niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 14

Był mrok, mieliśmy nadzieje że przejeżdżające radiowozy nas nie zauważą. Niestety już chyba za późno było na jakieś przemyślenia, samochód zaparkował niedaleko nas. Wysiadło z niego dwóch funkcjonariuszy, którzy z każdą chwilą zbliżali się do nas coraz bardziej. Nagle, jakby na wysłuchanie moich modlitw, coś rozproszyło uwagę mężczyzn. Kilka strzałów sprawiło że policjanci pobiegli w stronę z której dochodził dźwięk. Szybko wstaliśmy z ławki, biegnąc w przeciwnym kierunku.

Odwróciłam się jeszcze na chwile, widząc chłopaka leżącego na ziemi. Musiałam mu pomóc, pomoc za pomoc, dług trzeba spłacić. Wycelowałam pistolet w nogę jednego z funkcjonariuszy i szybko pociągnęłam za spust. Padł na ziemie wijąc się z bólu, chłopak miał szanse by uciec. Połowa policjantów za nim pobiegła, natomiast druga ruszyła w naszą stronę. Gdy tylko zaczęłam uciekać, zobaczyłam że nigdzie obok nie ma Justina, zostawił mnie.

Uciekł, by ratować swój tyłek, to się normalnie nazywa męstwo. Nie wiedziałam jak daleko byłam od policjantów, nie wiedziałam jaka odległość nas dzieliła. Już powoli zaczynałam nie tylko tracić powietrze w płucach, ale i nadzieje że uda mi się uciec. Nogi już zupełnie odmawiały mi posłuszeństwa, schowałam się za rogiem, by choć na chwile odpocząć.

Nie minęła nawet chwila a za sobą poczułam zimne ręce. Już miałam krzyknąć ale zakryły mi usta, ciągnąc w ciemną alejkę. Oczywiście że się wyrywałam, ale co to da, przez bluzę czułam że koleś za mną ma niezły kaloryfer. Gdy byliśmy już w ciemnym, cichym miejscu powoli uwolnił mnie ze swojego uścisku. Odwróciłam się i chyba się domyślacie kogo zobaczyłam. Widziałam Justina parę razy wściekłego, ale teraz przechodził samego siebie.

- Co ty kurwa odpierdalasz !? - Krzyknął mi w twarz.

Jego pięści były zaciśnięte, a knykcie stały się aż białe.

- Musiałam mu pomóc - Przeniosłam wzrok na swoje buty.

- Jak można być aż tak głupią suką. - Zatkało mnie, pierwszy raz mnie tak nazwał.

Udałam ze się nie przejęłam, choć było zupełnie inaczej.

- Nie znasz mnie, nie oceniaj..

- Nie ! To ty siebie nie znasz, nie wiesz kim na prawdę jesteś ! - Wydarł się, na siłę utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.

- Nie wiesz nic o swoim prawdziwym życiu, nie pamiętasz rodziny, bliskich. A to kurwa wszystko przez twojego wspaniałego ''szefa''. Nie wiesz tego że twój brat starał się jak mógł, chciał dawać ci wszystko co najlepsze...teraz nie wiesz tego że prosił mnie bym to ja teraz się tobą opiekował, był przy tobie, zgodziłem się bez zastanowienia, ale teraz nie wiem czy dobrze zrobiłem..- Wszystko to mówił patrząc mi w oczy, co jeszcze bardziej łamało mi serce.

To co powiedział, odtworzyło mi myśli. Różne scenki z mojego życia pojawiały się przed moimi oczami. Wszystkie chwile spędzone z rodzicami, ich śmierć, dom dziecka, te wszystkie lata modlitwy o lepszy dzień, w końcu normalne życie, do czasu... Miałam ostatnie pytanie które mnóstwo razy pojawiało się w mojej głowie.

- Czy Ryan żyje ?

- Nie wiem..

- Justin, my musimy sprawdzić co z nim jest, ja sobie nie daruje jak mu się coś stanie. - Z frustracji ciągnęłam za włosy, myśląc że to coś pomoże.

Nie mogłam pogodzić się z myślą że moja jedyna rodzina, przeze mnie mogła zginąć. Jakbym mogła oddałabym swoje życie za niego.

- Jak chcesz się do niego dostać, dziewczyno, nie wiemy nawet gdzie jesteśmy - Odwrócił się do mnie plecami ukrywając twarz w dłoniach.

- Jeżeli nie chcesz iść ze mną, sama pójdę - Szepnęłam w jego stronę, robiąc mały krok w przód.

- Mam jakieś inne wyjście ? - Spojrzał na mnie.

Pokręciłam przecząco głową, lekko się uśmiechając.

- Przecież wiesz że we dwójkę damy radę - Podeszłam do niego kładąc rękę na jego ramieniu.

- Robię to tylko dla Ryana, z tobą nie chce mieć nic wspólnego - Powiedział, lekko mnie odpychając, ruszył przed siebie..

______________________________________
Hejoo <33 
Wiem że długo czekaliście na rozdział za co bardzo przepraszam ;**
Roxanne odzyskała pamięć, w trochę brutalny sposób ale jakoś tak ;) 

Mam nadzieje że rozdział wam się spodobał i wyrazicie opinie w komentarzy <33
Bardzo wam dziękuje za wszystkie miłe słowa, wile one dla mnie znaczą ;**

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Chapter 13

- Czy ty jesteś normalny ?! - Wydarła się, przez co szybko zakryłem jej usta dłonią.

Szybko jednak ją zrzuciła, udając obrzydzenie. Wywróciłem oczami.

- Dlaczego miałabym ci pomagać ? - Skrzyżowała ręce na piersi.

- Tak dla przypomnienia, księżniczko, ty też w tym siedzisz razem ze mną - Uśmiechnąłem się złośliwe.

Widziałem że nie ma już nic więcej do powiedzenia, wyzwiska na mnie też się skończyły.

- Dobra, a teraz zamknij buźkę i do roboty, użyj swoich wdzięków - Klepnąłem ją lekko w udo, uśmiechając się kusząco.

Spiorunowała mnie wzrokiem i mamrocząc coś pod nosem podeszła do krat..



Oczami Roxanne


Ostatni raz spoglądając na tego kretyna, wzięłam głęboki oddech. Ściągnęłam bluzę chłopaka żeby odkryć więcej ciała, ten plan musiał się udać to jedyna szansa. Rozczochrałam bardziej włosy wymachując nimi. Przybrałam uwodzicielski wyraz twarzy. Gdy już czułam że jestem gotowa, zagwizdałam. Od razu oczy przestraszonego komisarza zwróciły się w moją stronę. Przywołałam go do siebie wskazującym palcem, powoli ruszył w moją stronę.

- C-co się d-dzieje ? - Jego głos brzmiał jak niemowlaka.

Drobny facet, ciągle przestraszony, rozglądający się na wszystkie strony, nie miałam pojęcia jak on mógł dostać prace jako glina.

- Słuchaj kotku - Zaczęłam starając się by mój głos był jak najbardziej seksowny.

- W tej celi jest strasznie zimno, czy mógłbyś mnie puścić, jestem pewna że ogrzejesz moje ciało. - Przejechałam palcami po odkrytym brzuchu.

Nie miałam pojęcia co robię, wszystko robiłam instynktownie. Policjant jakby zawiesił się na chwilę, analizując wszystko.

- N-nie mogę - powiedział po chwili choć wiedziałam że chciał czegoś innego.

- Na sekundę, potrzebuje cię - pociągnęłam za rękaw jego munduru, przez co nasze klatki piersiowe stykały się przez kraty.

Nie wiedział co zrobić, pewnie pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji.

- N-no dobrze, na s-sekundę - Wyciągnął z kieszeni cały pęk kluczy szukając drżącymi rękami tego właściwego.

Słyszałam z sobą jak Justin powoli wstał z pryczy gotowy do wykonania swojej roboty. Gdy chłopak w końcu znalazł upragniony klucz, patrząc na mnie próbował wcelować do zamka. Uśmiechałam się do niego kuszącą, lekko drżąc z zimna, nie kłamałam mówiąc że w tej celi było zimno. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk który oznaczał otwarcie krat. Powoli ruszyłam w stronę policjanta popychając go na ścianę za nim, spojrzałam mu w oczy i pocałowałam. W trakcie pocałunku otworzyłam jego zaciśniętą dłoń w której trzymał wszystkie klucze, przechwyciłam je.

Gdy kątem oka zobaczyłam że Bieber jest już poza celą, nie odrywając się od mężczyzny ruszyłam w stronę pomieszczenia.

- Kotku zamknij oczy, chce zrobić ci niespodziankę - szepnęłam uwodzicielskim głosem wprost do jego ucha. Nic nie mówiąc wykonał moje polecenie, a ja coraz bardziej zastanawiałam się jak ktoś tak głupi może pracować w policji. Najciszej jak potrafiłam wyminęłam go wychodząc z celi. Przy pomocy Justina zamknęłam duże drzwi zamykając je na klucz, po chwili rzucając je na ziemie.

- Może następnym razem - krzyknęłam do komisarza, razem z Justinem wybiegając z posterunku policji.

Bez powodu zaczęłam się śmiać, z głupoty dzisiejszego społeczeństwa, tak łatwo oszukać kogoś, tak łatwo obrobić. Przystanek autobusowy był niedaleko, zaledwie kilka metrów. Usiedliśmy na starej, spróchniałej ławce, przeglądając rozkład jazdy. Najbliższy autobus miał zjawić się dokładnie za dziesięć minut. Chwile trwała niezręczna cisza, którą przerywały tylko jeżdżące auta i rozmawiający ludzie.

- Byłaś świetna - Wymamrotał nagle.

Spojrzałam na niego lekko się uśmiechając. Zdawałam sobie sprawę z tego że nie łatwo było mu powiedzieć komplement, wiedziałam że mnie nienawidził a jednak okazał trochę przyjaznego nastawienia. Nie odpowiedziałam, nie musiałam, czuł to że doceniłam to bez słów. Zawsze piękną chwile musiało coś spierdolić...

_______________________________________
Hejoo <33

WESOŁYCH ŚWIĄT !! ;**
Wszystkiego dobrego, świetnych prezentów od rodziny <33
I Sylwestra jakiego jeszcze nie było ;**

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu ;**

wtorek, 17 grudnia 2013

Chapter 12

- Macie prawo zachować milczenie - Funkcjonariusz policji musiał powiedzieć regułkę którą już dawno nauczył sie na pamieć.

Głowy popchnięte w dół, a całe ciało po chwili znajdowało się w policyjnym wozie. A ni on, ani ja nie powiedzieliśmy do siebie żadnego słowa. Cisza panująca między nami była przerywana odgłosami radia, czy też rozmów tutejszych, którzy już zdążyli nas znienawidzić. Spojrzałam na swoje dłonie które były zakute w metalowe kajdanki. Pierwszy raz mnie złapali, pierwszy raz to przeżywałam.

- Uspokój się - warknął w moją stronę, widząc jak wiercę się w niewygodnym fotelu.

Jego głos sparaliżował mnie, w jednej chwili przestałam się w ogóle ruszać. Wiedziałam że obwiniał za to mnie, nie chciałam jeszcze bardziej pogarszać swojej pozycji, i tak już była wystarczająco kiepska. Czułam jak jego mięśnie napinają się z każdą chwilą, tak samo jak ja zaczęłam bać się że mi coś zrobi. Spojrzałam na niego kątem oka, jeszcze takiego go nie widziałam. Gdyby tylko mógł pewnie staranowałby wszystko na swojej drodze.

- Dlaczego jesteś, tak wkurzony ? - Wymsknęło mi się.

Od razu ogarnął mnie lęk, zawsze głośno myślałam, zawsze najpierw robiłam potem się nad tym zastanawiałam. Chociaż jeden raz, jeden jedyny raz obdarzył mnie wzrokiem, lecz czy tego chciałam ? Raczej nie, wyglądał jakby był zdolny do uduszenia mnie w tamtej chwili własnymi rękami, gdyby nie był obezwładniony to kto wie.

- Oni mają moje dokumenty, jak tylko odkryją że to Justin Bieber nawinął im się akurat teraz to będę skończony, na zawsze utknę w pierdlu. A to wszystko dzięki twojemu cudownemu pomysłowi, za który bardzo ci dziękuje - wyszczerzył się sztucznie po chwili uderzając rękami o swoje kolana.

Od razu podskoczyłam, z przerażenia. Nie miałam o tym pojęcia, niby skąd miałam wiedzieć. A nawet jeśli to ja przecież nie chciałam źle, chciałam pomóc, a widocznie jak zawsze wyszło do dupy. Mógłby chociaż trochę okazać zrozumienia, w końcu do tej pory zdana byłam na łaskę Jasona, nie było to łatwe, nie żyłam jak księżniczka, moje życie pewnie nigdy nie będzie przypominać jednej z tych bajek, w których główna bohaterka spotyka swojego księcia i nagle wszystko jest takie cudowne, nagle zaczynają żyć długo i szczęśliwie.

Prychnęłam pod nosem, odwracając głowę w stronę szyby.

- Przepraszam - wymamrotałam, ponownie wiercąc się w fotelu.

- Nie ważne - mruknął.

No jak dziecko, ,kurwa jak dziecko. Nie dość że go przeprosiłam, zważając na to że wcale nie musiałam to zrobiłam to, a on jeszcze niby łaskę mi robi że nie przyjmuje ich, pff, palant. Chce grać nieczułego skurwysyna, w porządku, tylko że ja też potrafię zagrać zimną sukę..



Oczami Justina


Nawet jej oddech w tamtym momencie doprowadzał mnie do szału. Nie miałem ochoty na nią patrzeć. Prawdopodobnie zrujnowała mi życie, skazując na dożywocie. Nie chciałem o tym myśleć, nie chciałem jej zrobić krzywdy, a z każdą chwilą miałam na tą coraz większą ochotę. Droga na posterunek policji była długa, spędzona na wymyślaniu planu dzięki któremu wydostane...wydostaniemy się z tego miejsca. Nie był to nie wiadomo jak wielki budynek, od razu przeanalizowałem naszą drogę ucieczki. Gdy siłą wyciągnęli mnie z radiowozu zobaczyłem niedaleko przystanek autobusowy, to był nasz ratunek. Co prawda zabrali całą skradzioną kasę, lecz parę dolarów zachowało się, schowane w bucie.  Wprowadzili nas do środka, witając się z innymi pracownikami. Ja najbardziej jak tylko się da próbowałem ukryć swoją twarz, za wszelką cenę nie dać się rozpoznać.

Zostaliśmy zamknięci w ciasnej celi z której wyjście było tylko jedno.

- Wszystkie jednostki, zgłoście się, znaleziono ciała zamordowanych nastolatków, niedaleko jednego z opuszczonych magazynów - W moich uszach rozbrzmiało radio, które każdy policjant miał przy sobie.

Moje ciało zesztywniało, na chwile wstrzymałem oddech, nie miałem pojęcia kto to był, ale towarzyszyły mi złe przeczucia.

- Zrozumieliśmy, jedziemy na miejsce zbrodni - Zakomunikowali i szybko wybiegli z budynku.

Został tylko jeden, od razu było widać że w tej pracy był początkujący. Siedział na krześle niepewnie rozglądając się na wszystkie strony.

- Roxy, mam plan - Szepnąłem do dziewczyny...

_________________________________
Hejoo <33
Przepraszam Was bardzo że tak długo musieliście czekać, jesteście po prostu wspaniali że jeszcze ze mną wytrzymujecie ;D
Chciałam Wam na prawdę bardzo podziękować za bardzo miłe słowa, bardzo mnie one cieszą i dodają chęci do pisania <33 
Także mam nadzieje że ten rozdział wam się również spodoba, od razu chce przeprosić że taki krótki, ale wole żeby były krótkie niż nudne ;) 
Także myślę że wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33

wtorek, 10 grudnia 2013

Chapter 11

- Justin, krążymy po tym lesie cały dzień - Tak samo jak i cały dzień, bez przerwy ta dziewczyna marudziła obwiniając za wszystko mnie. 

- Proszę cię, zamknij swoją ładną buźkę chociaż na chwile. - Odwróciłem sie w jej stronę, stając na chwile.

Ona także przystanęła, a wyraz jej twarzy zdecydowanie nie należał do przyjemnych dla oka.  

- Posłuchaj mnie teraz uważnie - Z bezbronnej dziewczynki, przemieniła się w pyskatą Roxy. 

- Moje ciuchy jeszcze nie wyschły, na dworze jest pewnie temperatura około zera, robi się ciemno, nigdzie jak na razie nie widać żadnej oznaki cywilizacji, i co, tyle wystarczy ci powodów dla których teraz jestem jaka jestem ? - Stanęła lekko na palcach by nasze spojrzenia były na tej samej wysokości, choć i tak była za niska. 

Uśmiechnąłem się lekko bez słowa odchodząc od niej..

Oczami Roxanne

Ja pierdole, jaki ten człowiek jest dziwny. Tak po prostu sobie poszedł, zostawiając mnie pośród drzew. Nie dość że jestem w lesie który wydaje się nie mieć końca to jeszcze do tego z niepoczytalnym chłopakiem, no lepiej być już nie mogło. 

- No poczekaj - Jęknęłam po raz kolejny, próbując dorównać mu kroku. 

- Widzisz, a jednak beze mnie nie dałabyś rady. 

- Skończ już - Wywróciłam oczami. 

Kolejne długie godziny spędzone na łażeniu po zmokniętej gleby, wysokich trawach i krzewach. Już na prawdę zaczęłam tracić nadzieje że w ogóle kiedykolwiek wydostaniemy sie z tego lasu. Odpowiedz na moje modlitwy przyszła dopiero wtedy kiedy moje nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Zza gałęzi drzew wyłonił się blask jasnego światła. Przyśpieszyliśmy oboje kroku choć nie było łatwo. 

- Udało się - Powiedział Justin wpatrując sie tak samo jak ja w migoczące światła sklepów i hotelów. 

Pierwszy raz od jakiegoś czasu odetchnąłem z ulgą. 

- To gdzie teraz, masz jakieś pieniądze przy sobie ? - Zaczęłam rozmowę która jakoś nie kleiła nam się od dłuższego czasu. 

Spojrzał na mnie, muszę powiedzieć że rzadko to robił. 

- Nie, musimy obmyślić plan. - Odpowiedział, na co ja od razu przytaknęłam. 

Sama nie miałam ani grosza przy sobie, a coś musieliśmy zjeść. Ruszyliśmy w stronę małej knajpki. Przez duże okna można już było spostrzec że w środku nie było tłumów. 

- Posłuchaj, wchodzimy do środka osobno, ja nie znam ciebie, a ty mnie. Zaczynam gadać do gościa za ladą i po chwili go wyciągam na zewnątrz, ty w tym czasie dyskretnie bierzesz pieniądze z kasy, zrozumiałaś ? - Wszystko to mówił bardzo powoli jakby nie wierzył moje umiejętności. 

- Serio uważasz że jestem aż tak nieudolna ? 

- Nie ważne.. - Ignorując mnie, pierwszy wszedł do środka. 

Chyba już po raz tysięczny tego dnia przewróciłam oczami i tworząc z moich dłoni pieści po chwili także weszłam do budynku. Chłopak zaczął już rozmawiać z facetem w fartuchu. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, usiadłam przy małym stoliku wyczekują chwili kiedy miałam wkroczyć do akcji. Mężczyzna był nie ugięty, a ja widziałam że Justinowi kończyły się pomysły by wyciągnąć go z lokalu. 

Musiałam coś zrobić. Niezauważalnie wyszłam, nie wiedziałam co robię, i czy to w ogóle był dobry pomysł. Schowałam się za rogiem,sprawdziłam parę razy czy na pewno nikt nie znajdował się w zasięgu mojego wzroku. Nie miałam pewności czy dobrze wnioskuje, wszędzie było ciepło i nawet latarnia oświetlała tylko nie wielką przestrzeń. Powoli wyciągnęłam z kieszeni mój pistolet, który na wszelki wypadek zabrałam, jak widać słusznie. Złapałam go pewniej w dłoni kierując w górę. 

- 1, 2 , 3.. - I poszło wiele strzałów które szybko rozniosły za sobą głośny huk. 

Z powrotem wkładając pistolet do kieszeni spodni, wbiegłam do knajpki. 

- Opuścić budynek, jakiś szaleniec na zewnątrz strzelał. - Krzyknęłam do ludzi którzy i tak już dawno wstali z miejsc kierując sie do wyjścia. 

Zeszłam im z drogi nie chcąc zostać staranowaną. Gdy wszyscy, włącznie z pracownikami opuścili budynek, zostałam tylko ja i Justin. 

- Co ty zrobiłaś ?! - Warknął w moją stronę. 

- Pomogłam ci, chociaż teraz zastanawiam się dlaczego -Odpyskowałam szybo podchodząc do kasy. 

- To teraz się lepiej pośpiesz, bo przez ciebie za chwile pojawi sie tu policja. 

- To wiesz co, ja mam taki pomysł, może zamiast stać i się patrzeć, to mi pomożesz - On właśnie chyba tak mi podziękował za to ze uratowałam nasz tyłek przed brakiem kasy. 

Ja wiem co robię, wiem jakie będą tego konsekwencje, nie musi mnie o tym pouczać. Gdy już cała kasa a nie było jej dużo, znajdowała się w naszych kieszeniach, widząc niebiesko-czerwone światła pobiegliśmy w stronę tylnego wyjścia. Oczywiście to nie mogło się udać, jak zwykle...

__________________________________
Hejo <33
Była mała przerwa między rozdziałami i za to chciałabym was przeprosić <33
Mam nadzieje że kolejny rozdział tej historia się wam spodobał i wyrazicie swoją opinie w postaci komentarza ;33
Bardzo dziękuje że czytacie tego bloga i tak chętnie komentujecie, to dla mnie wiele znaczy ;**

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Liebster Award Blog

Zostałąm nominowna do Liebster Award Blog przez Zuzę 
Naprawdę bardzo dziękuję <33


Nominacja do Liebster Award Blog jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za 
''dobrze wykonaną robotę''. po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.

Pytania od Zuzy:
1. Ile masz lat ? 
Nie pyta się o takie rzeczy, no ale dobra..13 ;D
2. Jakie jest twoje hobby ? 
Oj, jest tego sporo np. tańczę, śpiewam, recytuje, piszę wiersze i opowiadania..to takie najważniejsze <33 ;)
3.Dlaczego zaczęłaś prowadzić bloga ? 
To był zupełny przypadek, nigdy nie myślałam o tym żeby założyć opowiadanie, aż w końcu powiedziałam sobie''czemu nie'' i tak stworzyłam swój świat ;)
4.Jakie jest twoje marzenie ? 
No chyba każdy zna odpowiedz na to pytanie... Moim największym marzeniem jest spotkać Justina <33
5. Czy byłaś na koncercie Justina ? 
To jest właśnie to co mnie gnębi cały czas.. Na koncercie Justina mogłam być, ale za późno się o tym zorientowałam ;((
6. Masz zwierzątko ? 
Mam najukochańszego pieska na świecie !! <33
7. Gdzie mieszkasz ? 
W Bukownie ;)
8. Co robisz w wolnym czasie ? 
Staram się napisać rozdział ;) A jak nie to wychodzę gdzieś z przyjaciółmi, lub chociażby z psem ;D
9. Masz drugie imię ? 
Mam ;) Jestem Izabela Magdalena ;)
10. Jaki masz kolor włosów ? 
Brązowy <3 ;)
11. Do jakich fandomów należysz ? 

Tylko i wyłącznie jestem Belieber <33, chociaż tez lubię Kwiatkowskiego ale Kwiatonator nie jestem ;)

NOMINUJE BLOGI :












Moje pytania ;) :

1. Dlaczego założyłaś bloga ? 
2. Ile masz lat ? 
3. Co lubisz najbardziej robić ?
4. Ulubiona piosenka Justina ? 
5. Masz jakiegoś zwierzaka ? 
6. Ile czytasz opowiadań o Justinie ? 
7. Od kiedy jesteś Belieber ? 
8. Dlaczego zostałaś Belieber ? 
9. Twoje hobby ? 
10. Jaki jest twój ulubiony kolor ? 
11. Twoje ulubione miejsce ?

czwartek, 5 grudnia 2013

Chapter 10

Moje myśli dotyczące tych wszystkich zabezpieczeń przed zwierzętami jednak okazały się prawdziwe. Wszystko, każdy mebel, każda, choćby najmniejsza rzecz była rozwalona. Poszarpane, a na dodatek jeszcze pokryte, tak podejrzewam, ludzką krwią. W całym pomieszczeniu zaczynało śmierdzieć trupem, który musiał tu już być od jakiegoś czasu.

Dziwne jest to że drzwi były zamknięte, a dotąd nie zauważyłem żadnego wejścia. Nie zwracając już na to zbytnio uwagi, chcąc nie chcąc wszedłem bardziej do środka.

- Poszukaj tu jakiejś mapy, czegoś co mogłoby nam się przydać - odezwałem się do dziewczyny stojącej za mną.

Przytaknęła tylko i zaczęła podnosić z ziemi niewielką komodę..


Oczami Roxanne

Byłam tu, była to łatwa misja. Nie wiedziałam że to akurat ten dom. Zabicie kolesia który zalazł za skórę Jasonowi było proste, lecz pozostawiło po sobie ślady..

Wspomnienie

Wymierzyłam ostatni strzał który na wylot przebił czaszkę mężczyzny klęczącego przede mną. odwróciłam wzrok, nie chcąc patrzeć na ciało swojej ofiary. Stałam jeszcze przez chwile aż usłyszałam radiowozy. Nie wiedziałam co robić, byłam sama, spanikowałam. Zostawiając wszystko takie jakim było wybiegłam za dom, do auta w którym czekał już na mnie poddenerwowany Jason, który nigdy nie puszczał mnie na misje samą..
Koniec Wspomnienia

Trzymałam w ręku moją broń, bijąc się z myślami czy lepiej by było powiedzieć chłopakowi, czy raczej sobie zachować to w tajemnicy. Ale dlaczego, przecież on tak samo jak ja w tym siedzi, wie co to znaczy zabijanie, zbrodnia.  


-Byli tu ludzie z gangu, Jasona - odezwałam się odwracając się do niego przodem.

- Skąd wiesz ? - Podszedł do mnie bliżej.

- Czuje to..

-Pff..

- Daj mi dokończyć - warknęłam, wywracając oczami.

- Czuje to, ale też wnioskuje po broni którą któryś z nim zostawił pod szafką, każdy ich pistolet ma na lufie specjalne cyfry..9401 - Pokazałam palcem na znaki podnosząc broń.

- Skąd..

- Jestem spostrzegawcza, widzę co się w okół mnie dzieje - odpowiedziałam szybko, po chwili bez słowa wychodząc z domku.

Nie mając innego wyjścia wyszedł za mną.

Oczami Justina

Nie wiedziałem że przez taki z pozoru krótki okres czasu ta dziewczyna zamieni się w profesjonalną członkinie jednego z najniebezpieczniejszych gangów.

- Wiesz że jeszcze mi się nie przedstawiłeś. - Zaczęła rozmowę prowadząc nas w przeciwną stronę niż przyszliśmy.

- Justin, Justin Bieber - Z tego całego zamieszania zapomniałem o tym że ona zupełnie niczego nie pamięta, że nie wie że jej brat tak bardzo starał się by ją ochronić, nie wie też że teraz ja jestem jej obrońcą.

- Ja jestem..

- Wiem, znam cię - przerwałem jej.

Odwróciła się na chwilę do mnie przodem patrząc pytającym wzrokiem.

- To długa historia, gdy znajdźmy się w bezpiecznym miejscu, opowiem ci - wytłumaczyłem szybko. Przytaknęła lekko znów idąc przed siebie nie patrząc w tył. Nie wiedziałem jak mam jej to powiedzieć, to jest trudniejsze niż się wydaje. Ja tak na prawdę też dużo nie wiem o jej życiu, nie opowiem jej dokładnie tego co się działo z nią przez te 16 lat jej życia. Musiała też przyjąć do siebie tą wiadomość że, jej jedyna rodzina, jaką był jej brat, prawdopodobnie został zabity przez człowieka który ją porwał. To wszystko było trudne, nie tylko trudne do zrozumienia, ale także do opowiedzenia..

sobota, 30 listopada 2013

Chapter 9

- Czego ty kurwa ode mnie chcesz ?! - Krzyknęłam nieco się oddalając.

- Uspokój się, zakładaj spodnie..chociaż wiesz co, nie ubieraj ich, strasznie mi się podobają twoje stringi - uśmiechnął się kusząco, przez co lekko się zarumieniłam zakrywając je.

- Chciałbyś idioto. - Mruknęłam pod nosem.

- Nie mamy czasu, zbieraj się, musimy znaleźć jakieś schronienie. - Odwrócił się i zaczął iść w przeciwną stronę.

- Nigdzie z tobą nie idę - Zaprotestowałam, lekko śmiejąc się pod nosem.

Ja go przecież nie znam, nie wiem jakie ma zamiary wobec mnie.

- Spędziłem z tobą dopiero jeden dzień a już mam cię dość, więc jeżeli nie chcesz zostać sama na tym zadupiu to radziłbym ci się trzymać mnie.

- Nie wiesz kim jestem, poradziłabym sobie bez ciebie - Dalej się opierałam biorąc z gałęzi moje spodnie.

- Idziemy - Powiedział stanowczo patrz ąc jak wsuwam na swoje nogi jeszcze wilgotne spodnie.

- Ja zostaje, ty sobie możesz iść - Wymamrotałam wywracając oczami.

Odwróciłam się do niego plecami. Nic się już nie odezwał, usłyszałam tylko kroki. P chwili odwrócił mnie w swoją stronę przewieszając moje ciało na swoim ramieniu.

Oczami Justina


-Przestań mnie kopać bo to boli - Zaśmiałem się pod nosem z jej próby wydostania się  z mojego mocnego uścisku.

- Przysięgam że jak mnie zaraz nie puścisz, nigdy nie będziesz miał dzieci.

- Bardzo się boje, kruszynko

- Słusznie - Mruknęła do mojego ucha.

Przeszliśmy spory kawał drogi a nigdzie nie widać było żadnej oznaki cywilizacji.

- Dobra, puszczę cię teraz, ale masz mi nie uciekać, bo jak wiesz i tak cię dogonię - Uśmiechnąłem się stawiając ją na ziemi.

Nie odezwała się ani słowem, widocznie już zmęczona swoimi krzykami które zawierały niecenzuralne słowa na mój temat.

- No to którędy teraz iść geniuszu ? - Skrzyżowała ręce na piersi patrząc na mnie cwanie.

Rozejrzałem się dookoła siebie, każde drzewo wokół nas było takie same, nie wiedziałem czy już tędy przechodziliśmy czy nie.

- To może ja ci powiem - Podeszła do mnie.

- Widzisz tą ogromną sosnę ? - Zapytała wskazując na duże drzewo.

Przytaknąłem.

- Teraz spójrz co się znajduje obok niej - Na jej polecenie spojrzałem i zauważyłem komin z którego wydobywał się dym.

 Ktoś musiał tam być. Popatrzyłem na nią, ona natomiast dumna z siebie ruszyła przede mną z uniesioną głową. Wywróciłem oczami chcąc nie chcąc ruszając za nią. Nie odzywała się do mnie przez całą drogę, słyszałem tylko jak od czasu do czasu mamrotała coś pod nosem. Byliśmy coraz bliżej naszego jedynego ratunku. Przecisnęliśmy się jakoś przez kolczaste krzaki. Moje ręce były pocięte od tych kolców. Jej natomiast bluzka rozerwała się od spodu przez co odkrywała jeszcze większą część jej ciała, ale też zaczęła się bardziej trząść z zimna. Gdy wreszcie ominęliśmy te cholerne chwasty ściągnąłem swoją bluzę.

- Ubierz ją - Podałem jej materiał.

- Nie potrzebuje łaski - Mruknęła owijając się szczelniej rękami.

- Ubieraj, nie chce się z tobą użerać gdy będziesz chora - Warknąłem.

 Parsknęła i niechętnie odebrała ode mnie sweter, szybko ubierając go na siebie.

- Dziękuję - Wymamrotała pod nosem.

Uśmiechnąłem się lekko ale nic nie odpowiedziałem. To co widzieliśmy w oddali to był dom, mały domek w którym ktoś mieszkał. Podeszliśmy jeszcze bliżej chcąc sie przyjrzeć gdzie znajduje sie wejście do niego. Nie było żadnych ogrodzeń które zabezpieczały przed dzikimi zwierzętami. To było co najmniej dziwne. Każdy mógł wejść na tą posesje i po prostu okraść dom. Nie zwracając już na to zbytnio uwagi stanąłem przed drewnianymi drzwiami. Roxanne po chwili pojawiła się tuż obok mnie. Zapukałem parę razy z niecierpliwością czekając aż ktoś otworzy drzwi. Gdy nie było żadnego odzewu z drugiej strony, ponownie zapukałem. I znowu nic, trzeba by do środka wtargnąć w inny sposób.

- Masz broń ? - Zwróciłem się do dziewczyny.

- Nie

- To schowaj się za mną i nie wychylaj się - Przytaknęła tylko, wzięła głęboki oddech i z całej siły kopnąłem małe drzwi.

- O mój boże....

_____________________________
Hejka <33
I mamy dziewiąty rozdział historyjki ;)
Myślę ze sie wam spodobało i liczę na wasze opinie zapisane w komentarzu <33
Kocham Was i Dziękuje za miłe słowa skierowane do mnie ;**

wtorek, 26 listopada 2013

Chapter 8

Oczami Justina

Niska temperatura jaką wyczułem obudziła mnie z mojego snu. Na moich odkrytych rękach widać był gęsia skórkę. Szybko przeniosłem wzrok na siedzenie obok mając nadzieje że ujrzę tam Roxanne. Fotel był pusty, przez lekko otwarte drzwiczki wlatywały zimne podmuchy wiatru. Nie wiedziałem co jest grane, nie wiedziałem gdzie się podziała dziewczyna. Wysiadłem z samochodu rozglądając się czy możne nie jest gdzieś w pobliżu. Najbliższymi żyjącymi stworzeniami jakie były nie daleko to ptaki. Wszędzie las, gęsty las.

- Kurwa - Kopnąłem pobliski kamień wchodząc do samochodu.

Nie wiedziałem w którą stronę poszła dziewczyna. Odpaliłem silnik i kierując się przeczuciami wjechałem na wąską dróżkę. Ta dziewczyna zawsze musi pakować się w jakieś kłopoty ? Z tego co mi Ryan opowiadał to niezłe z niej ziółko, tylko skrywa się pod taka niewinną dziewczynką. Tak na prawdę widzieliśmy się może parę razy. Laska jak laska, na pierwszy rzut oka nie różni się od reszty. Kończąc moje bezsensowne przemyślenia, skupiłem się na drodze. Co chwile też rozglądałem się czy może Roxy nie idzie gdzieś poboczem. Nie mogłem pozwolić żeby coś jej się stało, nawet jeśli już mam tej dziewczyny dość to muszę dotrzymać mojej obietnicy. Los zawsze nie stawał po mojej stronie, zawsze musiało coś pójść nie tak. Koła samochodu utknęły w ogromnej kałuży błota. Przeklinając pod nosem cały świat wyszedłem z auta. Zacząłem pchać wóz lecz ten ani drgnął, wręcz jeszcze bardziej tonął.

Moje nowe, nowiutkie,piękne autko właśnie utonęło w bagnie. Zajebiście, po prostu zajebiście. Stałem tak jeszcze przez chwile wpatrując się jak dach auta znika pod brudną mazią. Westchnąłem głośno, wyciągnąłem kluczyki z kieszeni i rzuciłem je w pobliskie krzaki. Musiałem iść z buta przed siebie, szukając tej małolaty. Nie mogła daleko odejść, miałem taką nadzieje. Dróżka po której szedłem skręcała w lewo wprost w pole wysokiej trawy, nie było innej ścieżki. Normalnie to bym się odwrócił i za wszelką cenę szukał innej drogi, ale widząc wydeptaną drogę, zapewne przez Roxanne, musiałem zaryzykować. Wszedłem w gęsty gąszcz trawy. Kierowałem się po śladach butów innej osoby która musiała tu już być. Jedyny plus jaki był w tamtym momencie to to że było jasno, przynajmniej słońce mnie w takiej chwili nie zawiodło. Nie wiem ile tak szedłem ile chaszczów połamałem ani ile przekleństw wypowiedziałem. Widząc koniec tej męczarni, wręcz rzuciłem się do szpary która kończyła pole wysokiej trawy. Wreszcie w pełni widziałem horyzont, wreszcie moje nogi stanęły na miękkim podłożu. Rozejrzałem się na wszystkie strony. To miejsce w którym się teraz znajdowałem różniło się z poprzednimi tylko tym że wokół było sucho, nie było żadnej kałuży, bagna czy innych rzeczy które do tej pory uprzykrzyły mi życie.

 Jedna, jedyna rzecz jaka zwróciła moją uwagę było drzewo w oddali na której gałęzi wisiały spodnie, a dokładniej damskie jeansy. Bez zastanowienia ruszyłem w ich stronę już obmyślając plan, jak zatłuc tą dziewczynę. Moje przeczucia mnie nie myliły, siedziała w majtkach na trawie trzęsąc się zimna. Podszedłem bliżej..

Oczami Roxanne


 Po przejściu przez trawę która była wyższa ode mnie, byłam cała mokra. Od butów, aż do włosów, każda niteczka moich ubrań była przesiąknięta wodą. Nie było to tylko spowodowane przechodzeniem przez mokrą trawę, ale też dlatego że chyba z dwa razy wywaliłam się, potykając o korzenie drzew. Na świeżym powietrzu temperatura nie była za ciekawa, a zważając na to że zimny wiatr co chwile we mnie dmuchał moje ciało przypominało kostkę lodu. Musiałam się wysuszyć, tylko pozostawało pytanie jak.

Usiadłam pod drzewem które dzięki swoim rozłożonym gałęziom tłumiły nieco wiatry które zawiewały z pola. Trzęsłam się niewyobrażalnie, dźwięki które najbardziej słyszałam było to szczękanie moich zębów. Musiałam coś wymyślić, albo zamarznąć na śmierć. Ściągnąć spodnie i trochę je przesuszyć ? Od razu skarciłam się za ten pomysł. Chociaż, zimniej już mi chyba być nie mogło. Powoli, drżącymi rękami rozpięłam guzik, a następnie rozporek od moich spodni. Jednym ruchem ściągnęłam je, szybko wieszając na jednej z gałęzi. Czując nagły przypływ jeszcze zimniejszego powietrza skuliłam się , obejmując rękoma nogi. I co ja teraz zrobię. Gdzie teraz pójdę, nie mam gdzie. Nawet gdybym chciała to nie znam donikąd drogi. Jedynym plusem było to że nie było obok mnie tego mężczyzny, a raczej można chyba powiedzieć chłopaka, miał on na oko może z 19 lat.

Odwróciłam głowę na bok, swoimi słowami chyba zapeszyłam, bo albo mnie wzrok mylił albo to się działo na prawdę, ale ten sam chłopak zmierzał w moim kierunku. Nie wyglądał na zadowolonego...

sobota, 23 listopada 2013

Chapter 7

Moja noga cały czas znajdowała się na pedale gazu. Z każdą chwilą samochód jechał coraz szybciej, robiąc większe ryzyko wypadku. Co chwile nerwowo zerkałem w boczne lusterko chcąc wiedzieć czy przypadkiem nie zgubiliśmy wrogów. Dziewczyna nadal była nieprzytomna, od licznych gwałtownych zakrętów jej ciało osuwało się samo na podłogę. Akurat wjechaliśmy na bardzo zatłoczoną drogę dodając naszej ucieczce minusów jak i plusów. Manewrowanie pomiędzy licznymi autami zdecydowanie ułatwiało przeciwnikowi schwytanie nas, a z drugiej strony im więcej było samochodów tym trudniej było spostrzec właściwe spośród tylu.

Przeciwnicy wykorzystali tą sytuacje i w mgnieniu oka znaleźli się tuż koło nas, widziałem ich, widziałem gniew który czaił sie w ich oczach. Byli zdolni do wszystkiego, za wszelką cenę. Ostatnie co widziałem do jak się uśmiechali złośliwie przybliżając w moja stronę swój samochód. Lekkie dotknięcie spowodowało że przez chwile nie mogłem zapanować nad kierownicą. Nie mogłem tak bezczynnie czekać aż oni sami sobie odjadą, tez musiałem zacząć działać. Widząc że za autem przeciwników jedzie rozpędzony tir bez namysłu wepchnąłem ich samochód pod jego koła. Nie wiedziałem co się potem działo, spojrzałem w boczne usterko widząc ogromny karambol który wyrządziłem, ale nie miałem wyjścia. Z każdą chwilą zacząłem wyprzedzać innych kierowców. Nie chcąc jednak zapeszać nie zwolniłem swojej jazdy póki nie miałem stu procentowej pewności że jesteśmy w bezpiecznej pozycji. Dzień powoli zaczynał się kończyć, zostawiając po sobie mrok. Droga po której jechaliśmy aktualnie nie była zbyt dobrze oświetlona. Zważając na moje zmęczenie, nie mogłem dalej jechać. Potrzebowałem chwile odpoczynku. Jak zdążyłem zauważyć na razie leśna doga nie prowadziła do jakiegoś konkretnego celu w którym moglibyśmy się zatrzymać. Jedynym wyjściem był noclegu w samochodzie na poboczu dróżki. No cóż, nie miałem wyjścia..

Oczami Roxanne

Szum w mojej głowie nasilił się zmuszając mnie bym w końcu uniosła ciężkie, zmęczone powieki. Obraz był nieco rozmazany, nie mogłam rozpoznać miejsca w którym się znajdowałam. Przestrzeń na której leżałam była mała, nie wygodna. Dotknęłam ją ręką, macając materiał z którego była wykonana, skórzany fotel. Chwile potem usłyszałam lekko stłumiony śpiew ptaków. Przecierając oczy wreszcie dostrzegłam wszystkie rzeczy które wokół mnie były. Samochód, byłam w samochodzie, jakby jeszcze tego było mało samochód stał na poboczu leśnej drogi która wydawała się bardzo wąska, aż niemieszcząca żadne pojazdy mechaniczne. Nie wiedziałam co tu robię i dlaczego tu jestem.

Odwróciłam się w drugą stronę i co spostrzegłam ? Na miejscu kierowcy siedział jakiś chłopak który był mnie nieznany. Panika ogarnęła całe moje ciało, zawładnęła także moim umysłem. W tamtym momencie chciałam krzyczeć, lecz wiedziałam że prawdopodobnie źle to by się dla mnie skończyło. Mężczyzna wyglądał groźnie, nie wiedziałam czy mnie porwał, czy może na zlecenie Jasona miał mnie gdzieś wywieść, po prostu tego nie wiedziałam. Spojrzałam na chwile na siebie. Cała moja ręka była pokryta licznymi ranami wyglądającymi jak zrobione szkłem. Krew zaschła już na ranach tworząc liczne strupy. Wszystko bolało mnie cholernie, każdy najmniejszy ruch sprawiał nieprzyjemne uczucia. Nie mogłam tak siedzieć w tym aucie i czekać aż nieznajomy się obudzi, musiałam uciekać. Chwyciłam klamkę drzwi powoli je otwierając, nie chciałam robić hałasu. Wystawiłam jedną nogę, następnie drugą, aż potem stanęłam na równe nogi czując się jakbym ich nie miała. Po prostu ich nie czułam, strasznie mi zdrętwiały od trzymania ich w jednej pozycji przez nie wiadomo ile. Poczekałam chwile, przecierpiałam to okropne uczucie zwane także ''mrówkami'' które przebiegały przez moje stopy. Gdy byłam już w stanie chodzić nie zamykając drzwiczek od samochodu ruszyłam przed siebie. Nie znałam drogi, ale musiałam iść by być jak najdalej od nieznajomego mężczyzny...

_________________________________
Siemka <33
Od razu przepraszam że taki krótki, ale chce was troszkę potrzymać w napięciu ;)
Jak myślicie, jak teraz cała historia się potoczy ? 
Wyrażajcie swoje opinie w komentarzu, który daje mi wiele motywacji i weny <33 

środa, 20 listopada 2013

Chapter 6

Udało nam się przebrnąć przez strzeżone ogrodzenia bez żadnego problemu. Dobrej ochrony to oni w ogóle nie mają.

- Wchodzimy - Oznajmiłem reszcie oddalonej nico od nas.

Potwierdzili to swoimi skinięciami głów. Nie mogłem się już wycofać, a nawet nie chciałem tego. Za wszelką cenę musiałem ją znaleźć i zabrać bezpiecznie do domu. Nasza rozłąka już za długo trwała. Odliczając w myślach do trzech pchnąłem nogą duże zardzewiałe drzwi. 

- Zamknąć ryje i robić co wam każe ! - Krzyknąłem w stronę małej grupki mężczyzn zgromadzonych w wielkim pokoju.

Gdy tylko usłyszeli mój donośny głos podnieśli sie wystraszeni z miejsc, niektórzy ruszyli w naszą stronę, lecz zostali obezwładnieni przez resztę z mojej grupy. 

- Wszyscy pod ścianę ! - Warknąłem głową wskazując pobliską ściankę.

Bez słowa każdy ruszył powolnym krokiem w wyznaczone miejsce.

- Przeszukajcie cały dom, Justin idź na górę - Zwróciłem się do chłopaków z grupy..

Oczami Justina


Wyciągnąłem broń z tylnej kieszeni wchodząc po zardzewiałych, metalowych schodach. Spokojnym, powolnym krokiem ruszyłem przed siebie poprzez ciemny korytarz, na końcu, na samym końcu w drzwiach zauważyłem dwójkę mężczyzn. Schowałem się za ścianą, wyczekując aż skończą swoją rozmowę. Dźwięk zatrzaśnięcia drzwi utwierdziły mnie tylko w tym że skończyli. Pozostałem w miejscu widząc że jeden z nich kieruje się do innego pokoju. Wychyliłem się zza ściany patrząc czy aby na pewno nikogo nie było na mojej drodze. Dostałem się do drzwi w których przed chwilą zamknął się jak sądzę Jason. Chwyciłem klamkę, lecz nie dane mi było otworzyć drzwi, ktoś mnie wyprzedził. Szybko ukryłem się w ciemnym koncie za drzwiami. Wyszedł chłopak, ruszył przed siebie, miałem nadzieje że mnie nie zauważy. Nawet nie wiedziałem że mój oddech był taki szybki, Jason odwrócił lekko głowę próbując upewnić się ze nikt go nie obserwuje. Wstrzymałem oddech, modląc się żeby mnie nie spostrzegł. Po chwili, wzruszył ramionami i zniknął za zakrętem. Wypuściłem powietrze które nagromadziło się w moich płucach. Mocniej chwyciłem zimną broń która spoczywała w moich rękach. Zrobiłem krok do przodu ponownie otwierając ciężkie drzwi. Pokój do którego wszedłem ewidentnie była sypialnią Jasona. Oprócz ogromnego łóżka, w pomieszczeniu nie znajdowało się zupełnie nic, kompletna pusta. Ściany, pokryte były starą po części zdrapaną tapetą której kolor dawno wyblakł. Widząc że niczego tam nie znajdę, wyszedłem z niego. Od razu gdy tylko drzwi się zamknęły ze środka słychać był dźwięk spadającego szkła. Zdziwiony odwróciłem się na pięcie, ponownie wchodząc do pomieszczenia.

- Ałł - Odezwał się jakiś głos...damski głos.

Nie wiedziałem skąd dochodził. Po chwili znowu usłyszałem cichy jęk potwierdzający że ktoś jest w pobliżu. Nasłuchiwałem się przez chwilę dźwiękowi. Odgłosy wywodziły się ze ściany, tak ze ściany. Przyłożyłem ucho do zdartej tapety chcąc się upewnić czy aby na pewno mi się nie przesłyszało. Nie, nie przesłyszało mi się. Spojrzałem się nieco w dół, nie zauważyłem że w zniszczonej tapecie został zrobiony otwór na klamkę. Chwyciłem za nią i stanowczo pociągnąłem. Drzwiczki ani drgnęły, były zamknięte.

- Jason ? - Odezwał się cichy głosik.

 Nie odpowiedziałem, rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu klucza.

- Jason, to ty ?! - Krzyknęła dziewczyna.

- Cicho - Warknąłem, próbując rozmienić jak otworzyć te cholerne drzwi.

 Usłyszałem strzał, musiałem się pośpieszyć.

- Co tam się kurwa dzieje - Osoba za ścianą kopnęła w drzwi, dając mi pomysł na uwolnienie jej.

 Oddaliłem się nieco biorąc duży zamach wyważyłem je. Poleciały z hukiem na dziewczynę znajdującą się w środku. Szybko pomogłem jej wstać. To była Roxy, miała nadgarstek zakrwawiony, cała była posiniaczona.

- Trzymaj się i rób co ci każe - Powiedziałem do oszołomionej dziewczyny która ledwo stała na nogach.

 Nie odpowiedziała ale ja wiedziałem że dotarło do niej to co powiedziałem. Trzymając ją w pasie, wyszedłem z pomieszczenia. Ruszyłem przez ciemny korytarz w stronę schodów. Kolejny strzał rozbrzmiał mi uszach sygnalizując że jest już za późno. Większość naszych przeciwników leżała na podłodze zupełnie nie kontaktując ze światem. Wzrokiem szukałem wyjścia. Znajdowało się na drugim końcu pomieszczenia. Upewniając się że dziewczyna jeszcze jest przytomna ruszyłem na przód. Rozglądałem się za Ryanem. Nigdzie nie mogłem go zauważyć.

- Zginiesz śmieciu ! - Krzyknął Jason, na co ja automatycznie odwróciłem głowę w jego stronę.

Chłopak kopał leżącego na podłodze Butlera który zwijał sie z bólu. Natychmiast ruszyłem mu an pomoc.

- Uciekaj z nią, chroń ją ! - Krzyknął resztkami sił zamykając oczy.

Choć chciałem pomóc przyjacielowi wiedziałem że muszę postąpić inaczej, szybko wydostałem się na zewnątrz. Z prawie nieprzytomna dziewczyną wsiadłem do auta, Widziałem w bocznym lusterku że nie uda nam się tak łatwo zgubić ludzi z gangu Jasona którzy ruszyli w pogoń za nami. Dotrzymam obietnicy złożonej przyjacielowi...

___________________________________________
Hejka <33
Pierwszy rozdział oczami Justina *,* 
Myślę że się wam spodobał i wyrazicie swoje zdanie w komentarzu ;33
I znowu czekamy na następny ;**

niedziela, 17 listopada 2013

Chapter 5

Temperatura w pokoju pomimo pogody za oknem, robiła się coraz gorętsza. Ręce Jasona ani na chwile nie odrywały sie od mojego ciała. Nagle wsunął je pod bluzkę masując obolały brzuch, podwinął ją do góry. Ja pomagając mu ściągnęłam ją całkowicie rzucając w kąt pokoju. Chłopak zobaczył wszystkie siniaki które szpeciły cały mój brzuch, nogi i ręce. Westchnął głęboko i delikatnie zaczął całować każdą z ran. Jego dłonie dotknęły zapięcia od stanika. Podniósł się, a następnie lekko uniósł moje ciało mając lepszy łatwiejszy do niego dostęp.

- Mogę ?

- Tak - Odpowiedziałam szybko nie myśląc w ogóle nad tym co robię.

Jednym zwinnym ruchem odpiął biustonosz, zdjęłam go i rzuciłam w kierunku bluzki. Zapatrzył się przez chwile, ale już po chwili przybliżył sie do mnie całując od pępka aż do piersi. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, to było niesamowite. Cichutko pomrukiwałam, dając znak że coraz bardziej jestem podniecona. Wziął jedną pierś w rękę..Drzwi od pokoju w którym się znajdowaliśmy otworzyły się szeroko ukazując jednego z członków gangu.

- Kurwa ! - Krzyknął Jason. Od razu zakryłam się rękami wchodząc pod kołdrę.

- Czego ?! - Warknął w stronę chłopaka Jas.

- Są tutaj.

- Kto, kurwa ?!

-...Ryan i..- Po tych słowach Jason zerwał sie na równe nogi.

- Jak oni się tu dostali ?! - Podszedł do chłopaka chyba w moim wieku.

- Jest ich dwa razy więcej - Odpowiedział o dziwo spokojnie.

- Powstrzymajcie ich jeszcze na chwile - Zamknął mężczyźnie drzwi przed oczami i szybko podszedł do mnie.

- Wstawaj, musisz się schować.

- Co ?!

- Zamknij się i rób co ci każe ! - Znów wrócił dawny Jason, którego nienawidziłam, wręcz gardziłam.

Nie odezwałam się już słowem, nie chciałam nowych siniaków do kolekcji. Wepchnął mnie do starej, brudnej łazienki z której nikt nie korzystał. W środku było ciemno, kompletnie nic nie było widać. Ostatnie co usłyszałam to zamknięcie kluczem drzwi przez Jasona...

Oczami Ryana


- Zrozumieliście ? - Spytałem całego gangu zgromadzonego w pomieszczeniu.

Chciałem upewnić się czy znają cały plan.

- Jasne - Odezwali się co niektórzy.

- Wychodzimy, każdy ma przydzielone auta - Na zewnątrz robiło się już ciemno co tylko ułatwiało nam zadanie. Jechaliśmy opustoszałą ulicą, wprost do siedziby Jasona. Byłem pewny, nawet więcej niż pewny że ona tam jest, że czeka. Tak bardzo za nią tęskniłem, nie widziałem jej już kawału czasu. Czasem mi się śniła, ale to nie było to samo co na prawdę. Miała dopiero szesnaście lat, przecież to jeszcze moja mała siostrzyczka która w dzieciństwie nie odstępowała mnie na krok, a teraz została brutalnie ode mnie odsunięta. Po śmierci rodziców zostaliśmy we dwoje, sami, bez żadnej innej rodziny. Nie mogłem pozwolić żebyśmy trafili do domu dziecka a tam żeby nas rozdzielili.

Przez parę dni i nocy błąkaliśmy się na ulicy, aż w końcu zgarnął nas Matt. Miałem wtedy piętnaście lat, a już żeby dać dach nad głową siostrze musiałem kraść, czasem też oś nielegalnie sprzedawać. Jestem teraz chłopakom bardzo wdzięczny że dali mi szanse na uratowanie życia Roxy. Zrobiłbym dla niej wszystko, tyle razem przeszliśmy, tyle mamy wspomnień których ona teraz w ogóle nie pamięta. Z czasem stałem się coraz lepszy w tym co robiłem na co dzień, zostałem szefem gangu, nie mówiłem jej nic, dla jej dobra i bezpieczeństwa wolałem milczeć. Nie wiedziała czym się zajmuje, zawsze znajdowałem jakieś wymówki będące usprawiedliwieniem moich nocnych wypadów jak i licznych obrażeń. Do tej pory nie rozumiem jak ktoś może być aż tak okrutny żeby zabrać mi to co w życiu miałem najważniejsze, jedyne. Ona niczemu nie zawiniła, nawet nie wiem czym ja zawiniłem.

- Ryan - Justin wybudził mnie z przemyśleń.

Całe wspomnienia wywołały u mnie napad bezsilności.

- Wszystko w porządku ?

- Nie, kurwa nic nie jest w porządku - Wybuchnął opadając na oparcie skórzanego fotela.

- Znajdziemy ją, obiecuję ci że gdybym miał szukać ją na własną rękę do końca moich dni, to zrobię to.- Wyznał patrząc prosto w moje oczy.

Nie odezwałem sie, byłem w szoku. Mieć tak oddanego, tak zaangażowanego przyjaciela to najlepsze co mi sie do tej pory przydarzyło. Byłem spokojniejszy z myślą że mam przy sobie kogoś takiego.

- Dobra, jesteśmy na miejscu wychodzimy - Powiedziałem do urządzenia walky-talky.

- Zrozumieliśmy - Jeden z członków gangu, odezwał się. Wyszedłem z samochodu.

- No to pora odebrać moją siostrę....

______________________________________
Siemka <33
No i mamy już piąty rozdział naszej historyjki ;)
Myślę że się podoba i mam nadzieje że wyrazicie swoje wrażenia w komentarzu. ;3
No to chyba by to było wszystko ;) Następny rozdział postaram się napisać jak najszybciej ;**

środa, 13 listopada 2013

Chapter 4

- Bieber, przyjeżdżaj natychmiast. - Po wypowiedzeniu tych słów rozłączyłem się.

Nerwowo obracałem w ręku telefon. Nie mogłem uwierzyć że to wszystko, ona, to zdarzenie było tylko snem. Wreszcie mogłem ją zobaczyć, ale niestety tylko w moich marzeniach. Myślałem że już wszystko będzie dobrze, że znowu będę miał ją przy sobie.

Usłyszałem ryk silnika, nie sprawdzałem kto to bo bardzo dobrze wiedziałem.

- Co się dzieje, stary ? - Do domu wpadł Justin.

- Kurwa, nie uwierzysz - Popatrzyłem na niego trzymając się za włosy, przy okazji ciągnąć za końce.

On usiadł obok mnie.

- Widziałem ją - Zacząłem opierając się o miękkie poduszki.

- Kogo ?

- Roxanne - Powiedziałem przypominając sobie od początku cały sen.

- Ej, Ryan czy ty się na pewno dobrze czujesz ? - Bieber położył rękę na moim ramieniu.

- Tak...dobra, z resztą to nie ważne, to nie wydarzyło się na prawdę - Wstałem z kanapy.

- Musimy ją znaleźć - Dodałem odwracając się w jego stronę.

- Jak, szukaliśmy już wszędzie..

- Nie, nie byliśmy w jednym miejscu..

