sobota, 29 marca 2014

II Chapter 1

Oczami Roxanne

- Pośpiesz sie, czekamy na ciebie - Po raz kolejny pani Menson krzyknęła z dołu poganiając nie tylko mnie ale i resztę dzieci.

 Nienawidziłam tego, nie znosiłam gdy ktoś mnie poganiał, niestety tutaj byłam na to skazana. 

- Idę kurwa! - Biorąc swoją torbę wyszłam z małego pokoju który dzieliłam z jedną dziewczyną. 

Nie zwracając uwagi na nic wyszłam z budynku.

 Znowu, jak każdego ranka w tygodniu wychodziłam z tego piekła idąc powoli w stronę następnych katuszy. Wszystko sie zmieniło, a miało podobno być tak pięknie. Tyle obietnic było, a nic z tego nie wyszło. Zostałam sama, bez niczego. W sierocińcu, bez żadnych szans by sie z tego wyrwać. Jeszcze cztery miesiące wcześniej było przecież świetnie, wszystko miało być dobrze. Ten jebany kłamca mówił że sie mną zaopiekuje.

Ryan oficjalnie nie istniał, nie było go już. Najgorsze jest to że ja nawet sie z nim nie pożegnałam..nawet na jego pogrzebie nie byłam. Jeden czy może dwa razy odwiedziłam grób, więcej razy nie puszczali mnie. Przez moje próby ucieczki zaczęli mnie bardziej pilnować, nie pozwalali mi na różne rzeczy. Nawet teraz wiedziałam że mimo że obok mnie nikogo nie było to obserwowali mnie, nie mam pojęcia dlaczego. Przecież to jest tylko dom dziecka, nie jakieś więzienie z którego nawet na krok samemu wyjść nie można. Czuje sie cały czas osaczona.

Droga do szkoły nie była długa, nie wiem czy to była korzyść czy może następne przekleństwo. Wszyscy wobec mnie sie zmienili, chociaż tak na prawdę nie było mnie krótki okres czasu. Oni zdążyli już zmienić całkowicie o mnie zdanie, i stworzyć sobie własne. Nie rozmawiali ze mną, rozmawiali o mnie, za moimi plecami. Nie wiedzieli tylko tego że ja to wszystko słyszę i niektóre plotki które padły z ich ust nie raz doprowadziły mnie od łez jak i śmiechu. Niby byłam twarda, pokazywałam na każdym kroku że nie dam sie złamać, a tym czasem umierałam w środku, cała nadzieje zniknęła. Odliczałam dni do pełnoletności, gdy w końcu wyrwę sie z tego, zacznę żyć po swojemu.

Nie wiem co sie stało z Justinem. Gdy tylko wróciliśmy, po prostu zniknął, rozpłynął sie zostawiając mnie w moim starym domu który aktualnie stał pusty, żadnej żywej duszy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mnie zostawił, ja...na prawdę myślałam że jednak zaczął coś do mnie czuć, że zaczął darzyć mnie uczuciem jakim ja go darzyłam. To uczucie dawno zniknęło, wyparowało z chwilą gdy on wyparował. Oprócz niego w  tamtym momencie nie miałam nikogo, zostałam sama. Opieka społeczna w końcu dowiedziała sie że byłam samiutka w domu, bez żadnych środków do życia. Bez żadnej dyskusji, bez poszukiwania jakiejkolwiek rodziny policja pozostawiła mnie w tym sierocińcu, do którego chcąc nie chcąc musiałam sie przyzwyczaić.

Miałam tak spędzić półtora roku. Półtora roku, tego cierpienia, nie widziałam już przed sobą jakiejś normalnej przyszłości. Może ktoś uznać że przesadzałam, że to przecież nie koniec świata. Ja piekło przeżywam od dzieciństwa, od samego początku wszystko idzie nie tak i gdy w końcu miało być rzekomo dobrze, oczywiście wszystko sie spierdoliło. Mogłam to przewidzieć.

Wchodząc szybkim krokiem do dużego, ceglanego budynku od razu poczułam na sobie wzrok innych, mimo że do szkoły wróciłam już cztery miesiące temu, oni nadal robią ze mnie sensacje, nadal o mnie gadają, a ja nie miałam pojęcia dlaczego. Do tej pory z nikim nie gadałam i nikt nie odważył sie podejść do mnie. Nawet moi niby dawni przyjaciele byli przeciwko mnie, tak samo jak wszyscy traktowali mnie jak dziwadło, obchodzili sie ze mną jak zwierze w klatce.

 Małym wybawieniem był czas na lekcje. Przez ten moment nikt nie miał czasu sie interesować mną pod czujnym okiem surowych nauczycieli którzy bardzo cenili sobie dyscyplinę. Nie mówię że lubiłam lekcje, że lubiłam sie uczyć, ja po prostu wtedy miałam czas na odpoczynek od wszystkich, chwile wytchnienia. Jedyne z czego byłam dumna, to z tego że nie załamałam sie do końca, nadal próbowałam choć trochę walczyć, choć z drugiej strony wszystko już mi było obojętne. Musiałam po prostu dotrwać do pełnoletności, to był jedyny mój cel. Nie chciałam poznawać żadnych nowych ludzi, z żadnymi mieć kontaktu. Nie chciałam po prostu być przez kogoś znowu zraniona i oszukana. Nigdy nie wybaczę tego Justinowi, złamał obietnice nie tylko względem mnie ale i mojego brata...

Po pierwszych trzech lekcjach odprężyłam sie nieco. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę niewielkiej stołówki gdzie oczywiście byłam zdana na siedzenie w odległym stoliku w samotności. Szczerze powiedziawszy nie przeszkadzało mi to, zaczynałam sie już przyzwyczajać do samotności, do ostrego traktowania wobec mnie. Nie miałam tylko pojęcia czym sobie na to zasłużyłam, może zrobiłam coś nie tak a sama o tym nie wiem. Wszyscy mnie olali nie mówiąc dlaczego, a przede wszystkim nie dali szansy by coś naprawić, od razu mnie skreślili. Nie byłam jedną z tych typowych ofiar w szkole, różniłam sie od nich tym że ja zawsze chodziłam z podniesioną głową, zawsze chciałam pokazać im że jednak mnie sie złamać nie da, ale w środku było coraz gorzej.

Wzięłam posiłek który pozostawiał wiele do życzenia. Rozglądając sie po całej sali zobaczyłam wolne miejsce pod oknem w samym rogu. Ruszyłam miedzy wszystkimi, zauważyłam jak niby najlepsza laska w szkole patrzyła sie na mnie z pogardą. To akurat przyprawiło mnie o uśmiech, ona był śmieszna myśląc że przejmę sie jej słowami czy czynami, szczerze do bólu miałam ją w dupie. Nie zwracając już więcej uwagi na to coś w końcu mogłam spokojnie usiąść by zjeść swoje drugie śniadanie. Nigdzie mi sie nie spieszyło, do lekcji było jeszcze dużo czasu. Normalnie to teraz poświęciłabym tą chwilkę jak zwykle na myślenie o wszystkim, ale ja miałam w końcu tego dość. Za każdym razem gdy wspominałam te rzeczy ogromny ból towarzyszył mojemu sercu. Musiałam zapomnieć, zapomnieć o wszystkim co łączyło mnie i Justina, te wszystkie rzeczy jakie przeszliśmy. Musiałam sie najpierw pogodzić z teraźniejszością by normalnie, spokojnie wspominać przeszłość której nie chce pamiętać. Nie chce o nim pamiętać. Nie chce wiedzieć jak wyglądał. Nie chce wiedzieć jaki był. Nie chce wiedzieć że ktoś taki jak Justin Bieber kiedykolwiek istniał, to będzie dla mnie najlepsze.

Gdy tylko skończyłam jeść papkę z ryżu wstałam powoli z miejsca biorąc tackę w dłonie. Nie byłam jak te wszystkie divy które czekały tylko aż ktoś od nie zabierze wszystkie rzeczy żeby ona nie musiała sie męczyć. Ja mimo wszystko lubiłam pomagać, w sumie nawet polubiłam dwie kucharki które pracowały tutaj. Na pierwszy rzut oka mogły sie wydawać straszne, ale tak na prawdę nie było, wystarczyło je po prostu lepiej poznać. Odłożyłam swoją tacę na blat w okienku gdzie zmywa sie naczynia. Dyskretnie mrugnęłam do Becky która uśmiechnęła sie serdecznie na mój widok. Specjalnie zostałam do tej chwili gdy wszyscy uczniowie opuścili stołówkę by móc zebrać wszystkie tacki które zostawiły te jebane księżniczki.

Wszystko to było monotonne. Moje życie teraz było nudne, nic sie w nim nie działo. Może to przeze takie było, bo przecież to ja nie chce utrzymywać kontaktu z nikim, zamknęłam sie na świat, ale kto by mi sie kurwa dziwił.

Lekcje się skończyły, jak zwykle wracam sama do domu. W moją stronę idą też jakieś dzieci mieszkające w sierocińcu, ale ja zbytnio uwagi nie przywiązywałam do tego. Gdy tylko przekroczyłam wyjście ze szkoły na mojej skórze zagościły przyjemne dreszcze przez ciepły wiatr panujący w okół. Niedługo miały zacząć się wakacje, najgorsze wakacje w moim życiu. Poprawiając torbę na ramieniu ruszyłam w stronę mojego ''domu''.

Jedno co mnie najbardziej zastanawiało to fakt że często przed szkołą stało auto, auto z przyciemnianymi szybami. Nie zwracałabym pewnie na nie uwagi gdyby nie to że zawsze jechało za mną jak tylko wyszłam ze szkoły. Kierowca pewnie myślał że jestem aż tak głupia że tego na zauważę, a ja zawsze nie wiedziałam jak się zachować, co robić. Dziwnie czuć się obserwowaną, niezręcznie. Oczywiście udawałam że nie widziałam tego jak co chwile utrzymywał niby bezpieczną odległość między nami. To auto pojawiło sie tu niedawno, tak jakoś z miesiąc temu, i dzień w dzień mnie obserwował. A może nie mnie, może kogoś innego, nie miałam pojęcia. Wyciągnęłam z torby stary telefon który dali mi do komunikowania sie z nimi. Nic nie można było na nim zrobić, ale jednak mogłam poudawać że jestem nim zajęta. Słyszałam jak za mną już ruszyło nieznane auto, słyszałam warkot silnika. Chciałam sie dowiedzieć kto cały czas mnie śledzi i jaki ma w tym cel. Spojrzałam na swoją komórkę i od razu w mojej głowie zaświtał pomysł. Włączyłam jakąś przypadkową melodyjkę symulującą to że ktoś wykonał do mnie połączenie. Szybko zatrzymałam muzykę przykładając telefon do ucha.

- Halo ? No ja już jestem niedaleko...Gdzie mam iść ? A gdzie to jest ?...To zapytam kogoś na ulicy - Wymyślałam po kolei starając sie by ta rozmowa choć trochę wydawała sie wiarygodna.

Uśmiechając sie sztucznie, schowałam powoli komórkę do kieszeni rozglądając sie na wszystkie strony. Mimo że obok mnie szła jakaś pani z dzieckiem to ja niemalże od razu ruszyłam w stronę samochodu z przyciemnianymi szybami. Mogłam sie tego spodziewać że gdy tylko trochę sie zbliżyłam auto odjechało zostawiając mnie tam zupełnie zdezorientowaną. Teraz to już wszystko wydawało mi sie dziwne. Nie miałam czasu dalej zamęczać sie tą sprawa. gdy tylko trochę spóźnię sie na wyznaczoną porę do sierocińca, oni wezwą policje a wtedy będę miała przejebane. Zdecydowanie uważałam że oni przesadzali, za poważnie traktowali wszystkie sprawy.

W końcu gdy przekroczyłam ogrodzenie dużego budynku od razu w oknie zobaczyłam panią Carly Menson, moją ''opiekunkę'' która prawie nigdy nie spuszczała mnie z oka. Nie przepadała za mną a jednak za wszelką cenę chciała mi udowodnić że jest inaczej, ja to widziałam. Po przekroczeniu progu domu od razu do moich uszu dobiegły płacze i krzyki młodszych maluchów którymi zajmowali sie inni opiekunowie w drugiej części budynku. Wszystkich, niemowlaków, dzieci, nastolatków, było sporo, aż zaczynaliśmy sie nie mieścić. Brakowało już miejsc w pokojach. Gdy tylko spojrzałam na te małe dzieci które w ogóle nie wiedziały co sie dzieje, cały czas wołały mamę, robiło mi sie okropnie przykro, przypominały mi sie czasu kiedy to ja byłam takim dzieckiem.  Niedługo ktoś musiałby im uświadomić że zostali sami, to okrutne, ale życie w kłamstwie jest jeszcze gorsze. Ja zbytnio nie zgłaszałam sie tutaj do żadnej pomocy, nie wychylałam sie zbytnio. Wolałam pozostać w cieniu, czułam sie wtedy bezpieczniejsza. Wchodząc po schodach ruszyłam do mojego pokoju. Drzwi umieszczone były na samym środku korytarza. Powoli weszłam do środka widząc że nie będę tam sama.

Na swoim łóżku siedziała już Lauren, dziewczyna z którą mieszkałam tymczasowo. Mimo że była młodsza ode mnie, to czułam sie w jej towarzystwie jakby była moją rówieśniczką. Nie odzywała sie często, ja też zbytnio nie rozpoczynałam rozmowy, ale czułam że mogłabym sie z nią zaprzyjaźnić bliżej, gdybym jeszcze tyko ja tego chciała i okazywała chęć zaangażowania. Tak na prawdę te następne półtora roku postanowiłam traktować tak jakby ich nie było. Żyć tak by nic z tego nie wyciągnąć, by móc szybko zapomnieć. Nie mówiąc nawet słowa położyłam się na łóżku czując od razu całe zmęczenie przez nocne płacze dzieci które słychać w calusieńkim budynku. Nie spałam przez trzy dni, nie tylko przez hałasy ale i myśli które po prostu nie dawały mi spokoju. Musiałam w końcu pozbyć sie tego wszystkiego, albo oszaleje.

Zamykając oczy nawet nie zauważyłam kiedy zmorzył mnie sen.

