sobota, 19 kwietnia 2014

II Chapter 3

Oczami Roxanne

- Znasz zasady, od razu po szkole do domu! - Krzyknęła za mną pani Menson uświadamiając mi rzecz którą już doskonale znałam.

Miałam powoli dość takiego traktowania, coraz bardziej miałam ochotę sie postawić i szczerze powiedzieć co o tym wszystkim myślę. Poprawiając plecak ruszyłam małą uliczką w stronę szkoły. Ten dzień różnił sie od innych tylko temperaturą, było o wiele bardziej duszno niż zwykle. Podwijając rękawy spostrzegłam wielki budynek w którym miałam zmarnować kolejne godziny swojego życia. Inne dzieciaki z gimnazjum jak i liceum powoli wchodzili do środka, nie śpiesząc sie zbytnio. Do dzwonka zostało sporo czasu. Wkroczyłam spokojnym krokiem na dziedziniec kierując sie prosto do drzwi.

- Tęskniłaś za mną ? - Ten głos sprawił że wszystkie mięśnie mojego ciała sie spięły, stanęłam w miejscu nie mogąc zrobić nawet maleńkiego kroku.

Przechyliłam lekko głowę w bok widząc niedaleko czarnego vana. Tego z którym wiąże tyle złych wspomnień, tych których chciałabym zapomnieć. Zacisnęłam mocno powieki czując zimną dłoń na moim odkrytym ramieniu. Szybko jakby w przypływie energii odwróciłam sie przodem do chłopaka oddalając sie nieco.

- No skarbie, wyjechałaś bez pożegnania to chociaż teraz sie przywitaj - Jego uśmiech ani na chwile nie znikał.

Gdy ja robiłam krok do tyłu, on robił do przodu. Samo patrzenie na niego przyprawiało mnie o wstręt.

- Zostaw mnie w spokoju - Z całych sił próbowałam by mój głos sie nie załamał.

Podszedł do mnie gwałtownie chwytając za dłonie.

 - Jesteś na mnie skazana już na zawsze, nie uwolnisz sie ode mnie - Syknął mi w twarz powodując że moje serce w każdej chwili mogło wyskoczyć z piersi.

Próbowałam wyrwać swoje ręce lecz jego uścisk był za mocny.

 - Puść mnie! - Zaczęłam sie rozglądać na boki chcąc uzyskać pomoc od jakiegoś przechodnia, ale w jednej chwili wszyscy sie rozpłynęli.

 Nagle po prostu znikąd przede mną stanął on. Odepchnął Jasona. Byłam w szoku, jeszcze większym niż do tej pory. Byłam niemal pewna że miałam przewidzenia.

 - Nigdy więcej sie do niej nie zbliżaj bo jeżeli zobaczę że łamiesz moje zasady pożałujesz że sie urodziłeś -Ten głos, mimo że przelewał mnóstwo złości dotarł do moich uszu wywołując przyjemne uczucie w brzuchu.

Tak bardzo brakowało mi nawet samego patrzenia na niego.

 - Widzimy sie niedługo - Nadal stałam jak osłupiała, dopiero gdy Jason zaczął sie oddalać opamiętałam sie.

Ściskając mocniej ramie swoje plecaka odwracając sie szybko ruszyłam w stronę wielkich drzwi prowadzących do środka szkoły. Bałam sie odwrócić za siebie, bałam sie że to że tam był to tylko moja wyobraźnia. Ruszając do klasy nie mogłam uwierzyć że po takim czasie zjawił sie..zjawił sie żeby mnie obronić. Nie mogłam sie ani na chwile skupić na tematach każdej z lekcji. Moje myśli cały czas krążyły wokół Justina. Gdy w końcu udawało mi sie powoli zapominać on zjawia sie w najmniej oczekiwanym momencie zupełnie mieszając mi głowie.

O dziwo jedno pytanie męczyło mnie najbardziej..czy go jeszcze zobaczę? Z jednej strony tak bardzo tego chciałam, a z drugiej nie wiedziałam czy moje zaufanie do niego można odbudować. Byłam na niego wściekła, wściekła że przez niego teraz przechodziłam to piekło. Walczyłam między sobą, co chwile myślałam o czymś innym, co chwile miałam inne zdanie o tej całej sytuacji. Żałowałam tego że tak p prosu uciekłam od niego, nie porozmawiałam z nim, nie dowiedziałam sie o co w tym wszystkim chodzi, lecz nie wiem czy zdołałabym mu spojrzeć w oczy. Jeszcze do tego wszystkiego dochodził mój koszmar..Jason. Spojrzałam mu w oczy i od razu w mojej głowie zagościł Ryan. Najgorsze wyobrażenie jak z zimną krwią go zabija..

Szybkim krokiem wyszłam z budynku. Nie było auta z przyciemnianymi szybami i już stało sie dla mnie wszystko jasne. To Justin mnie cały czas obserwował, to on dzień w dzień był tu. Nie rozumiałam wielu rzeczy i bałam sie że nigdy nie zrozumiem.

Oczami Justina

- Kim ty do cholery jesteś żeby mi rozkazywać?! - Krzyknąłem powoli tracąc nad sobą kontrole. 