Oczami Roxanne


Ostry ból zakłócił mój sen. Otworzyłam zmęczone oczy. Jak zawsze obudziłam się na brudnej zimnej podłodze, która była moim ''łóżkiem''. Przyzwyczaiłam się już do tego jak i do tego że w tym samym pomieszczeniu na ogromnym drogim łóżku śpi Jason, który patrzył się w  tamtym momencie na mnie. Ja natomiast nie patrzyłam na niego, oglądałam wszystkie siniaki i rany jakie Jason zadał mi wczoraj w nocy.Był na misji, odniósł porażkę i musiał sie na kimś wyżyć, a że ja byłam pod ręką to tak wyszło. W tym budynku to całkowicie normalne, tu nie ma takiej kobiety którą by ktoś nie wykorzystywał do własnych celów.

Każdy tutaj myśli że my nie mamy uczyć, że jesteśmy gotowe na każde ich polecenie. Nie różniłam się od ich prawie niczym, jedną jedyną rzeczą jaką ja miałam a one nie to ''przywilej'' spania w jednym pomieszczeniu z szefem. Wolałabym już siedzieć w ciemnej piwnicy w której co chwile przebiegają szczury a zapach jest nie ciekawy niż patrzeć na tego nieczułego skurwysyna który uśmiecha się do mnie.

- Chodź tu - Powiedział klepiąc miejsce obok siebie.

Stałam w bezruchu trzęsąc się z zimna, pragnęłam położyć się pod miękką kołdrą ale na pewno nie z nim.

- No chodź, cieplej ci będzie - Jego ton głosu o dziwo był łagodny, choć i tak można w nim było wyczuć nie chęć do wszystkiego.

Spojrzałam na swoje stopy, były sine, wręcz mocno fioletowe. Nie czułam ich prawie. Nie miałam innego wyjścia w tamtej chwili zrobiłabym wszystko żeby poczuć choć trochę ciepła. Powolnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Podniósł kołdrę do góry, a ja wślizgnęłam się pod nią. Minimalnie zrobiło mi się cieplej, lecz nadal trzęsłam się.

- No już  uspokój się - Odezwał się obejmując mnie swoim ramieniem.

Nie wiedziałam co się dzieje, nie wiedziałam dlaczego był taki miły, przecież zaledwie kilka godzin temu był wściekły. Przycisnął mnie mocniej do swojego ciała przez co syknęłam z bólu, wszystkie moje siniaki dawały o sobie znać

- Słuchaj, wczoraj przesadziłem..- Odezwał się, przez co spojrzałam na niego.

Teraz patrzyliśmy sobie w oczy.

- Przepraszam Cię..- Dokończył, a mnie zamurowało, jeszcze nigdy nie usłyszałam od niego tego słowa, nigdy.

Zawsze był oschły, nie czuły, wulgarny...Może właśnie nadszedł taki czas kiedy się zmienił. Nikt tego nie wie, nie chciałam się w to angażować bo mogę się rozczarować.

- W porządku..- Wydusiłam z siebie, będąc dalej w szoku.

Może i zwykłe przepraszam nie przywróci pięknego wyglądu mojemu ciału ani nie poskłada w całość mojej psychiki ale wydusił to z siebie, trzeba uszanować. Cały czas patrzeliśmy sobie w oczy, nigdy nie zwróciłam na nie uwagi..były po prostu przepiękne, ciemno brązowe. Zbliżył się do mnie i bez zastanowienia połączył nasze usta. Chwilowy opór z mojej strony nie zatrzymał go i już po chwili zatraciliśmy się oboje w pocałunku. Nie wiedziałam co robię, to było silniejsze ode mnie, od wszystkiego.

Nie myślałam, cały świat przestał istnieć, zostawił tylko nas, ja i on. Przejechał językiem p mojej wardze, chcąc posunąć sie o krok dalej. Nie mogłam uwierzyć w to co robiłam, z każda chwilą ulegałam mu coraz bardziej, coraz bardziej pragnęłam go. W tamtej chwili zrozumiałam że nie było mi zimno z powodu temperatury, byłam zimna, bo nie otrzymywałam od nikogo uczucia, ciepłego uczucia. Pragnęłam tego, za wszelką cenę chciałam poczuć sie ważna, potrzebna. Wtedy miałam ta okazje, może i była ona z chłopakiem który wyrządził mi mnóstwo krzywd, ale...nawet nie wiem jak to wytłumaczyć tego co czułam, nie lubiłam rozmawiać o swoich uczuciach, nie umiałam, nigdy nie próbowałam.

Nasze języki współgrały, dopełniały się. Jason pochylił sie bardziej do przodu, tym samym będąc nade mną. Przygryzł moją wargę, przez co cicho pisnęłam. Wtedy mogliśmy zaczerpnąć oboje powietrza którego zabrakło w naszych płucach. Nie czekając długo znowu nasze wargi stykały się tworząc ogień, żywy ogień. Jego rękę spoczęła na moim brzuchu wywołując przyjemne ciarki.

Chciałam więcej, chciałam żeby posunął się dalej, nawet gdybym miała tego żałować...

___________________________
Hejjj ;3
Kolejny rozdział za nami. 
Zauważyłam ze w tych początkowych rozdziałach bardzo brakuje Justina, ale z czasem pewnie się to zmieni, po prostu musicie poczekać ;)
Jeżeli się podoba opowiadanie to proszę komentujcie, ponieważ nie dość że jest to bardzo miłe to dodaje mi weny do tworzenia dalszych rozdziałów. 
Kontakt do mnie :
GG - 42142286
W razie ostateczności jak ktoś nie ma gadu gadu to może mnie pytać na asku które znajdziecie na moim profilu ;) 

sobota, 9 listopada 2013

Chapter 3

Moje serce z każdą chwilą przyśpieszało mocne bicie, które każdy zgromadzony w pokoju na pewno słyszał. Ręka w której znajdował się pistolet nie mogła utrzymać jednego celu.

- Jason..

- Strzelaj - Krzyknął, nie dając mi powiedzieć najmniejszego słówka.

Nie wiedziałam co zrobić, w mojej głowie panowała totalna pusta, kompletne zero. Przełknęłam głośno ślinę i popatrzyłam jeszcze raz na chłopaka którego oczy przepełniały łzy.

- Liczę do dziesięciu, jeśli tego nie zrobisz, zabiję cię - Warknął w moją stronę mężczyzna który już dawno stracił cierpliwość.

Panika ogarnęła całe moje ciało, ale za żadne skarby nie mogłam dać po sobie tego poznać. Zacisnęłam powieki i wycelowałam broń w klęczącego..Ryana. Nie miał już siły, jego głowa opadła na dół, dając znak że się poddaje.

- 1,2,3.. - Zaczął powoli odliczać.

Mój oddech z każdą cyfrą zaczął robić się szybszy.

- 7,8,9 .. - Teraz, albo nigdy.

Odwróciłam się na pięcie w nacisnęłam spust. Kula przebiła nogę Jasona który w jednej sekundzie wylądował na ziemi.

- Puśćcie go ! - Warknęłam do dwóch ochroniarzy Jasa, wcelowując w ich stronę mały pistolet.

Oboje szybko odsunęli się od prawie nie przytomnego chłopaka.

- Pomóż mi go podnieść ! - krzyknęłam do mężczyzny który był z Butlerem.

Kiwnął tylko głową i bez słowa chwycił przyjaciela pomagając mu wstać.

- Wracaj tu suko ! - Donośny głos rozniósł sie po całym magazynie, oczywiście należał on do Jasona który na środku pomieszczenia zwijał się z bólu.

Może i to był zły pomysł ale nie mogłam go tak zostawić. Chcąc nie chcąc zaopiekował się mną, dał mi dach nad głową, niekiedy się troszczył. Może i był agresywny i nieobliczalny, ale nie chciałam żeby zginął.

- Odwieź go w bezpieczne miejsce - Powiedziałam do chłopaka który razem ze mną trzymał Ryana.

- A ty ?

- Dam sobie radę

- Nie ma mowy, będę na ciebie czekał przed magazynem. - Oznajmił i bez żadnego więcej słowa zniknął z mojego pola widzenia.

Podeszłam do wykrwawiającego się Jasona. Urwałam kawałek jego koszulki.

- Co ty odpierdalasz ?! - Próbował mnie odepchnąć, lecz ja od razu owinęłam kawałek materiału nad jego raną.

- Mam nadzieje że z tego wyjdziesz - Po wypowiedzeniu tych słów wybiegłam z budynku.

Za kolczastym płotem zauważyłam auto z którego wysiadł ten sam chłopak którego widziałam parę chwil temu.

- Wsiadaj - Rozkazał.

Nie mając innego wyjścia weszłam do samochodu nieznajomego. Od razu w oczy rzucił mi się leżący na tylnym siedzeniu, nieprzytomny Butler.

- Nic mu nie będzie ? - Zapytałam.

- Przechodził przez o wiele gorsze rzeczy - Powiedział obojętnie.

- A tak w ogóle to kim wy jesteście, co wydarzyło się w tamtym magazynie ? - Popatrzyłam na niego. Jego oczy cały czas wpatrywały się w jezdnie.

- Później się wszystkiego dowiesz - Dalej jechaliśmy w ciszy.

Droga dłużyła się w nieskończoność, a jeszcze do tego musiałam siedzieć przez cały czas w niewygodnym skórzanym fotelu.

- Możesz się tak nie wiercić ? - Jęknął Brunet któremu widocznie to przeszkadzało.

- Zainwestuj w nowe fotele -  Odpowiedziałam uśmiechając się złośliwie.

- Pyskata jak brat - Wymamrotał pod nosem, lecz na tyle głośno żebym go usłyszała.

Nie będę zaczynać tematu, mam nadzieje że dowiem się wszystkiego gdy nareszcie dojedziemy. Mijaliśmy coraz to więcej ulic, które z każdą chwilą stawały się dla mnie bardziej znane.

- Może to głupio zabrzmi, ale czuje się jakbym już tu kiedyś była. - Powiedziałam nie odrywając wzroku od domów które mijaliśmy.

- Bo byłaś - Odpowiedział.

Spojrzałam na niego, przez chwile obdarzył mnie wzrokiem lecz już po chwili znów patrzył przed siebie.

- Nie mogłam być

- To skomplikowane, powiedziałem ci już że wszystkiego się dowiesz jak dojedziemy.- Nie zadawałam już pytań, zostawiłam je na później.

W pewnym momencie jechaliśmy po drodze pełnej wybojów. Szarpało mną we wszystkie strony. Kiedy powoli zaczynałam tracić swoją jakże wytrzymałą cierpliwość auto się zatrzymało. Zobaczyłam duży dom, który nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał mojego dotychczasowego mieszkania. Ten dom, był taki zadbany, taki ciepły. Wyszłam z samochodu, otworzyłam tylne drzwi.

- Pomóż mi go wyciągnąć - Rzuciłam w stronę chłopaka który właśnie wyszedł z wozu.

Bez słowa stanął koło mnie i mocno chwycił rękę Ryana. Zrobiłam to samo, by po chwili wyciągnąć go całego z maszyny. Jakoś doczołgaliśmy się z nim do drzwi, które po chwili otworzył wysoki mężczyzna, który gdy tylko nas zobaczył przyjął zmartwiony wyraz twarzy.

- Justin, co z nim ? - Zapytał patrząc na chłopaka obok mnie.

A więc ma na imię Justin..bardzo znajome imię.

- Nie ważne, lepiej pomóż mi go zanieść na kanapę. - Chwile później Butler leżał już na miękkiej sofie.

- A co to za laska ? - Chłopak spojrzał na mnie.

- Roxanne, siostra Ryana

- To ona ?! - Spojrzał na mnie nie dowierzając.

Ja natomiast jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Ludzie mówią o tobie jakieś rzeczy, a ty jesteś pewna że to jest nie prawda, bo w końcu ja nie mam żadnego brata.

- Ta, ale jest problem..

- Jaki ?

- Bo ona tego nie pamięta.

Następny Dzień


Oczami Ryana


Przetarłem zmęczone oczy, wstając z kanapy na której spałem. Miałem takie wrażenie że to co wydarzyło się zeszłego dnia było snem. Chcąc się na sto procent upewnić, ruszyłem do jej dawnego pokoju. W duchu modliłem się żeby to okazało się realistyczne. Pokonałem duże schodu prowadzące na górę. Mijałem parę drzwi, aż w końcu, dotarłem do tych które prowadziło do jej  pokoju. Wziąłem głęboki oddech i niepewnie chwyciłem za klamkę. Otworzyłem szeroko duże drzwi, w pokoju było ciemno, rolety były zasłonięte. Powoli podszedłem do łóżka, odkryłem kołdrę..nikogo nie było. Czyli to jednak był sen, bardzo realistyczny sen...

________________________________

Cześć ;)
Mamy już trzeci rozdział, pewnie się teraz pogubiliście, ale od razu wytłumaczę ;) To całe zdarzenie w tym magazynie, było snem, to się nie działo na prawdę, bo to by było z byt proste ;) Jeżeli jesteście ciekawi co będzie dalej i jak potoczy się ta historia to czytajcie dalej ;) Jeżeli ktoś chce być powiadamiany o rozdziale to proszę napisać na GG : 42142286 :) 

czwartek, 31 października 2013

Chapter 2

Podbiegłam do małego okna naprzeciwko mnie. Przed magazynem czekało już auto do którego po chwili wszedł Jason. Szybko wzięłam kurtkę, broń i zeszłam na dół.

- Gdzie idziesz ? - Męski głos za moich pleców przerwał mój marsz do drzwi.

- Dawaj kluczyki - Zignorowałam jego pytanie i obojętnym wzrokiem patrzyłam na niego.

- Dlaczego miałbym ci je dać ? - Podszedł do mnie o krok bliżej.

Nie miałam czasu na jakieś droczenia się, musiałam szybko działać. Wyciągnęłam z tylnej kieszeni dżinsów naładowany pistolet.

- Albo dasz po dobroci, albo załatwimy to inaczej - Nie chciałam go zabić, co najmniej zastraszyć.

Nic już nie mówiąc chłopak podał mi kluczyki które trzymał w prawej ręce. Każdy tu zgrywa odważnego ale jak przyjdzie co do czego to nie ma nikogo kto by się postawił. Zabrałam klucze i wybiegłam z mieszkania. Wsiadłam do niedużego samochodu które należało do Jasona, który na pewno nie byłby w tamtej chwili zadowolony. W dupie to mam, muszę się dowiedzieć o kogo chodzi, w końcu to ja zawsze wykonywałam brudną robotę. Nigdzie nie było widać już auta w którym przebywali chłopcy. Wyjechałam na jezdnie i przejeżdżając przez kolejne ulice rozglądałam się na wszystkie strony. Jechałam już całkiem długo, mijając coraz więcej domów, ulic, lasów. Z każdą minutą czułam że kiedyś już byłam w tych miejscach, ale to by było niemożliwe zważając na to że Jas nigdy nie pozwolił mi sie oddalać tak daleko od naszej siedziby. W miejscu gdzie skończyła się droga, zauważyłam mały zakręt prowadzący przez polną dróżkę. Nie mając innego wyjścia pojechałam w jej kierunku.

Wtedy dojechanie do celu trwało w nieskończoność, dopiero gdy chciałam zawracać zauważyłam podobny budynek do tego w którym mieszkałam. Można by nawet powiedzieć że był identyczny. Przez zamglone okna odbijała się niewielka ilość światła. Ktoś ewidentnie był w środku i to nie byle kto ale Ci za którymi tu przyjechałam. Poznałam to po aucie zaparkowanym niedaleko owego magazynu. Pierwszy raz od dawna nie wiedziałam co robić, czy ruszyć w kierunku budynku czy może posłusznie wrócić do domu. Pff, nawet gdybym chciała to moja ciekawość nie pozwoliłaby mi zrobić maleńkiego kroku wstecz. Powoli wyszłam z samochodu. Upewniając sie że mam dobrze ukrytą broń ruszyłam na przód. Wszędzie było pełno błota, korzeni i patyków. Co chwile się o coś potykałam.

Dotarłam do wysokiego drutu kolczastego który ogradzał całą parcele uniemożliwiając przedostanie się na drugą stronę. Wiedziałam że jakiś tam płot nie zniweczy moich planów. Powoli krok po kroku zaczęłam się wspinać coraz wyżej i wyżej. Na samej górze znajdowały się kolce poustawiane na wszystkie strony świata. Przerzuciłam najpierw jedną nogę później próbowałam drugą, lecz pech chciał ze zaczepiłam nią o jeden z kolców. Automatycznie spadłam w dół upadając wprost w głębokie bagno. Nie dość że byłam cała brudna to jeszcze kostka wyglądała na co najmniej skręconą. Chwytając za pobliski korzeń drzewa, wydostałam się z lepkiej mazi. W miarę możliwości doczołgałam się do jednej ze ścian magazynu w którym odbywało się jakieś spotkanie, nie było one jednak pokojowe. Przejechałam dłonią po zamazanym oknie chcąc uzyskać jakiś obraz lecz mało to dało, wręcz przeciwnie szyba była jeszcze bardziej uświniona błotem. Kulejąc przedostałam się do ogromnych drzwi przez które mogłam dostać sie do środka. O dziwo nikt nie pilnował żadnego wejścia, pewnie byli zbyt zajęci sobą.

Uchyliłam je lekko próbując dostrzec co się tam znajduje jak i zapobiec ich zaskrzypieniu. Nie pewnie otwarłam je szerzej pokazując większą część ciemnego pomieszczenia. Widząc że nikogo nie ma w pobliżu weszłam do środka. Chcąc poczuć się bardziej bezpiecznie wyciągnęłam z kieszeni niewielki pistolet. Chcąc nie chcąc musiałam ruszyć w stronę pokoju z którego wydobywały sie strużki światła.

- Tyle razy ci mówiłem żebyście się do niej nie zbliżali ! - ktoś krzyknął na co ja podskoczyłam przerażona.

- Do póki będę miał sił będę walczył by ją odzyskać ! - Odezwał się drugi, nieznany mi głos.

- Jakbyś nie zauważył Butler to każda twoja próba uratowania twojej siostrzyczki kończy się twoją
porażką-zaśmiał się...Jason. Butler, Butler...skądś znam to nazwisko, tylko skąd ?.

- Daj mi ją chociaż zobaczyć, czy wszystko z nią w porządku ? - Chłopakowi który kłócił się z Jasonem z każdą chwilą załamywał się głos.

Wyglądał okropnie, jakby nie spał przez miesiąc albo nawet i więcej. Nie miał sił nawet na podniesienie głowy, by spojrzeć na drugą osobę która mu towarzyszyła. Był to chłopak, przystojny chłopak. Bardzo znajomy.

- Powinienem Cię już dawno zabić - Warknął Jason.

- Nie dał byś rady - Drugi uśmiechnął się zadziornie.

- Niedługo możesz się o tym przekonać - Odpyskował Jas widocznie jeszcze bardziej się denerwując.

Zrobiłam krok w przód chcąc zobaczyć z mniejszej odległości twarze nieznajomych, lecz kostka odmówiła mi posłuszeństwa a ja szybko poleciałam na podłogę.

- Idz sprawdź co to ! - Chwile po tym rozkazie jeden z gangu Jasona podniósł mnie i popchnął na sam środek pokoju.

- Roxanne - Wyszeptał chłopak, jak mniemam Butler.

Spojrzałam na niego, widziałam w jego oczach coś co obudziło we mnie nieznane dotychczas uczucie.

- Co tu robisz ?! - Jason bez ostrzeżenia uderzył mnie powodując kolejny upadek.

- Nie waż się jej bić - Krzyknął jeden z nich podbiegając do Jasona.

Nie zdążył go uderzyć, bo po chwili siłą został odciągnięty.

- Mogę z nią robić co mi się żywnie podoba, ona jest moja - Zaśmiał się pociągając za moje włosy, zmuszając do wstania z brudnej ziemi.

- A teraz masz podejść to niego - Wskazał na Butlera - I zastrzelić go - Syknął wprost do mojego ucha.

Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. nie chciałam tego zrobić, nie potrafiłam. Ten chłopak ledwo stał na nogach, nie mówiąc już o tym że znał moje imię, był tak bardzo znajomy, wydawało mi się że go znałam.

- Zrobisz to, albo to ja cie zastrzelę i uwierz mi będzie to dla mnie czystą przyjemnością.- Na moim ciele zagościły dreszcze, ręce zaczynały się trząść nie mogłam nad tym zapanować.

Popchnął mnie w kierunku jego celu. Słyszałam jak odbezpieczał swój pistolet, przełknęłam głośno ślinę. Wyciągnęłam z tylnej kieszeni moją broń, naładowałam i wycelował prosto między oczy Butlera.

- Roxanne, nie pamiętasz mnie ? To ja Ryan, twój braciszek - Odezwał się patrząc prosto w moje oczy.

Zamurowało mnie, nie miałam kompletnie pojęcia co on do mnie mówił. Widząc mój pytający wzrok mężczyzna odwrócił głowę w kierunku Mccana.

- Co ty jej zrobiłeś  ?!- Krzyknął na cały głos próbując sie wyrwać z mocnego uścisku ludzi Jasona.

Ten tylko zaśmiał się gorzko.

- Roxy, kotku, kochanie, słoneczko, to ja, musisz mnie pamiętać ?  - Wychlipał spuszczając wzrok.

Nie wiedziałam co robić, stałam na środku pokoju z wycelowanym pistoletem w człowieka który podaje się za moją rodzinę, obok mnie stoi chłopak który w każdej chwili może mnie zastrzelić.. Najgorsze jest to że muszę wybrać jedną opcje której mogę później żałować...

________________________________________

Hejoo <33
Mamy kolejny rozdział :) 
Jeżeli ktoś chciałby być powiadamiany o rozdziale to macie moje GG : 42142286. ;)
Do następnego !!

poniedziałek, 28 października 2013

Chapter 1

Oczami Ryana

Samochód jechał przez opustoszałą jezdnie 160km\h. Nikt by się nie spodziewał że takie stare auto jakie miał przeciwny gang tak szybko będzie jechał. W żaden sposób nie mogliśmy go dogonić, wręcz przeciwnie z minuty na minute oddalał sie od nas coraz bardziej.

- Kurwa, co robimy ?! - Wrzasnąłem nieźle zdołowany.

- Przykro mi stary, ale nie dogonimy ich. - Odezwał się zmieszany Justin.

Z całej siły uderzyłem w boczną szybę, ta zaś rozleciała się na kawałeczki. Te skurwysyny zapłacą za to że n tknęli moją siostrę..


Oczami Roxanne


Przez długi okres czasu jechaliśmy po wybojach, powodując kilkakrotne uderzenia jakiegoś przedmiotu o moje plecy. Siedziałam w bagażniku, ze związanymi rękami jak i nogami. Jeszcze jakby tu było więcej miejsca to może by mi się udało uwolnić, ale niestety, nie starczyło mi nawet przestrzeni do wyprostowania nóg. Skromnie mówiąc byłam przerażona, w ogóle nie wiedziałam co się dzieje, kim są ci ludzie, dlaczego mnie zabrali. To wszystko stało się tak nagle, jakby porywacze od dawna to planowali. Rozmawiali o czymś ale przez głośny dźwięk silnika nie miałam żadnej szansy na usłyszenie nawet najmniejszego słówka. Obok mnie były jakieś metalowe rury które przy każdym zakręcie uderzały mnie w głowę. Gdy po raz tysięczny wjechaliśmy w ogromną dziurę, samochód się zatrzymał.

Usłyszałam głośny trzask drzwi, kroki, potem dwóch mężczyzn otworzyło bagażnik. Nie zamierzali mnie z niego wyciągnąć. Jeden z nich wyjął zza pleców jakiś przedmiot, przez ściekające łzy nie mogłam rozpoznać co to było. Drugi chłopak chwycił moją erkę, po chwili poczułam straszne ukłucie, krzyknęłam z bólu. Chwile potem ból minął a ja odpłynęłam opadając na szorstką wykładzinę...

- Wstawaj - Poczułam mocne szarpanie i donośny głos koło mojego ucha.

Niechętnie podniosłam powieki które w tamtym momencie ważyły grubo ponad tone. Zdezorientowana popatrzyłam na twarz chłopaka który nie wyglądał ani trochę na miłego.

- Co się stało ? - Lekko się podniosłam z niewygodnego łózka, a czując niemiłosierny ból głowy położyłam palce na skroni.

- Długo spałaś, jak się czujesz ? - Spytał zmieniając swój ton głosu na bardziej łagodny.

- Kim jesteś ? Co ja tu robię ? - Spytałam przyglądając się każdemu zakątku pokoju w którym aktualnie się znajdowałam.

- Kotku, nic nie pamiętasz ? - Zaśmiał się wrednie patrząc na mnie z rozbawieniem w oczach.

Spojrzałam na niego. Westchnął i usiadł obok mnie.

- Jestem Jason, pracujesz dla mnie - Dotknął swoją zimną ręką mojego policzka, od razu nieprzyjemne dreszcze przebiegły po moim ciele.

- Pracuje ?

- Tak, od dawna - uśmiechnął się zadziornie.

- Dlaczego tego nie pamiętam ?

- Miałaś wypadek przy pracy - wytłumaczył, lekko przytaknęłam będąc bardzo zdziwiona i zakłopotana.

- A jak mam na imię ? - Spytałam cicho.

Uczucie które mi wtedy towarzyszyło było nie do opisania, kompletna pusta, nic.

- Roxanne - Przynajmniej tyle już wiedziałam.

Chłopak widząc że na razie nie mam już żadnych pytań bez słowa opuścił pokój, o ile to pomieszczenie można nazwać pokojem. W mojej głowie tak naprawdę było mnóstwo pytań, ale coś w środku nie pozwoliło mi ich zadać. Zostałam sama w ciemnym pokoju, zupełnie nie wiedziałam co robić, nic nie wiedziałam, wszystko było takie obce. Najbardziej zastanawiałam się jaką prace musiałam wykonywać żeby doprowadzić się do takiego stanu. Miałam nadzieje że wkrótce się dowiem..


Pół roku później


- Ani drgnij ! - Warknęłam przykładając mały pistolet do skroni jednej z najgorszych szumowin jakie do tej pory poznałam.

 Chłopak zaśmiał się kpiąco.

- Zamknij tą przebrzydłą mordę albo nigdy nie będziesz miał okazji jej już otworzyć. - Odbezpieczyłam broń, wywołując u mężczyzny dreszcze.

- Nie zrobisz tego - droczył się ze mną.

- Chcesz się przekonać ? - Szepnęłam wprost do jego ucha.

Ten tylko przełknął głośno ślinę.

- Nie baw się swoją ofiarą, Roxy - Odezwał się Jason który towarzyszył mi w wykonaniu mojej misji.

Przytaknęłam lekko i odwracając wzrok nacisnęłam spust. Niewielka ilość krwi pojawiła się na moich ciuchach wywołując na mojej twarzy grymas.

- Dobra robota - Szorstki głos dobiegł do moich uszu powodując gęsią skórkę.

- Dziękuje - podeszłam do mojego szefa.

On natomiast zdecydowanie objął mnie w tali przyciągając do siebie bardzo blisko.

- Wracamy - Zaczął mnie ciągnąc w stronę niedużej furgonetki.

Bez słowa usiadłam na siedzeniu pasażera. Jason odpalił samochód i nie patrząc na przechodniów wcisnął pedał gazu. Potrącił dwie osoby, ból, śmierć sprawiały mu przyjemność, kochał zabijać. Ja nie byłam taka, robiłam to bo w innym przypadku to ja teraz leżałabym na ulicy wykrwawiając się na śmierć. Zmuszają mnie do tego. Codziennie dostaje nowe zlecenia, nie są one jednak takie jak dostają inni, ja zabijam, oni kradną, sprzedają, grożą. Doceniam to co mam, gdy patrze na dziewczyny które uprowadza Jason i co każe im robić na samą myśl o tym zbiera mi się na wymioty.

- Wysiadaj - warknął parkując przed dużym magazynem.

Wykonując jego polecenie, zamknęłam drzwi auta i nie czekając na niego weszłam do ''domu''. Jak zwykle dym papierosowy roznosił się po całej parceli znacznie utrudniając oddychanie. Pięciu mężczyzn siedziało na starej kanapie oglądając jakiś serial w telewizji.

- Ej, maleńka, choć do nas zabawimy się. - Odezwał się jeden z nich patrząc na mnie.

Za nim zdążyłam coś powiedzieć po całym magazynie rozniósł się głośny strzał. Jas (Jason) stał obok mnie trzymając wycelowany pistolet w nieżywego chłopaka. Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech, obserwował kolejną swoją ofiarę, po chwili bez słowa opuścił pokój.
Reszta zgromadzonych trwała w bezruchu, bojąc się że jeden ich niewłaściwy ruch może  pociągnąć za sobą jakieś konsekwencje. Nie mogąc patrzeć na leżącego na podłodze trupa, poszłam w stronę mojego pokoju.

- Kurwa ! - Usłyszałam przekleństwa które dochodziły z pomieszczenia w którym przebywał Jason.

- Oni nie mogą jej spotkać ! - Krzyknął do kogoś coraz bardziej podnosząc swój ton głosu.

- Załatwimy tą sprawę sami, przygotuj ludzi - Warknął zakańczając swoją rozmowę.

 Nim zdążyłam odejść od drzwi, przede mną pojawił się on.

- Podsłuchiwałaś, suko ?! - Spojrzał na mnie z góry z racji tego że był o wiele wyższy.

Nie odpowiedziałam, jedynie spuściłam wzrok.

- Odpowiedz ! - Zamachnął się, jego rękę wylądowała na moim policzku na pewno zostawiając czerwony ślad.

Syknęłam z bólu, automatycznie odwracając głowę w bok.

- Przepraszam - wyszeptałam chwytając się za policzek.

- Lepiej zejdź mi z oczu, albo nie ręczę za siebie - nie musiał powtarzać dwa razy, wiedziałam do czego był zdolny i czym to może się skończyć.

Posłusznie udałam się do pokoju, zamykając go na klucz. Powinnam się już to tego przyzwyczaić, ale za każdym razem boli coraz bardziej. Niestety, moja natura nie pozwalała mi siedzieć i bezczynnie czekać. Ja chciałam, a nawet musiałam wiedzieć kto do niego dzwonił, kto był następną ofiarą...

_______________________________________
I jest pierwszy rozdział :) Myślę że się podoba i będzie ktoś to czytał :)







sobota, 26 października 2013

Prolog

- Szybciej stary, bo ich zgubimy ! - Krzyknął zdenerwowany Ryan, ani na chwile nie spuszczał wzroku z jezdni.

Justin na polecenie docisnął pedał gazu już prawie doganiając czarny terenowy wóz w którym przebywała siostra jednego z nich.

- Zabije tych sukinsynów - Klną pod nosem Butler siedząc jak na szpilkach.

Jego siostra była dla niego jedyną rodziną, oprócz niej nie miał nikogo, oczywiście nie licząc chłopaków z grupy. Kochał ją bezgranicznie, zawsze była u niego na pierwszym miejscu, wrogowie chcieli to wykorzystać...

Niczego nie świadoma dziewczyna siedziała samotnie w domu wyczekując powrotu brata. Zawsze ciekawiło ją gdzie chłopak przebywa do tak późnej pory, nie raz go o to pytała, lecz on wiedział że dla jej dobra powinien siedzieć cicho. Gdy wybiła dwunasta w nocy, Roxanne czując się zmęczona, nie czekając na Ryana udałą się do swojej sypialni. Rozebrana do bielizny położyła się na łóżku, szczelnie okryta kołdrą zamknęła oczy. Z minuty na minute czuła że coraz bardziej odpływa, niestety.. 

Usłyszała głośny huk dochodzący z dołu. Zerwała się z łóżka, przez chwile stojąc w bezruchu. Dopiero dźwięk zbliżających się kroków wybudził ją z transu. Nie wiedząc co zrobić wbiegła do łazienki. Otwierają kosz na brudy, weszła do niego. Próbowała opanować przyspieszony oddech lecz z każdą chwilą zaczynała coraz bardziej panikować. Wiedziała że to nie jej brat. W chwili kiedy zaczerpnęła powietrza usłyszała głośny trzask drzwi oznajmiający ze ktoś wszedł do jej pokoju. Co chwile w domu spadał jakiś przedmiot rozbijając się na mnóstwo kawałków. Wysoki mężczyzna z każdą chwilą robił się coraz bardziej nerwowy. 

- Kurwa - Przeklną jeszcze raz przeglądając każdy zakątek pokoju. 

Z tego całego stresu nie zauważył drzwi prowadzących do pomieszczenia w którym przebywała roztrzęsiona Roxanne. mocno popchnął białe drzwi wchodząc do środka. Dziewczyna zakryła dłonią usta czując że niedługo nie wytrzyma, była niemal pewna że chłopak nie ma wobec niej dobrych intencji  Koleś zaczął się rozglądać na wszystkie strony.

- Przecież musi gdzieś tu być - Mruknął do siebie gwałtownie kopiąc pralkę  

Wyszedł z łazienki. Roxy odetchnęła ciężko, ocierając samotną łzę spływającą po jej policzku. powoli wyszła z kosza na brudy. Widząc co mężczyzna zrobił w łazience otworzyła szeroko oczy. Nie pewnym ruchem chwyciła klamkę drzwi prowadzących do jej pokoju. otworzyła je i rozglądając się weszła do środka. Już miała odetchnąć z ulgą, gdy poczuła mocny uścisk. Silna ręka zatkała jej usta, zaś druga owinięta była w okół jej brzucha. W pierwszej chwili była tak zaskoczona, że strach sparaliżował jej ciało. Chłopak zaczął ciągnąć ją w kierunku drzwi, dopiero wtedy Roxanne zaczęła się wyrywać, kopać i szarpać. 

- Nie wierć się, suko - Syknął wprost do jej ucha, powodując nieprzyjemne dreszcze przebiegające po jej ciele. 

- Mam ją - Powiedział do reszty mężczyzn zgromadzonych w salonie. 

Przez dłuższą chwile uśmiechali się jak idioci. 

- Dobra  zabieramy ją - Powiedział jeden z nich, uścisk na jej brzuchu nie ustąpił za to z chwili na chwile stawał się mocniejszy. 

Wpakowali ją do dużego auta. Nim Roxy zdążyła jakoś zareagować samochód ruszył z piskiem opon. Kierowca myślał że ich misja została już wykonana lecz się mylił. W bocznym lusterku odbił się blask świateł innego samochodu nie był to jednak zwykły samochód, tylko ten w którym jechali Ryan i Justin. 

I tak zaczął się wyścig...

Bohaterowie


Bohaterowie
I części:


                             


Roxanne Butler - 16 lat





Justin Bieber - 19 lat




Ryan Butler - 19 lat





Jasnon McCan - 19 lat





_________________________________________________



Bohaterowie II części :




Roxanne Butler 17 lat 





Justin Bieber 20 lat



Lauren Ball 16 lat 


Matthew Evans 22 lata 



Theo McVey 17 lat




Jason McCan 20 lat
_______________________________________________

Bohaterowie będą dodawani gdy powiać sie jacyś nowi w opowiadaniu, będę was o tym powiadamiać :*