- Co ty sobie myślałaś ? Że zależy mi na tobie, że coś dla mnie znaczysz ? - Spojrzał mi w oczy. Jego były pełne kpiny, samo patrzenie na nie przyprawiało o ogromny ból. 
- Jesteś śmieszna, jak mógłbym pokochać takie coś czym jesteś ty, bezwartościową dziwką - Splunął odwracając sie do mnie plecami. Zaczął odchodzić. 
- Justin, poczekaj! - krzyknęłam za nim lecz zignorował mnie, moje słowa odpijały sie od niego, nie docierały w nawet małym stopniu. 
- Nie odchodź, błagam! - Tak bardzo chciałam żeby podszedł do mnie i po prostu pozwolił mi coś powiedzieć, żeby mnie wysłuchał. 
Zaczął coraz bardziej znikać mi z oczu, w końcu rozpłynął sie zostawiając mnie zupełnie samą...

Otworzyłam oczy. Na policzku czułam parę stróżek łez które od razu wytarłam. Podniosłam sie nieco, odrzucając kołdrę na bok. Co noc męczył mnie ten sam sen. Za każdym razem odchodził, a ja nie wiadomo jakbym sie starała to nie potrafiłam go zatrzymać. Tak strasznie bolało mnie to za każdym razem  po prostu nie zwracał na mnie uwagi. Mimo że wiedziałam że to tylko głupi sen, to jednak działało to na mnie. Wcale nie pomagało mi zapomnieć, cały czas sprawiało że wspomnienia wracały te złe, jak i dobre. 

Kochałam go, kurwa kochałam. Jedyne czego chciałam to zniszczyć to uczucie w sobie, zapomnieć o nim. Zapomnieć że kiedykolwiek darzyłam nim kogoś takiego ja Justin Bieber.

- Zawsze już będziesz tak mnie budzić ? - Odezwał sie nagle głos obok mnie.

Od razu spojrzałam w tamtą stronę widząc zmęczone oczy Lauren.

- Przepraszam-  Wyszeptałam spuszczając wzrok.

Dziewczyna wstała po chwili z miejsca idąc w moją stronę. Usiadła na skrawku łózka uważnie mi sie przyglądając.

- Nie przepraszaj, lepiej by było gdybyś wreszcie wydusiła z siebie co cie dręczy - Mimo że jej twarz nie wyrażała żadnych emocji to jej głos był troskliwy.

Minęło tyle czasu, ale ona dopiero teraz chciała poznać moją historie, to dlaczego tu trafiłam.

- Wybacz, ale nie chce o tym rozmawiać - Powiedziałam na tyle grzecznie by nie zrobić jej przykrości.

 Nie miałam ochoty sie komuś spowiadać z mojego życia, kogo ono obchodzi.

- No przestań, przecież wiem że potrzebujesz z kimś porozmawiać tylko boisz sie - Nieco przybliżyła sie do mnie.

- Nie potrzebuje nikogo, a teraz pozwól że położę sie spać, zmęczona jestem - Powiedziałam szorstko odwracając sie do niej plecami.

Wtuliłam sie w poduszkę i modliłam sie by w końcu ta dziewczyna dała mi spokój. Nie potrzebowałam od nikogo łaski, sama musiałam sie z tym uporać. Przez te miesiące jakoś wytrzymywałam choć nie było prosto. Zarówno ja jak i on musimy zapomnieć. Jedynym problemem jest to że ja tak na prawdę, w głębi serca nie chce i nie potrafię zapomnieć o chłopaku którego kocham...

Oczami Justina

- Gdzie kurwa znowu byłeś ?! - Krzyknął Theo podchodząc do mnie.

 Nienawidziłem tego w jaki sposób obchodził sie z każdym z nas. Był nowy a rządził sie jakby był naszym szefem. 

- Nie muszę ci sie z niczego spowiadać - Warknąłem wymijając go. 

Wtrącał sie w moje życie na każdym roku, w każdej chwili wkurwiał mnie nawet tym że oddychał blisko mnie. 

- Przez ciebie znowu nie mogliśmy jechać na akcje, szlajasz sie z jakimiś dziwkami a swoje obowiązki zostawiasz nam. - Jego głos dotarł do moich uszu. 

Od razu zatrzymałem sie , nie wytrzymałem. Szybko chwyciłem go za koszulkę rzucając na ścianę. 

- Gdyby nie ja, was by tu nie było. W jednej sekundzie mogę załatwić cie i zostawić przy pobliskim wysypisku śmieci. To co robię nie jest twoją sprawą, także odpierdol sie ode mnie raz na zawsze- Mój ton głosu był cichy ale nienawiść jaką przelewał trafiła do niego. 

Widziałem to w jego oczach, widziałem jak sie bał. Nie mógł wykrztusić z siebie żadnego słowa. Puściłem go, odwracając sie. Nie miałem czasu by użerać sie z jakimś gówniarzem. Odłożyłem kluczyki samochodu na szafkę w przedpokoju, widziałem chłopaków w salonie, rozliczali sie pewnie po akcji z narkotykami sprzed tygodnia. 

 - Dostarczyłeś zamówione rzeczy - Matt pytał po kolei każdego z paczki, dając im obiecaną kasę.

Gdy tylko spojrzał na mnie wiedział że po raz kolejny obserwowałem Roxanne. Jako jedyny o tym wiedział i chciałem żeby tak zostało. Mimo że byłem parę kilometrów od Californii, to od miesiąca co dzień jeździłem po to tylko by zobaczyć że wszystko z nią w porządku. Czułem sie strasznie winny że nie mogłem być przy niej, chociaż tak bardzo chciałem. Ryan nie mówił jej o niczym co dotyczyło gangu, ona o tym nic nie wiedziała, wtedy była bezpieczna. Teraz gdy dowiedziała sie o wszystkim, sama stała sie jedną z nas, byłaby narażona na niebezpieczeństwo, a gdyby coś jej sie stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Wolałem by pozostała w mieście, by normalnie chodziła do szkoły i mieszkała w bezpiecznym miejscu. Byłem pewny że to jest dla niej najlepsze. Musiało wystarczyć mi samo patrzenie na nią, chociaż trudno było sie powstrzymać żeby wyjść z tego pieprzonego auta, podejść do niej i zatrzymać w swoich ramionach. Gdy dzisiaj zaczęła podchodzić do mnie, tak bardzo tego chciałem ale nie mogłem na to pozwolić. Musiałem poczekać aż zapomni, aż ja zapomnę.

Kochałem ją, kurwa kochałem. Nie mogłem pozwolić na to by to uczucie we mnie było, musiałem je zniszczyć. Musiałem zapomnieć o niej, o wszystkich chwilach z nią spędzonych. Dziwiłem sie sam sobie że w takim czasie zdążyłem ją tak mocno pokochać, wbrew sobie.

- Justin - Matthew wstał ze swojego miejsca.

Spojrzałem na niego.

- Musimy pogadać - Wiedziałem że znowu ktoś będzie chciał sie wtrącać w moje życie co już doprowadzało mnie do szału.

- Wybacz stary, ale nie chce o tym gadać - Spuszczając wzrok odwróciłem sie w stronę schodów prowadzących na piętro.

Wiedziałem że dam sobie jakoś rade sam, przynajmniej musiałem spróbować. Tyle już bez niej wytrzymałem, musiałem tak wytrzymać już na zawsze. W końcu ona jak i ja musimy zapomnieć. Jedyną przeszkodą jest to że ja kurwa nie chce zapomnieć o dziewczynie którą kocham...

_________________________________________

Hejoo <3

No i mamy pierwszy rozdział 2 części, troszku sie porobiło ;) 

Nowych bohaterów możecie zobaczyć w zakładce Bohaterowie :* 

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33


niedziela, 23 marca 2014

Chapter 24

Notka pod rozdziałem, proszę :*

- Ciężka jesteś - Zaśmiałem sie, po raz kolejny poprawiając Roxy na moich plecach.

- Pff, jestem leciutka jak piórko - Czułem jej oddech na moim uchu, od razu po moich ciele przebiegły ciarki.

Od bardzo długiego czasu tyle sie nie uśmiechałem, w tamtej chwili czułem sie po prostu szczęśliwy. Byłem pewny że gdy dojdziemy do miejsca w którym choć trochę będzie oznak cywilizacji, będę mógł spokojnie zadzwonić by mogli po nas przyjechać.

- Nigdy nie mów dziewczynie takich rzeczy, bo źle to może sie dla ciebie skończyć. - Mruknęła specjalnie mocniej ściskając moją szyje.

- Dusisz mnie - Wymamrotałem.

- Oj ja wiem - Zaśmiała sie wprost do mojego ucha.

- Jak mnie udusisz nie poradzisz sobie beze mnie - Przystanąłem mocniej ściskając jej uda.

- Nie bądź tego taki pewien - Poluźniła uścisk i sama poprawiła sie nieco.

- No ruszaj, nie dość że jestem głodna, to jeszcze zmęczona i brudna, nie mam ochoty spędzić jeszcze jednej nocy na łonie natury, raz w zupełności wystarczył - Rozumiałem ją, sam nie mogłem wytrzymać tego że nigdzie nie było oznak życia.

To już stawało sie na prawdę męczące. Cały czas zastanawiałem sie jak nam udało sie tyle czasu przetrwać.

- Już niedaleko, czuje to. - Ponownie ruszyłem w swoim tępie prosto przed siebie.

Leśna droga którą szedłem zaczynała sie zwężać, dając przeszkody w postaci gałęzi drzew która co chwile musieliśmy omijać.

Z każdą chwilą czułem  sie coraz bardziej zmęczony, nie mogłem jednak tego powiedzieć Roxanne. Ona musiała odpoczywać, nie była przygotowana do bycia w takich warunkach, zawsze jej brat dbał o to by miała wszystko to co najlepsze. Pożyczał czasem ode mnie pieniądze tylko po to by kupić coś do jedzenia. Między innymi dlatego wkopał sie w ten cały gan, gdyby nie to że nie miał innego wyjścia by zapewnić dach nad głowa siostry nigdy nie przystąpiłby do takiej grupy.

Znałem go jeszcze przed tym całym gównem, w szkole zawsze trzymaliśmy sie razem. Przez ten cały czas zastanawiałem sie jak mogłem nie spotkać jego siostry wcześniej, domyślałem sie że pewnie chciał ją chronić przed wszystkimi, dużo jako dzieci sie nacierpieli. Znałem całą ich historie. Można nawet powiedzieć że byłem ich bratem, czułem sie nim. Najbardziej boli mnie to że mogę go już nigdy nie zobaczyć, nie wiem co sie z nim stało tak na prawdę. Ostatki raz jak go widziałem nie wyglądało na to że może być z nim wszystko w porządku.

- Justin, patrz ! - Krzyknęła nagle Roxy wybudzając mnie z przemyśleń.

 Od razu spojrzałem w miejsce które wskazywała pacem. Nie spodziewałem sie tego że w tak krótkim czasie znajdziemy w końcu to czego szukaliśmy. Wreszcie mogliśmy wrócić do normalności, za którą na prawdę strasznie sie stęskniłem.

- Na reszcie ! - W przypływie szczęścia obróciłem sie parę razy w okół słysząc coraz głośniejszy śmiech Roxanne dodając jeszcze więcej szczęścia tej chwili.

- Puść mnie, teraz już sama dojdę - Odezwała sie po chwili.

Od razu wykonałem jej prośbę puszczając ją. Od razu jej twarz pokrył grymas, pewnie nogi jej nieźle zdrętwiały. Doszliśmy oboje w głąb miasta które tętniło życiem. Co chwile obok nas przejeżdżały auta, przechodzili różni ludzie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, widząc coś co od jakiegoś czasu chciałem zobaczyć. Miałem zasięg, wreszcie będziemy mogli wrócić do normalnego życia. Szybko wybrałem numer Matta który był najstarszy z nas wszystkich, nie raz próbowałem sie nim skontaktować, wiedziałem że on jest najbardziej zaufany i od razu zareaguje w tej sprawie. Parę sygnałów minęło gdy w końcu odebrał.

- Halo ? Matt, słyszysz mnie ?! - Od razu krzyknąłem przystając w tłumie ludzi którzy jakoś zbytnio nie zwracali na mnie uwagi.

- Justin ? Gdzie wy jesteście, co sie dzieje ? - Wreszcie usłyszałem jego głos.

Wtedy już wiedziałem ze na reszcie nam sie udało.

- Jesteśmy daleko od Californii, jesteśmy w mieście..- Zacząłem sie rozglądać w poszukiwaniu jakiejś tabliczki z nazwą miejsca w którym aktualnie byliśmy

- W Utah - Powiedziałem szybko.

-Justin, znajdźcie jakiś nocleg, przyjadę najszybciej jutro, muszę wszystko załatwić, zadzwonię do ciebie jeszcze - Wytłumaczył wszystko, a mi kamień spadł z serca.

- Jasne, do zobaczenia - Rozłączyłem sie chowając telefon do kieszeni odwróciłem sie chcąc opowiedzieć wszystko Roxanne lecz jej nigdzie nie było.

Zniknęła w tłumie. Od razu uśmiech zszedł mi z twarzy, zrobiło mi sie gorąco a uczucie paniki od razu mnie dopadło.

- Roxy ! - Krzyknąłem stając na palcach by choć trochę móc wypatrzyć ją w tłumie.

- Justin, nie panikuj, jestem tutaj - Wyszła zza moich pleców z precelkiem w ręku.

- Boże, nie znikaj tak nigdy więcej - Chwyciłem sie za pierś oddychając ciężko.

- Uspokój sie, przewrażliwiony już jesteś. - Zaśmiała sie biorąc gryza bułki.

- Otwórz buźkę - Spojrzała na mnie przykładając precla do mojej twarzy.

Jednym gryzem kawałek znalazł sie w moich ustach. Podziękowałem jej uśmiechem szybko przełykając kęsa.

- To teraz chodźmy w jakieś mniej ruchliwe miejsce, muszę ci coś powiedzieć. - Bez słowa ruszyła za mną.

Co chwile odwracałem sie i patrzyłem czy aby sie na prawdę nie zgubiła. Skręciliśmy w mniejszą uliczkę gdzie było o wiele mniej ludzi, nie byli oni tak zabiegani jak tamci.

- No to słucham - Ponownie utrzymała ze mną kontakt wzrokowy.

- Wracam do domu, jutro przyjeżdża po nas mój znajomy, teraz musimy znaleźć sobie jakiś nocleg - Powiedziałem od razu.

- Na reszcie - Odetchnęła, odchylając głowę do tyłu zamykając oczy.

- Też sie strasznie ciesze - Uśmiechnąłem sie.

- Teraz chodźmy, musimy znaleźć jakiś tani hotel, zmęczona jestem - Potarła oczy kończąc precelka.

Przytaknąłem jej, w przypływie chwili chwyciłem dziewczynę za rękę ciągnąc z powrotem w stronę tętniącego życiem miasta gdzie mogliśmy na każdym kroku znaleźć jakiś hotel. Ze względu na nas niski budżet musieliśmy wybrać jeden z tych na które było nas stać.

Gdy trzymałem jej dłoń czułem nagły przypływ jeszcze większej śmiałości niż zwykle. Czułem sie dziwnie, nigdy taki nie byłem. Dziwiłem sie że jeszcze nie puściła mojej ręki, że mnie nie odepchnęła. W pewnym momencie to ona mnie zatrzymała wskazując na mały budynek po naszej prawej.

- Ten będzie dobry - Odezwała sie wchodząc na pierwszy schodek.

Bez słowa ruszyłem za nią od razu puszczając ją pierwszą w drzwiach. Wnętrze nie było takie złe, chociaż luksusu nie było. Zwykłe kremowe ściany na których co chwile zauważałem nowe obrazy. Na końcu pomieszczenia był niewielki kontuar za którym siedziała młoda kobieta. Od razu sztuczny uśmiech pojawił sie na jej twarzy gdy tylko nas zobaczyła. Nie czekając podeszliśmy do niej.

- Poprosimy dwuosobowy pokój na jedną noc - Odezwałem sie grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy.

Kobieta od razu zaczęła coś zapisywać w komputerze, wlepiając wzrok w monitor.

- To będzie 95 dolarów proszę pana - Jej nieco piskliwy głos dotarł do moich uszu.

Szybko sprawdziłem całą zawartość kieszeni wybierając potrzebną kwotę. Położyłem ją na ladzie, czekając aż dostane kluczyk do pokoju.

- Proszę bardzo, miłego wypoczynku państwu życzę - Ignorując ją już z kluczem w ręku ruszyliśmy po schodach na górę gdzie pewnie znajdował sie nasz pokój.

 Już po chwili odnaleźliśmy drzwi z numerem 34. W środku podobnie jak przy wejściu było w porządku. pomieszczenie jednak było w bardziej ciemniejszych kolorach. Obok siebie ustawione były dwa pojedyncze łóżka oraz dla każdego przydzielona mała komoda.

- Które łóżko wybierasz ? - Zapytałem na wstępie Roxy który już zaczęła sie rozglądać po całym pokoju.

- Wole ten bardziej przy ścianie - Wskazała na łóżko już po chwili kładąc sie na niego,przy tym chowając głowę w białą poduszkę.

- Wreszcie będziemy mogli normalnie odpocząć - Odetchnąłem z ulgą gdy poczułem miękki materac pod sobą.

- Cieszysz sie że już wracamy ? - Zapytała nagle Roxanne nieco podnosząc sie.

- Co to za pytanie, oczywiście że sie ciesze - Spojrzałem na nią.

- A co dalej będzie...? - Jej ton głosu nagle sie ściszył, a wzrok patrzył wszędzie tylko nie na mnie.

- Hmm, nie mam pojęcia, wrócimy do normalnego życia..

- Ty wrócisz...ja nie wiem co ze mną będzie.. - Ponownie rzuciła sie na poduszkę.

- Hej, nie myśl teraz o tym. Co ma być to będzie.. - Przez chwile czekałem na jakiś odzew lecz już nie odpowiedziała.

 Nie chciałem jej już męczyć, wstałem z łóżka na chwile by móc ją przykryć kołdrą. przybliżyłem twarz do jej głowy.

- Wszystko będzie dobrze - Szepnąłem całując jej pokołtunione włosy.

Po chwili sam położyłem sie na łóżku. Wiedziałem że teraz wszystko wróci do normy...nie miałem pojęcia tylko czy coś między nami sie zmieni. Chciałem wierzyć w to że teraz może być już tylko lepiej..

______________________________________________

Hejoo<3 

Ten rozdział to koniec części pierwszej tego opowiadania, teraz zaczyna sie druga część :* 

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33

sobota, 22 marca 2014

Ważna sprawa!

Hej <3 

Mama mojej najlepszej przyjaciółki jest Belieber, ma urodziny 25 marca, proszę was, zróbmy dla niej karteczki typu ''Wszystkiego Najlepszego'', zdjęcia karteczek wysyłamy na gg: 38772907 lub na fb: Dominika Ramotowska
To dla mnie bardzo ważne, mam nadzieje ze pomożecie w tej akcji <33 

A co do rozdziału to będzie on dziś lub jutro, zależy od tego czy sie wyrobie :) 


sobota, 15 marca 2014

Chapter 23

- Halo ? Matt, słyszysz mnie ?! - Justin od jakiegoś czasu krzyczał do słuchawki próbując sie z kimś skontaktować.

Każda następna próba kończyła sie niepowodzeniem jak i jeszcze bardziej wkurwiała Justina. Co chwile chodził w te i z powrotem wybierając w komórce nowe numery.

- Odpuść, tu nie ma zasięgu - Powiedziałam po raz czwarty już chyba.

On jednak mnie nie słuchał, cały czas próbował i próbował. Był środek nocy, chciałam sie położyć i jakoś przetrwać te godziny, ale oka nawet nie mogłam zmrużyć gdy on ciągle krzyczał do słuchawki. Dziwiłam sie sobie że byłam taka spokojna, czułam sie dziwnie bezpieczna w tamtym miejscu. A może to nie chodziło o miejsce...po tym jak powiedziałam mu prosto w twarz że tamta sytuacja nic nie znaczyła wrócił dawny on, złośliwy, chamski i nieczuły, mimo to nadal w jego towarzystwie czułam sie jak nigdy wcześniej. Musiałam pozbyć sie tego uczucia, wiedziałam ze on nigdy nie obdarzy mnie czymś takim nawet w małym stopniu, musiałam spróbować to zatrzymać.

- Kurwa! - Krzyknął gdy po raz kolejny sie nie udało.

Podszedł bliżej mnie jak zawsze wkurzony, schował telefon do kieszeni siadając po drugiej stronie paleniska. Nie odzywał sie, a ja bałam sie powiedzieć słowo by jeszcze bardziej nie wyprowadzić go z równowagi. Niby taki już dorosły a panować nad złością nie potrafi.

- Możesz chociaż na chwile sie uspokoić ? - Odważyłam sie w końcu by coś powiedzieć.

 Nie mogłam pozwolić na to żeby mógł mnie zastraszać swoim zachowaniem.

- Przecież dla ciebie nie ma znaczenia to jak sie zachowuje, nic dla ciebie nie ma znaczenia, także z łaski swojej daj mi spokój i zamknij swoją małą pyskatą buźkę - Odpowiedział z ironią nie patrząc na mnie.

Widać było że w ogóle nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu wzrokowego. Zaskoczyła m ie jego odpowiedź, nie odzywałam sie już, nie wiedziałabym nawet co mu powiedzieć. Justin widząc że rozmowa specjalnie nam sie nie kleiła odwrócił sie na drugi bok, położył na wilgotnym piasku i próbował zasnąć. Do tej pory chciałam zrobić to co on, lecz gdy rozejrzałam sie wokół nie było nawet mowy o zmrużeniu oka.

Nigdy nie wiadomo co zza krzaków wyskoczy, byliśmy na cholernym zadupiu bez oznak cywilizacji, wątpię czy tutaj ktoś mógłby znaleźć nas żywych lub i nie. Potrząsnęłam głową chcąc pozbyć sie męczących myśli, przez które bałam sie nawet ruszyć z miejsca. Nie wiedziałam co robić, ognisko powoli zaczynało gasnąć a do wschodu słońca było jeszcze daleko.

- Justin...- Wyszeptałam w jego stronę, lecz on w ogóle nie zareagował.

Domyślałam sie że pewnie zasnął.

- Justin - Powiedziałam nieco głośniej wstając ze swojego miejsca.

Podeszłam do niego patrząc na jego słabo oświetloną twarz. Oddychał spokojnie co upewniło mnie tylko w tym że udało mu sie zasnąć.

- Jay..Obudź sie - Tyrpnęłam go, widząc jak przez mój głośniejszy ton głosu zaczynał powolutku sie budzić.

Otworzył oczy od razu rozglądając sie na wszystkie strony.

- Co jest ? - Spojrzał na mnie, a jego delikatnie ochrypły głos dotarł do moich uszu.

- ...Boję się - Spuściłam wzrok rysując na piasku różne figury.

 Nie odzywał sie przez chwile, lecz po tym czasie zrobił coś czego nigdy bym sie nie spodziewała.

- Chodź tu do mnie - Rozłożył ręce robiąc miejsce obok siebie.

Nie wiedziałam co zrobić, ale nie chcąc sie znowu z nim kłócić posłusznie przybliżyłam sie do niego czując jak jego ręce automatycznie owijają moje ciało. Odruchowo przytuliłam sie do jego klatki piersiowej odczuwając ciepło bijące z niej. Od razu zawładnęło mną uczucie bezpieczeństwa jak i troski.

- A teraz śpij - Szepnął w moje włosy mocniej mnie do siebie przytulając.

Byłam w szoku jak szybko ten człowiek może sie zmieniać. Raz jest nieczułym dupkiem którego ni chce znać a po chwili okazuje sie być troskliwym chłopakiem od razu zwraca moją uwagę. Nic nie rozumiałam z tej sytuacji ale wcale nie narzekałam. Chciałabym żeby ten Justin który jest teraz został już na zawsze.

Oczami Justina

- Umm, Justin możesz wziąć tą rękę ? - Znajomy głos odbił sie echem w mojej głowie. 

Momentalnie otworzyłem oczy widząc całą sytuacje przede mną. Z nie wiadomo jakich powodów moja ręka znalazła sie pod jej bluzą...trochę niezręczna sytuacja. 

Przepraszam - Od razu zabrałem rękę pocierając drugą zmęczone oczy. 

Bolały mnie całe plecy, piasek okazał sie beznadziejnym miejscem do spania. 

- W porządku - Mruknęła cicho wstając powoli na nogi. 

Po chwili zrobiłem to samo co ona otrzepując sie z całego piasku jaki znalazł sie na mnie. 

- Poczekaj, poczekaj, ty też masz piasek z tyłu - Podszedłem do Roxanne zaczynając otrzepywać jej miękkie ciemne włosy. 

W dotyku jej loki były niczym aksamit, mógłbym je dotykać cały czas...co ja kurwa gadam. Otrzepując do końca dziewczynę, ponownie wyciągnąłem telefon chcąc skontaktować sie z znajomymi z gangu. Gdyby wiedzieli gdzie jesteśmy mogliby od razu po nas przyjechać. Po paru próbach skontaktowania sie miałem już tego dość, chciałem rzucić tym telefonem w cholerę ale wiedziałem że później może nam sie przydać. 

- Głodna jestem - Odezwała sie dziewczyna zwracając moją uwagę.

 Nie mieliśmy żadnego jedzenia, nawet nie było go gdzie zdobyć. 

- Wytrzymaj, najważniejsze co musimy zrobić to znaleźć miejsce gdzie będzie zasięg wtedy będziemy mogli wrócić bezpiecznie do domu - Zapewniłem ją o dziwo spokojnie idąc w stronę motocyklu. 

- Bez paliwa nim nie pojedziemy, dasz rade iść na nogach ? - Zwróciłem sie do niej widząc że już coraz lepiej sie poruszała. 

- Dam rade 

- Ale na pewno ? 

- Justin - Spojrzała mi w oczy przybliżając sie nieco. 

- Na pewno - Poczułem jej oddech na moich ustach, instynktownie oblizując wargi. 

Odsunęła sie ode mnie idąc do przodu. 

- To gdzie sie kierujemy ? - Zapytała nie zatrzymując sie. 

- Przed siebie - Zaśmiałem sie lekko podbiegając do niej by iść z nią w jednym tempie. 

- No to czeka nas długa droga - Widziałem katem oka jak uśmiecha sie do siebie. 

Jej uśmiech dodawał mi jakoś sił, chęci do tego by w końcu dotrzeć do cywilizacji. 

- Razem na pewno damy rade...

____________________________________

Hejoo <3 
No i mamy kolejny rozdział, coś tam już sie buduje między Justinem i Roxanne :D
Jeżeli ktoś jest ciekawy kiedy dodaje rozdziały wszystko pisze w informacjach :) 
Mam nadzieje że rozdział wams ie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33


piątek, 7 marca 2014

Chapter 22

Oczami Justina

Jak ona mnie wkurwia. Ciągle jej coś nie pasuje, ciągle ma pretensje. Nie dość że ją wybawiłem od tego psychola to ona ma jeszcze do mnie jakieś wonty...Myślałem że już będzie dobrze, w końcu znalazłem ją. Nie spodziewałem sie tego w małym stopniu przeze mnie nie będzie mogła normalnie chodzić. Czuje sie za to winny, przyznaje sie do tego, ale ona nie daje mi szansy żebym jej jakoś w tym pomógł...chociaż przecież gdy pomogłem jej zejść z motoru, trzymałem ją, patrzyłem na każdy jej mały krok, jej piękne...normalne, brązowe oczy spojrzały na mnie, a niespodziewanie jej usta znalazły sie na moich. Nie chciałem sie do tego przyznawać ale przy tym pocałunku czułem coś dziwnego, coś czego nigdy nie czułem. Ale wiedziałem na pewno że to nic takiego..

Po tej sytuacji znowu wróciła dawna Roxanne która zdążyła i mi i samej sobie zrobić wiele kłopotów. Mimo to nadal sie o nią martwię, jest siostrą mojego najlepszego przyjaciela któremu obiecałem że będę sie nią zajmować. Czasem zachowuje sie jak dupek, ale nie pozwoliłbym żeby coś jej sie stało. Nie zostawiłem jej teraz tam na pastwę losu, poszedłem tylko po drewno dzięki któremu będziemy mogli rozpalić ognisko by choć trochę sie ogrzać w nocy. Wziąłem tyle drewna ile mogłem i z tym ciężarem ponownie ruszyłem w stronę Roxy. Wyszedłem z lasu ponownie czując piasek pod nogami, wyjrzałem lekko zza belek drewna. Nikogo nie zauważyłam, przypatrzyłem sie bardziej obracając sie na wszystkie strony. Od razu wpadłem w nie małą panikę, znowu Roxanne gdzieś zniknęła. Rzuciłem drewno na ziemie od razu ruszając by jej poszukać.

- Roxy ! - Krzyknąłem rozglądając sie wszędzie, nie mogła mi znowu zginąć.

Teraz miałem jej pilnować jak oka w głowie, a jak samolubny dupek ponownie ją zostawiłem. Nie mogłem uwierzyć w to że w tak krótkim czasie i to jeszcze przy jej trudności z chodzeniem tak bardzo oddaliła sie ode mnie.

- Roxy ! - Ponownie ją zawołałem myśląc że tym razem odpowie.

Wybiegłem na uliczkę sprawdzając czy może nie idzie po poboczu, lecz nie było po niej ani śladu. Mój poziom strachu wzrósł do maksimum. Jej mogło sie tutaj praktycznie wszystko przytrafić, nawet nie chciałem o tym myśleć. przez cały czas biegałem w te i z powrotem mając nadzieje że gdzieś ją ujrzę, lecz nigdzie jej nie było. Bezsilnie rzuciłem sie na ziemie skulając sie. Jak mogłem znów pozwolić by sie zgubiła..To pytanie męczyło moją głowę. Nie wiem ile czasu spędziłem na obwinianiu siebie i patrzeniu na mokry piasek który mnie otaczał. Nagle poczułem ciepłą rękę na moim ramieniu, od razu jak poparzony wstałem z miejsca widząc przed sobą przestraszoną Roxanne.

- O mój Boże, gdzie ty byłaś ?! - Krzyknąłem od razu biorąc ją w swoje ramiona.

Czułem jak drżała z zimna.

- Cały czas byłam w pobliżu..- Wymamrotała chowając twarz w moją koszulkę.

Nie mogłem uwierzyć w to że jej nie zauważyłem, z jednej strony byłem na nią zły za to że ona spokojnie gdzieś siedziała a ja odchodziłem od zmysłów, ale z drugiej strony troska o nią przeważyła wszystko.

- Rozpalmy ognisko, widzę jak Ci zimno - Szepnąłem powoli idąc z nią w stronę desek.

Zaczynało już sie robić coraz ciemnej, ledwo co można było dostrzec. Trochę mi zajęło zanim rozpaliłem ogień z ułożonych na sobie trochę wilgotnych belek.

 - Chodź tutaj - Odezwałem sie do dziewczyny która stała obok owijając sie szczelnie rękami.

Spojrzała na mnie, wiedziałem że nie miała ochoty nawet na mnie patrzeć, natomiast ja cieszyłem sie że nie jestem tu sam, że jestem tu z nią.

 - No przecież nic ci nie zrobię, będzie ci cieplej - Poklepałem miejsce obok mnie, próbując ją przekonać.

W końcu z obojętną miną usiadła.

 Oczami Roxanne 

 Zawsze musi postawić na swoim. Niechętnie usiadłam obok niego czując jeszcze większy przyjemny żar od ogniska. Justin przybliżył sie do mnie nadal patrząc w płomienie. Zauważyłam jak iskierki odbijały sie w jego oczach. Gdyby nie światło z ognia nic bym już nie widziała, wszędzie było ciemno.

 - Nawet nie wiesz jak sie ciesze że Cie znalazłem - Odezwał sie w końcu przerywając cisze między nami.

Nie chciałam sie odzywać, mi cisza w pełni odpowiadała. Musiałam jednak coś powiedzieć.

 - To ja dziękuje Ci że mnie stamtąd wyciągnąłeś- Spojrzał na mnie, ja jednak za wszelką cenę nie chciałam nawiązać z nim kontaktu wzrokowego.

 - Co sie dzisiaj stało ? Dlaczego to zrobiłaś ? - Zapytał prosto z mostu.

Właśnie tego pytania z jego strony obawiałam sie najbardziej. Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć, nie znałam odpowiedzi.

 - No powiedz...to coś znaczyło ? - Pytał dalej jeszcze bardziej sprawiając że chciałam zniknąć z tamtego miejsca.

W końcu zebrałam sie w sobie, byłam gotowa zaprzeczyć samej sobie żeby nie wyjść przed nim na dziewczynę której on nigdy nie polubi.

 - To nic nie znaczyło, zapomnij o tym - Powiedziałam stanowczo.

Mimo że powiedziałam to tak pewnie, w środku krzyczałam że nie była to prawda...bo dla mnie ten pocałunek znaczył więcej niż mogło mu sie to tylko wyobrazić...

_____________________________

Hejoo <3 
Rozdział miał być o wiele wcześniej ale myszka w ogóle mi nie działała i nie miałam jak dodać go na komputerze
Jutro rozdziału nie będzie ponieważ dzisiaj dodaje :)
Mam nadzieje że ten rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33

środa, 5 marca 2014

Chapter 21

Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem :*


- Zamknij sie ! - Zimny ton Justina ponownie był skierowany był w przestraszonego chłopaka.

- Co jej zrobiłeś ?! - Krzyknął ani na sekundę nie spuszczając z niego wzroku.

Musiałam to przerwać póki jeszcze był czas.

- Nic mi nie jest...- Szepnęłam ostatkami sił podnosząc sie na rękach.

 Przez dosłownie sekundę obdarzył mnie swoim spojrzeniem.

- Przecież kurwa nie jestem ślepy ! - Ponownie krzyknął powodując ciarki na moim ciele.

Nie mogłam pozwolić by stracił panowanie nad sobą.

- Mogę z tego wyjść, ale musisz mi pomóc - Z całych sił próbowałam by mój głos sie nie załamał.

W tamtej chwili chciałam tylko jednego, chciałam żeby Bieber zabrał mnie daleko stąd w bezpieczne miejsce. Miałam dość tego syfu.

- Zapłacisz za to gnoju..- Głos Justina mimo iż teraz był szeptem nadal słyszałam jaką nienawiść nim przelewa.

Wiedziałam że teraz muszę coś zrobić, gdy ręką Jaya mocniej zacisnęła sie na broni.

- Nie rozumiesz kurwa że nie warto mieć kolejną osobę na sumieniu !? - Krzyknęłam nie spodziewając sie że mój ton głosu będzie tak stanowczy.

Wtedy Justina jakby coś tknęło, zauważyłam że uścisk na broni nie był już tak mocny. Wyprostował sie i patrząc na mnie, zaczął podchodzić. Schował broń i uklęknął obok mnie.

- Martwiłem sie - wyszeptał i po prostu przytulił.

Nigdy bym sie po nim tego nie spodziewała. Trochę rozkojarzona jednak odwzajemniłam uścisk nie wiedząc co powiedzieć. Chwile po tym od razu sie ode mnie odsunął. Potrząsając głową i przybierając jak zawsze poważny wyraz twarzy wziął mnie w ramiona podnosząc. Zauważył na małym stoliku telefon, który szybko zabrał. Nie patrząc już na nadal leżącego mężczyznę, Justin wyszedł z przyczepy.

- Teraz będziesz musiała sie mnie bardzo mocno trzymać - Odezwał sie siadając ze mną na motor.

Mocniej owinęłam ręce wokół jego szyi, za wszelką cenę próbując nie spaść z maszyny. Zostawiając wszystko za sobą wreszcie byłam bezpieczna, teraz juz tylko wystarczyło dotrzeć do Ryana...zobaczyć czy jest cały i zdrowy, chociaż w głębi duszy w to wątpiłam. Nie jechaliśmy szybko, Jay pewnie nie chciał ryzykować. Zauważyłam że na wskaźniku paliwa kreska była prawie na zerze, lecz nic nie mówiłam. Nigdzie nie było śladu cywilizacji, tak jak to nam sie od jakiegoś czasu często zdarzało. Nagle zaczynaliśmy zwalniać jeszcze bardziej, wiedziałam ze ma to związek z brakiem paliwa. Justin zjechał na pobocze, a ja ani na chwile nie puszczałam go by nie spaść.

- Kurwa, nie mamy już paliwa - Krzyknął przez co czułam na rękach wibracje tym spowodowane.

- Damy sobie rade...

- Jak ?! Przecież ty nawet chodzić nie możesz ! - Spojrzał na mnie znowu tym swoim zimnym wzrokiem, wrócił stary Justin z którym nie chciałam mieć nic do czynienia.

- Sprawdźmy to, pomóż mi wstać - Powiedziałam zdeterminowana, w końcu przecież musiałam spróbować.

Bez słowa, nie chcąc sie pewnie kłócić wstał i nadal mnie przytrzymując pozwolił mi stanąć na nogi. Wreszcie mogłam stanąć w pionie. Mocno trzymałam ręce Biebera czując że gdybym je tylko puściła poleciałabym na ziemie.

- Spróbujmy trochę przejść razem - Zaproponował stawiając małe kroczki do tyłu.

Czułam sie dziwnie z tym że własnie w tamtej chwili Justin tak jakby uczył mnie na nowo chodzić, ale byłam  mu za to bardzo wdzięczna. Z wszystkich sił próbowałam stawiać choćby najmniejsze kroczki, ku mojemu zdziwieniu udawało mi sie to. Było to trudne, ale nie mogłam sie poddać. Podniosłam lekko głowę spoglądając na chłopaka który patrzył na moje nogi, lecz gdy tylko spostrzegł że ja mu sie przyglądam także podniósł wzrok. Uśmiechnęłam sie nieśmiało, przystając.

- Dziękuje - Pod wpływem impulsu lekko nachyliłam sie i nim chłopak coś powiedział złożyłam na jego ustach małego całusa.

Gdy tylko moje usta połączyły sie z jego poczułam dziwne motyli w brzuchu, ale od razu sie opamiętałam. Ze spuszczoną głową oddaliłam sie od niego.

- Chodź, musimy poszukać jakiegoś miejsca do spania - Odezwał sie niemal natychmiast, pomagając mi stawiać kroki.

Całą moją twarz pokryły rumieńce. Nie powinnam tego robić. Zawsze miałam w naturze, najpierw rób potem myśl, a to doprowadzało mnie do szału. Najchętniej to bym mogła sie już do niego wcale nie odezwać, lecz nie było to wykonalne, teraz byłam zależna od niego w pewnym stopniu.

- Dasz rade teraz iść sama ? - Spytał spokojnie gdy byliśmy obok motocykla.

Nie byłam pewna co do odpowiedzi, ale jednak pokiwałam głową.

- Na pewno ?

- Tak - Odpowiedziałam szybko.

 Powoli, jakby bał sie że upadnę puścił mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Musiałam jakoś dać rade, by choć przez chwile móc polegać na sobie.

- Poradzę sobie, idź przodem - Mruknęłam pod nosem zaczynając już stawiać małe kroczki.

Ten tylko sie odwrócił, chwycił za wyłączony motor i zaczął go pchać. Nie nadążałam za nim, ale gdy tylko przez ramie widział że jestem daleko w tyle przystawał czekając na mnie. Ja miała przynajmniej trochę czasu by wszystko przemyśleć. Tak bardzo chciałam żeby ta sytuacja z pocałunkiem nie wydarzyła sie...Nawet sama nie wiem czemu to zrobiłam, może chwila słabości, czy po prostu brak uczucia ze strony drugiej osoby. Już jak widać wcale nie panowałam nad sobą.
Daleko nie musieliśmy iść, już po parunastu minutach ukazał sie koniec lasu zastąpiony piaskiem i małym jeziorkiem.

- Tutaj zostaniemy - Powiedział Jay głośniejszym tonem bo cały czas byłam w tyle.

Byłam z siebie niesamowicie dumna że udało mi sie przejść tyle o własnych nogach, już nie czułam sie tak sparaliżowana jak wcześniej. Wystarczyło tylko dać mi szanse. Po piasku jak każdy chyba wie chodzi sie o wiele trudniej, dlatego moje tępo znowu zostało zmniejszone. Justin już oparł motocykl o pobliskie drzewo i chciał pomóc mi dalej iść.

-Zostaw mnie - Mruknęłam odpychając go lekko.

- No przecież nie dasz rady...

- Dam rade - Spojrzałam w jego oczy.

- Z twoją czy bez twojej pomocy i tak dałabym rade - Podniosłam ton głosu nie zatrzymując sie.

Przez chwile sie nie odzywał, jakby nie spodziewał sie takiej wypowiedzi z mojej strony.

- Co sie z tobą dzieje?! Najpierw niby taką wdzięczność mi okazujesz, a teraz znowu stałaś sie zimną suką !- Krzyknął, oddalając sie ode mnie.

Ruszył przed siebie, w las, powoli zaczynałam go tracić z oczu.

- Tak, idź sobie, zostaw mnie tu, to będzie kurwa najlepsze rozwiązanie ! - Gdy zupełnie już go nie widziałam wpadłam w małą panikę.

Wiedziałam że sobie bez niego nie poradzę, te słowa wypowiedziane były w gniewie..w gniewie na samą siebie. Bezsilnie usiadłam na piasku chowając głowę między nogi. Znowu musiałam wszystko spierdolić. Cały czas miałam powtarzałam sobie w głowie że on nie mógł mnie tak po prostu zostawić...liczyłam na to że zaraz wróci. Gdy robiło sie coraz ciemniej..straciłam nadzieje...

___________________________________

Hejooo <3 
Strasznie was przepraszam że znowu taka długaaa przerwa była :( 
W ramach przeprosin następny rozdział dodam albo dzisiaj a jak nie dzisiaj to na pewno jutro :* 
Dziękuje za wszystkie miłe komentarze i jeszcze raz przepraszam jeżeli was zawiodłam ale wiecie jak to jest jak ma sie strasznie dużo na głowę.. 
Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33