest dla niej najlepsze. Musiało wystarczyć mi samo patrzenie na nią, chociaż trudno było sie powstrzymać żeby wyjść z tego pieprzonego auta, podejść do niej i zatrzymać w swoich ramionach. Gdy dzisiaj zaczęła podchodzić do mnie, tak bardzo tego chciałem ale nie mogłem na to pozwolić. Musiałem poczekać aż zapomni, aż ja zapomnę.
Kochałem ją, kurwa kochałem. Nie mogłem pozwolić na to by to uczucie we mnie było, musiałem je zniszczyć. Musiałem zapomnieć o niej, o wszystkich chwilach z nią spędzonych. Dziwiłem sie sam sobie że w takim czasie zdążyłem ją tak mocno pokochać, wbrew sobie.
- Justin - Matthew wstał ze swojego miejsca.
Spojrzałem na niego.
- Musimy pogadać - Wiedziałem że znowu ktoś będzie chciał sie wtrącać w moje życie co już doprowadzało mnie do szału.
- Wybacz stary, ale nie chce o tym gadać - Spuszczając wzrok odwróciłem sie w stronę schodów prowadzących na piętro.
Wiedziałem że dam sobie jakoś rade sam, przynajmniej musiałem spróbować. Tyle już bez niej wytrzymałem, musiałem tak wytrzymać już na zawsze. W końcu ona jak i ja musimy zapomnieć. Jedyną przeszkodą jest to że ja kurwa nie chce zapomnieć o dziewczynie którą kocham...
Gdy tylko spojrzał na mnie wiedział że po raz kolejny obserwowałem Roxanne. Jako jedyny o tym wiedział i chciałem żeby tak zostało. Mimo że byłem parę kilometrów od Californii, to od miesiąca co dzień jeździłem po to tylko by zobaczyć że wszystko z nią w porządku. Czułem sie strasznie winny że nie mogłem być przy niej, chociaż tak bardzo chciałem. Ryan nie mówił jej o niczym co dotyczyło gangu, ona o tym nic nie wiedziała, wtedy była bezpieczna. Teraz gdy dowiedziała sie o wszystkim, sama stała sie jedną z nas, byłaby narażona na niebezpieczeństwo, a gdyby coś jej sie stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Wolałem by pozostała w mieście, by normalnie chodziła do szkoły i mieszkała w bezpiecznym miejscu. Byłem pewny że to jest dla niej najlepsze. Musiało wystarczyć mi samo patrzenie na nią, chociaż trudno było sie powstrzymać żeby wyjść z tego pieprzonego auta, podejść do niej i zatrzymać w swoich ramionach. Gdy dzisiaj zaczęła podchodzić do mnie, tak bardzo tego chciałem ale nie mogłem na to pozwolić. Musiałem poczekać aż zapomni, aż ja zapomnę.
Kochałem ją, kurwa kochałem. Nie mogłem pozwolić na to by to uczucie we mnie było, musiałem je zniszczyć. Musiałem zapomnieć o niej, o wszystkich chwilach z nią spędzonych. Dziwiłem sie sam sobie że w takim czasie zdążyłem ją tak mocno pokochać, wbrew sobie.
- Justin - Matthew wstał ze swojego miejsca.
Spojrzałem na niego.
- Musimy pogadać - Wiedziałem że znowu ktoś będzie chciał sie wtrącać w moje życie co już doprowadzało mnie do szału.
- Wybacz stary, ale nie chce o tym gadać - Spuszczając wzrok odwróciłem sie w stronę schodów prowadzących na piętro.
Wiedziałem że dam sobie jakoś rade sam, przynajmniej musiałem spróbować. Tyle już bez niej wytrzymałem, musiałem tak wytrzymać już na zawsze. W końcu ona jak i ja musimy zapomnieć. Jedyną przeszkodą jest to że ja kurwa nie chce zapomnieć o dziewczynie którą kocham...
_________________________________________
Hejoo <3
No i mamy pierwszy rozdział 2 części, troszku sie porobiło ;)
Nowych bohaterów możecie zobaczyć w zakładce Bohaterowie :*
Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33