- Potrzebny ci ktoś kto wreszcie ściągnie cie na ziemie! - Matt stał w miejscu zabijając mnie wzrokiem. 

- Ona mnie potrzebuje, teraz nie jest bezpieczna - Podszedłem do komody na której leżały klucze do auta.

- Da sobie rade...dokąd idziesz ? - Wyszedłem z pokoju ignorując jego pytania.

Nikt mnie nie rozumiał w tej sprawie. Ja po prosu chciałem mieć ja przy sobie, tylko tego pragnąłem.

- Justin! - Matthew szarpnął mnie za rękę zmuszając do kolejnego kontaktu wzrokowego.

Wziąłem głęboki wdech zaciskając zimny metal w mojej dłoni.

- Zabiorę ją stamtąd. - Powiedziałem o dziwo spokojnie już chcąc sie odwrócić gdy podniesiony głos mężczyzny mnie zatrzymał.

- I co ? Jak ona tu będzie to będziesz ją niańczył,olejesz wszystko, zostawisz nas z tym gównem samych ? - Swoim tonem przyciągnął uwagę innych z gangu.

Zaciekawieni kłótnią chcieli sie jej przysłuchać bardziej i nawet moje wrogie spojrzenia ich nie zatrzymały.

- Jeżeli będzie trzeba - Odpowiedziałem i bez żądnego już więcej słowa wyszedłem z domu.

Zbiegając po schodach ruszyłem prosto do samochodu. Od razu odpaliłem silnik i przyciskając gaz kierowałem sie w stronę jej szkoły. Miałem nadzieje ze spotkam ją tam  jeszcze choć już było nieco późno. Tak jak myślałem wokół nie było już nikogo. Przystanąłem na chwile zastanawiając sie nad tym wszystkim jeszcze raz. Byłem pewny że w ten sposób ochronie ją od Jasona. Będę sie starał najbardziej jak potrafiłem.

Musiałem tylko wymyślić dobry plan by zabrać ją jakoś z tego sierocińca. Bałem sie tego że ona nie będzie chciała ze mną nawet rozmawiać.. tak samo jak dzisiaj uciekła ode mnie, zdawałem sobie sprawę że może mnie nienawidzić za to że ją tak zostawiłem, ale ona nie zdaje sobie sprawy że robiłem to dla jej dobra. Nie czekając dłużej ruszyłem w odległą część Californii gdzie znajdował sie dom dziecka. Działałem spontanicznie, w mojej głowie nie znajdował sie żaden plan, a mimo to miałem nadzieje że wszystko pójdzie dobrze. Parkując auto niedaleko budynku, powoli ruszyłem to ogrodzenia. Otworzyłem niewielką furtkę, w każdym z widocznych okien świeciło sie światło wiec myślałem że uda mi sie z nią chociaż na chwile spotkać, porozmawiać. Zadzwoniłem do drzwi zniecierpliwieniem czekając na to aż mi ktoś otworzy. nie musiałem długo czekać, już po chwili w drzwiach pojawiła sie kobieta.

- W czym mogę pomóc ? - Zapytała z wymuszonym uśmiechem na ustach.

Niechętnie odwzajemniłem jej gest rozglądając sie na boki.

- Przyszedłem sie z kimś zobaczyć - Odpowiedziałem pewnie.

- Przykro mi ale w tym ośrodku nie ma możliwości do spotkań  z podopiecznymi chyba że zdecyduje sie pan na adopcje. - Powiedziała pewnie znaną jej na pamieć regułkę.

Wywróciłem oczami oczywiście tak żeby nie zobaczyła tego. Westchnąłem głęboko patrząc kobiecie w oczy.

- To dla mnie bardzo ważne, tylko chwileczkę chciałbym porozmawiać - Próbowałem ja przekonać, miałem nadzieje ze w końcu mi sie uda.

Zastanawiała sie przez chwile, spoglądając raz na mnie raz na ludzi w środku budynku.

- A o kogo konkretnie chodzi ?

- O Roxanne Butler - Odpowiedziałem szybko mając nadzieje że wreszcie pozwoli mi sie z nią spotkać.

- A kim jeżeli mogę wiedzieć pan dla niej jest ? - Jej wzrok przemienił sie w podejrzliwy.

Powoli zaczęła mnie już wkurzać tą swoja dociekliwością. Przełknąłem ślinę myśląc nad jakimś dobrym kłamstwem.

- Kuzynem, dowiedziałem sie że tu jest i przyjechałem by z nią porozmawiać - Prosiłem w myślach by w końcu dała sobie spokój i wpuściła mnie do środka.

Na szczęście otworzyła szerzej duże drzwi gestem ręki zapraszając mnie do środka.

- Ale macie tylko 10 minut - Odpowiedziała już bardziej niemiłym tonem, lecz nie to sie dla mnie liczyło w tamtej chwili.

Byłem szczęśliwy ze wreszcie zamienię z nią chociaż jedno słowo. Obawiałem sie tego jak zareaguje, czy zgodzi sie na mój plan, ale musiałem zaryzykować...

__________________________________________

Hejoo <3
No i mamy kolejny rozdział ;) 
Nie mogłam sie jakoś zebrać żeby go napisać no ale w końcu jest. 
Mam nadzieje że wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33
  

6 komentarzy: