poniedziałek, 5 maja 2014

II Chapter 5

Nie mogłam sie skupić, wszystkie myśli kłębiły sie w mojej głowie nie dając mi spokoju. Na nic nie zwracałam uwagi, mimo że byłam w szkole, wśród tych wszystkich zakłamanych ludzi, to myślami byłam już z dala od wszystkich, z Justinem. Gdy lekcje dobiegły końca, czułam jak lęk czai sie we mnie. Nie wiedziałam czy dobrze robię, cały czas biłam sie z myślami.

- Roxanne - Ten głos od razu dotarł do moich uszu.

Spojrzałam na tego jednego chłopaka który zawsze powoduje że nogi sie pode mną uginają. Ruszył w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech już po chwili stając z nim twarzą w twarz. Zauważył że jest nieco przejęty, wpatrywałam sie w jego oczy. Patrzyłam na niego i od razu przestałam sie denerwować, moja walka z myślami była zakończona.

- Podjedziemy pod sierociniec, będziesz na mnie czekać w aucie, wezmę tylko swoje rzeczy..- Mówiąc to nadal wpatrywałam sie w jego oczy, brązowe niczym czekolada.

Natychmiast na jego twarzy zagościł uśmiech, mimowolnie i ja sie uśmiechnęłam. Po chwili ciszy chłopak niepewnie chwycił mnie za rękę prowadząc mnie do jego samochodu. Widziałam jak wszyscy wokół sie na nas patrzą, nie czułam sie przez to zbyt komfortowo. Wiedziałam że pewnie znowu wymyślą sobie o mnie jakąś historie lecz to w tamtym momencie najmniej mnie obchodziło. Otworzyłam drzwi powoli wsiadając do auta. Już po chwili dołączył do mnie Justin. Nie odzywaliśmy siie do siebie, między nami cały czas panowała spokojna cisza. Nie była ona jedną z tych krępujących i dłużących sie w nieskończoność, ta która nastała pozwalała swobodnie płynąć myślą które w tamtym momencie uspokoiły sie. Lecz gdy spostrzegłam przed nami budynek sierocińca wiedziałam że w końcu muszę sie odezwać.

- Zatrzymaj sie tu - Wykonując moje polecenie od razu zatrzymał sie na poboczu gdzie duże drzewo dawało cień na cały samochód.

Wysiadłam z samochodu obdarzając ostatni raz Justina lekkim uśmiechem. Wiedziałam że teraz muszę uważać żeby nikt mnie nie zauważył. Zakrywając twarz ruszyłam w stronę tylnych okien. Szybko przebiegając przez mały dziedziniec na tyłach schowałam sie za jednym z małych krzaków. Z tego miejsca idealny miałam widok na okno pokoju gdzie jak mniemam w tej chwili przebywała Lauren. Wyciągnęłam z kieszeni stary telefon najszybciej jak potrafiłam wybierając numer dziewczyny. Nie odebrała. Ręcę zaczęły mis ie pocić, telefon wyślizgiwał mi sie  z rąk. Co chwile rozglądałam sie na wszystkie strony czy przypadkiem gdzieś w pobliżu nie ma jakiegoś opiekuna. Ponownie wybrałam numer Lauren mocno ściskając komórkę.

Modliłam sie w myślach by w końcu odebrała, nie wiedziałam co sie z nią działo. Kolejny raz odrzuciła połączenie. Panika ogarnęła moje ciało. Postanowiła mi nie pomagać. Nie mogłam uwierzyć że w takim momencie mnie wystawiła, kiedy ja jej zaufałam. Nie byłam smutna czy przygnębiona, ja byłam wściekła. Gdy skończyły mi sie wszystkie przezwiska na nie które wypowiadałam pod nosem w końcu trzeba było coś zrobić. Godzina mojego przyjścia po szkole do sierocińca powoli dobiegała końca, nie wspominając o tym że Justina nadal czekał w samochodzie. Nie miałam innego wyjścia, musiałam działać na własna rękę. Zaciskając pięści ruszyłam pod ścianę budynku błagając by nikt mnie nie zauważył. Po mojej prawej znajdowała sie rynna która była moim ratunkiem.

Ostatni raz rozglądając sie na wszystkie strony chwyciłam za nią wspomagając sie parapetem. Powoli zaczęłam sie wspinać. Z moim lękiem wysokości było to niemalże nie wykonalne, ale musiałam sie spiąć w sobie. Okno mojego pokoju znajdowało sie na drugim piętrze, niby nie daleka droga, lecz wspinając sie po rynnie może być mecząca. Zaczepiając sie o kolejne metalowe zapięcia wspinałam sie wyżej, a każde małe potkniecie przyprawiało mnie o nie mały zawał.

- Powinna już być, trzeba pojechać do szkoły - Usłyszałam głos pani Menson który przyprawił mnie o gęsią skórkę.

 Byłam pewna że mówi o mnie, przyczepiła sie do mnie i kontrolowała każdy krok. Wiedziałam ze muszę sie pospieszyć, gdy spostrzeże sie że nie ma mnie w szkole od razu zadzwoni na policje. Spojrzałam w górę widząc że parapet do mojego okna jest niedaleko. Uśmiechnęłam sie mimowolnie dalej podciągając sie choć ręce powoli odmawiały mi posłuszeństwa. W każdej chwili mogłam spaść zważając na to ze cała rynna huśtała sie pod moich ciężarem.

- Jeszcze chwila - Szepnęłam do siebie.

Wzięłam głęboki oddech budząc wszystkie swoje mięśnie do ostatniego podciągnięcia sie. Zwinnym ruchem kucałam na parapecie. Chcąc nie chcąc spojrzałam w dół a stłumiony pisk wydobył sie  z moich ust. Od razu zamykając oczy odwróciłam głowę, dopiero wtedy mogłam spojrzeć spokojnie do wnętrza pomieszczenia, nikogo nie było. Lecz okno było uchylone. Otworzyłam je nieco szerzej wskakując do środka. Odgarnęłam kosmyki włosów z nieco mokrego czoła. Mogłam chociaż przez chwile odsapnąć. Schylając sie sięgnęłam ręką pod łóżko chcąc wyciągnąć moją walizkę, lecz jedyne na co sie natknęłam to kłębki kurzu.

- A to suka - Syknęłam przez zaciśnięte zęby.

 Więc tak to sobie zaplanowała, tylko nie miałam pojęcia co jej to dawało. Spojrzałam także pod jej łóżko, lecz i tam nic nie było. Wstając na równe nogi zaczęłam przeszukiwać moja i jej komodę, lecz jak sie mogłam spodziewać tam także nic nie znalazłam. Została mi nasza wspólna szafa z której raczej nei używaliśmy. Byłam pewna że tam nic nie ma, ale dla pewności wolałam sprawdzić.

Gdy tylko uchyliłam lekko drzwiczki z szafy wyleciała cała masa broni, od różnego rodzaju pistoletów do wielkich ostrych noży. Odskoczyłam jak poparzona, zatykając uszy od hałasu który spowodowało uderzenie metalem o panele. Byłam w szoku, skąd to sie tu wzięło, czyje to jest. Podniosłam nieco wzrok widząc napis na wewnętrznej drewnianej ścianie szafy.

Niespodzianka 
               
- Lauren!? Co ty tam robisz? - Zza drzwi roznosił sie donośny głos Carly.

Spanikowana nie wiedziałam co zrobić, całe moje ciało było sparaliżowane.

- Lauren!? - Głos był coraz bliżej.

Ruszaj sie pokrako, krzyczałam do siebie w myślach. Odwracając sie na pięcie biegiem ruszyłam do okna. Otwierając go jeszcze szerzej wspięłam sie nieco. Wtedy drzwi sie otworzyły.

- Roxanne!? - Spojrzałam w dół, na dziedziniec, wysokość mnie przerażała, ale wiedziałam ze muszę coś zrobić.

  1, 2, 3.. I skoczyłam.

W jednej sekundzie poleciałam na trawę. Krzyknęłam z bólu który narodził sie w mojej ręce i promieniował do każdej kończyny. Ból nie do zniesienia, wręcz rozrywający cie, uderzył we mnie jeszcze bardziej gdy adrenalina ze mnie wyleciała.

Wiedziałam że zaraz ruszą w pogoń za mną.

- Wstawaj, wstawaj... - Cały czas powtarzałam jęcząc pod nosem. łzy polały mi sie na policzkach lecz zaciskając pięści szybkim krokiem ruszyłam w stronę Justina.

 Gdy miałam go na widoku, wysiadł z auta. Lecz szybko go powstrzymałam.

- Zapalaj silnik! - Krzyknęłam głośniej niż zamierzałam, ale przez ból nie panowałam nad tym.

Zszokowany niemalże od razu wykonał mój rozkaz. Wsiadając do samochodu widziałam jak z budynku wybiega trzech opiekunów z panią Menson na czele.

- Ruszaj - Mruknęłam układając rękę tak by najmniej bolała, lecz nie wychodziło mi to za dobrze.

- Szybciej - Poganiałam go cały czas wiedząc ze w każdej chwili za nami może pojawić sie radiowóz.

Nie zadawał pytań, skupiał sie cały czas na drodze. Spoglądał na mnie gdy jęczałam z bólu coraz bardziej.

- Będziesz musiała wytrzymać, jeszcze spory kawał drogi przed nami - Odezwał sie w końcu. Kopnęłam w deskę rozdzielcza nie mogąc wytrzymać na swoim miejscu. Łzy lały sie ciurkiem po policzkach a z wargi płynęła krew z nadmiernego jej nadgryzania.

- Nie myśl o bólu, skup sie na czymś innym, ciesz sie że nie mamy jeszcze do tego problemy z glinami. - Warknął ostro nie spuszczając wzroku z jezdni.

Wiedziałam że ta sytuacja nieźle na niego podziałała.

- Kurwa! - Krzyknął tak głośno że aż ja podskoczyłam na miejscu.

Otwarłam szeroko oczy patrząc na niego. Nie miałam  pojęcia co było powodem jego nagłego wybuchu. Dopiero gdy w bocznym lusterku zabłysły czerwono- niebieskie światła zrozumiałam.

- Zapeszyłem...

____________________________________

Hejoo <3

Nie spodziewałam sie szczerze takiego rozdziału, wena mnie nie zawodzi xd 

Przepraszam że nie było go wczoraj ale komputer mi coś nawalał także nie chciałam ryzykować jak poprzednio

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3

9 komentarzy:

  1. super zapraszam do siebie http://never-life-is-simple.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. super no i ta broń w szafie
    już czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Super <3 ~Justyna :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Lauren wtf co ona zrobiła :o
    jeju oby im się udało! niech uciekają ♥
    jak ich policja złapie, to jesteś martwa!
    iofkreoiger musi się udać!
    czekam na kolejny:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęłam czytać dzisiaj i strasznie mi się spodobało ;3
    Dodaję do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń