poniedziałek, 23 czerwca 2014

Epilog

-(...) Wtedy, chłopak jakby nakręcony tą miłością rzucił sie do drzwi by zamknąć je na klucz. Chciał zatrzymać tą chwilą na zawsze, chciał ją uratować. Chwycił swoją towarzyszkę pomagając jej sie dostać do okna. Zgarnął z komody kluczyki do swojego auta. Dziewczyna ufała mu. Oboje skoczyli na dach domu, potem na dach samochodu, wsiedli nie postrzeżenie, uciekli w samym środku piekła. Pojechali, nie wiedzieli gdzie, nie wiedzieli ile czasu im ta podróż zajęła, a ja nie wiem jak się skończyła...


-Tatoo!

- Słucham?

- Dlaczego zawsze nie chcesz zdradzić zakończenia? - Oburzyła sie mała dziewczynka.

- Wole pozostawić tą kwestie Twojej wyobraźni kruszynko.

- Zawsze to samo - Z obrażoną miną ruszyła do drugiego pokoju by znów zacząć bawić sie ze swoimi braćmi.

- W końcu chyba będziesz musiał jej zdradzić zakończenie - Zaśmiała sie kobieta dalej bujając sie w swoim fotelu.

Mężczyzna spojrzał na nią.

- Ta historia skarbie nadal trwa, codziennie gdy rano wstajemy piszemy ją nowymi przeżyciami - Przywołał ją do siebie gestem ręki.

Wymienili sie uśmiechami, po chwil trwając w uścisku.

- Roxanne..

- Tak?

- Kocham Cie - Nic więcej jej ani jemu nie było potrzebne do szczęścia.

 Nawet jeżeli ta historia miałaby sie skończyć w tym momencie, oni nie żałowaliby niczego, bo od początku do końca swoich dni mieli siebie...

________________________________________

I KONIEC :((

Od razu chce wam wszystkim strasznie podziękować ze byliście ze mną, że czytaliście i komentowaliście to opowiadanie. Bardzo sie do niego przywiązałam i trudno mi sie z wami żegnać ale trzeba zaczynać nowe opowiadania ;)

Mam nadzieje że całe opowiadanie wam sie podobało i wrócicie do niego kiedyś. 
A teraz proszę żeby każdy, tak na pożegnanie, skomentował ten epilog by wyrazić cała swoją opinie o tym opowiadaniu 

Do następnego opowiadania <33

Jeżeli chcecie czytać jeszcze jakieś moje opowiadania to jak na razie mam tylko jedno >>> TU

niedziela, 22 czerwca 2014

II Chapter 7 cz.2

- Justin - Ocknąłem sie.

Podniosłem głowę, zobaczyłem że w drzwiach stoi Matt. Wstałem z podłogi przy łóżku na którym spała Roxanne.

- Co jest? - Przetarłem zmęczone oczy.

Nadal byłem w tych samych ciuchach które zdążyły już nieco prześmierdnąć.

- Chodź ze mną - Jego głos był surowy.

Wiedziałem że musiało sie coś stać. Chłopak nawet słówka nie powiedział na temat Roxy śpiącej w moim pokoju. Nie odzywając sie posłusznie ruszyłem za nim, do piwnicy, gdzie trzymaliśmy wszystko co było nam potrzebne do codziennej pracy. Mam na myśli broń różnego rodzaju. Schodząc po stromych schodach jednym pchnięciem Matthew otworzył białe drzwi. W środku byli wszyscy, cały gang. Ale to nie było dziwne, to co mnie zszokowało był brak broni. Całkowita pustka. Wszystkie gabloty, skrzynie, szafy były puste.


- Jak to sie stało? - Podniosłem głos.

Od razu każda para oczu zwróciła sie w moją stronę.

- Kto to zrobił? - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

- Nie wiemy nawet kiedy to sie stało - Odezwał sie Theo.

- Co za idioci - Prychnąłem.

 Spuściłem wzrok, wiedziałem że to też moja wina. Teraz gdy nie mamy zupełnie niczego, łatwo można nas zaatakować. Ktoś to zaplanował, ja doskonale wiedziałem kto.

- Matt, musicie załatwić szybko nową broń, nie mamy czasu, Jason może tu być nawet za chwile - Powiedziałem szybko wychodząc z pomieszczenia.

 Nie mogłem wiecznie uciekać z Roxanne, zwłaszcza teraz, kiedy potrzebuje odpoczynku. Gdy ponownie wszedłem do sypialni ona już nie spała, czekała spokojnie na swoim miejscu.

- Co sie dzieje? - Jej głos nadal był słaby, słychać było lekką chrypkę.

- Nie mamy niczego, wszystko zabrali, tylko nie wiem jakim cudem..

- Ale co?

- Broń, noże, pistolety - Spojrzałem na nią.

- O mój boże..to Lauren, ona wszystko wie, pracuje dla Jasona, powiedziała mu o tym że planuje uciec z tobą. - Mówiła szybko, ledwo rozumiałem to co zdążyła sobie pod nosem wymamrotać.


Oczami Roxanne

Przystawiłam wolną dłoń do ust. Nie mogłam uwierzyć w to co sie działo.

- Wasza broń jest teraz w domu dziecka. - Dopiero po chwili zdobyłam sie na to by spojrzeć mu prosto w oczy.

- Po co ta Lauren..

- Jason chciał wiedzieć wszystko. Chciał wiedzieć co robię na co dzień, więc znalazł sobie ją, mieszkała ze mną w jednym pokoju - Przerwałam mu.

Powoli zaczynała ogarniać mnie panika.

- Teraz to już nie ważne. Posłuchaj mnie teraz uważnie, oni tu idą, chcą cie stąd zabrać, ale ja na to nie pozwolę, musisz tylko mi zaufać - Przybliżył sie do mnie na tyle blisko że poczułam jego ciepły oddech na moich policzkach.

Bałam sie spojrzeć mu w oczy a jednak to zrobiłam, zdobyłam sie na to. Wyciągnęłam zdrową rękę, przyciągając go do siebie. Poczułam to, ciepło bijące z jego ciała. Pierwszy raz od bardzo dawna mimo panującej sytuacji poczułam sie bezpiecznie.

- Nie mam innego wyjścia, muszę ci ufać - Wyszeptałam cicho, ale byłam pewna że mnie usłyszał.

Nie pozostał obojętny, jego ramiona owinęły sie wokół mojej szyi. Nie miałam siły by płakać. Nie musiałam nic mówić. On mnie rozumiał. Czułam że on też tego potrzebował, może nawet bardziej niż ja. To wszystko było tak popieprzone że sama już nie wiedziałam czy sie śmiać czy płakać. Nigdy bym nie uwierzyła że coś takiego w moim życiu sie wydarzy, nawet jeżeli nie zawsze było kolorowe. Tej chwili, chwili kiedy byłam bezpieczna nie zakłóciły nawet hałasy na dole.

Odgłosy strzelania nie sprawiły że ja czy on rozluźniliśmy uścisk, wręcz przeciwnie. Może tak miało być, może tak mamy umrzeć, razem. W końcu co mamy do stracenia. Ktoś krzyczał, ktoś strzelił, ktoś umarł. Tyle już w życiu straciłam że chyba nic mi nie zostało..oprócz niego.

- Justin..

- Tak? - Szepnął.

- Kocham Cie - Zacisnęłam jedną pięść.

Cisza która nastał na chwile mogłaby sie tak dłużyć, nie przeszkadzałoby mi to.

- Roxanne.. - W tamtym momencie chciałam spojrzeć mu w oczy, zagubić sie w nich.

 Odsunęłam sie lekko czekając na to co on ma mi do powiedzenia.

- Kocham Cie - Tyle wystarczyło.

Mogłam umierać..

________________________________

Hej hej

No i to jest ostatni rozdział tego opowiadania :(
Dodam jeszcze epilog niebawem, wtedy będziemy sie żegnać
Smutno strasznie, nie panikujcie tylko..

II Chapter 7 cz.1

Oczami Roxanne

Ogłuszający pisk w moich uszach. Płuca paliły mnie, miałam wrażenie że w każdej chwili mogły wybuchnąć. Tak bardzo chciałam zaczerpnąć powietrza lecz coś mi w tym przeszkadzało. Gwałtownie otworzyłam oczy po chwili ponownie je zamykając przez mocne promienie słoneczne które mnie poraziły. Przyzwyczajałam sie powoli do tego, wtedy zauważyłam nad sobą Justina. Klęczał obok, a jego usta spoczywały na moich. Były takie ciepłe, ogrzewały sine wargi.

Oczy miał zamknięte, z jego mokrych włosów skapywały na mój policzek pojedyncze kropelki wody. Nie mogłam ruszyć jedną ręką, w ogóle jej nie czułam, jakbym nigdy jej nie miała. Drugą, sprawną chcąc nie chcąc położyłam na klatce piersiowej szatyna by odepchnąć go powoli. Gdy tylko moja dłoń dotknęła przemoczonej koszulki jego mięśnie sie napięły. Automatycznie otworzył oczy niemal od razu utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Był przerażony. Odwróciłam głowę nabierając głęboki wdech w płuca, zaniosłam sie kaszlem. Pomógł mi wstać, choć nie było to łatwe, ledwo mogłam stać o własnych siłach. Nie odezwał sie ani słówkiem, lecz ja wszystkie słowa jakie chciał powiedzieć odczytałam z jego oczu.

 - Jak sie czujesz? - Jąkając zwrócił sie w moją stronę.

W jednej sekundzie przelustrowałam go od dołu do góry. Wcale nie wyglądał na chłopaka który mógłby przejmować sie czyimiś losami, któremu na czymś zależy, a jednak pozory myliły. Pod wpływem gorącej temperatury jego koszulka tak samo jak i moja była już prawie sucha.

- Nie czuje ręki - Zachrypniętym głosem odezwałam sie przenosząc wzrok na siną część ciała.

Bez względu na to jakbym próbowała za nic nie mogłam nawet delikatnie poruszyć żadnym palcem a to ewidentnie świadczyło o złamaniu. Ból ustał, lecz nie zapomniałam o nim, urywki mojego krzyku nadal kłębiły sie w mojej głowie. Spojrzałam przez ramie wprost w wodę, gdzie na dnie leżał wrak samochodu. Klif nie był aż tak stromy jak sie wydawało na pierwszy rzut oka, ale stanie na jego czubku mogło przyprawić o gęsią skórkę.

- Najważniejsze że żyjesz - Mruknął ledwo słyszalnie z wyczuwalnym przejęciem w głosie.

Robiąc parę kroków w przód zaczęłam sie rozglądać na wszystkie strony, kojarzyłam to miejsce. Byłam tam wcześniej.

 - Wiem którędy mamy iść - Odezwałam sie wlepiając wzrok na chwile w bezchmurne niebo.

 - Poczekaj - Podszedł do mnie i zdejmując z siebie swoją dużą koszulkę która zdążyła wyschnąć, przewiesił mi ją przez szyje i zawiązał tak by podtrzymywała drętwą rękę.

Na ten gest odpowiedziałam mu tylko uśmiechem, zrozumiał. W ustach nadal czułam posmak brudnej wody, włosy śmierdziały mchem, a podeszwy butów skrzypiały przy każdym kroku. Chłopak szedł przede mną, choć cały czas był czujny, patrzył gdzie jestem. Domyślałam sie że i on doskonale znał drogę dzięki której mogliśmy sie stąd wydostać. Nie odzywałam sie ani słowem, zaschło mi w gardle. Cisze między nami przerywały tylko ptaki, jak i dający o sobie jeszcze znać szum wody. Wzdrygnęłam sie gdy, pod podeszwami nie poczułam już trwa i liści lecz twardą asfaltową drogę.

 - Jesteśmy niedaleko - Mruknął pod nosem.

Miał racje. Nie musieliśmy długo iść. Chwile potem przed nami ukazał sie dom, zwykły rodzinny dom. Przed drzwiami stanęłam w miejscu i niepewnie wpatrywałam sie w nie. Lecz gdy spostrzegłam na twarzy Jaya uspokajający uśmiech ruszyłam z nim do środka. Od razu w oczy rzucił mi sie przyjazny kolor ścian, nowiutkie meble, jeszcze w powietrzu unosił sie zapach drewna. Wszystko idealnie dobrane, nikt by nie zgadł że tutaj mieszka cały gang, przestępcy.

 - Chodź na góre - Chłopak odezwał sie w moją stronę wskazując ręką na schody.

Podążyłam za nim. Na piętrze też panował nastrój którego dawno nie mogłam zaznać. Wszędzie było cicho. Pewnie nikogo oprócz nas nie było. Justin otworzył przede mną wąskie drzwi które prowadziły do jego pokoju z tego co zdążyłam zauważyć. Usiadłam spokojnie na łóżku.

 - Pokaż mi swoją rękę - Uklęknął przede mną chwytając za dłoń niesprawnej ręki.

Jęknęłam z bólu odruchowo przygryzając wargę.

 - Nie jest dobrze - wymamrotał.

Zawiesił sie przez chwile, jakby nad czymś myślał.

Oczami Justina 

 Nie było w tym domu nic co mogłoby pomóc jej. Musiałem jednak coś szybko wymyślić.

 - Połóż sie - rozkazałem wstając.

Dziewczyna szybko wykonała moje polecenie. Podszedłem do komody z trzema szufladami, wyciągnąłem jedną. Nie wiedziałem czy to dobry pomysł. Mocno chwyciłem ją przy użyciu siły oddzielając drewniane deski od siebie. Sprawdziłem ich wytrzymałość.

 - Co Ty wyprawiasz? - Zainteresowała sie Roxy.

 Kątem oka cały czas ją obserwowałem.

 - Można zrobić coś z niczego. Co Ty byś beze mnie zrobiła - uśmiechnąłem sie lekko ponownie przybliżając sie do niej.

Delikatnie podniosłem jej rękę, podkładając jedną deskę pod nią. Syknęła z bólu. Grymas ani na chwile nie schodził jej z twarzy.

 - Za chwile przyjdę - rzuciłem wychodząc z pokoju.

Prosiłem w duchu by w szafce w kuchni były jeszcze jakieś zapasowe bandaże. Chociaż jeden raz było tak jak chciałem. Biorąc rolkę w ręce już po chwili znalazłem sie koło dziewczyny. Położyłem drugą deskę na jej ręce. W ten sposób była ona usztywniona, wystarczyło jeszcze tylko mocno obwiązać ją bandażem. Nie odzywała sie już do mnie, nie wiem czy było to spowodowane bólem przez jaki przechodziła, czy może była zła, smutna.

 - Nie moglibyśmy po prostu pojechać do szpitala? - Ku mojemu zdziwieniu odezwała sie.

Jej wzrok zwrócony był na prowizoryczną szynę mojego wykonania.

 - Za duże ryzyko - Zastanawiałem sie czy już zawsze nasze rozmowy będę wyglądały tak drętwo, czy przez większość czasu będzie panowała niezręczna cisza.

O mało co dzisiaj nie zginęliśmy, takie przeżycia powinny zaciskać więzy pomiędzy ludźmi. Chciałem żeby tak było i w naszym przypadku, ale chyba tylko ja...

__________________________________________

Hejoo

Strasznie długa przerwa ale już jestem.
Dodaje dwa rozdziały, a tak w zasadzie to jeden w dwóch częściach i nie uwierzycie ale to będzie koniec tej historii. Dodam jeszcze tylko epilog i już :(

Mam nadzieje że wam sie ta część spodobała i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Przepraszam

Od razu mówie, to nie koniec tego opowiadania! Strasznie was przepraszam że nadal nie ma rozdziału. Jestem w trakcie pisania, ale cały czas nie mam czasu by dokończyć. Staram sie i najszybciej jak sie da postaram sie dodać rozdział.

piątek, 23 maja 2014

Zwiastun II

Hejoo <3

Mamy tutaj zwiastun do drugiej części tego opowiadania 


Mam nadzieje że podoba on sie wam tak bardzo jak mi ;) 

I bardzo dziękuje Dusi za to że stworzyła oba zwiastuny która na prawdę są świetne :*

niedziela, 18 maja 2014

II Chapter 6

Oczami Justina

- Roxanne kochanie, otwórz oczy...proszę, obudź sie, nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie tu samego! - Krzyczałem jej do ucha w dłoni ściskając jej małą rączkę.

Pomimo gorącej pogody ona była zimna. Jej usta były sine, lekko uchylone. Włosy mokre, rozkładały sie po trawie. Nie wiedziałem co robić. Nie mogłem nic zrobić...

Jakiś czas wcześniej..

- Wytrzymaj jeszcze - Powtarzałem w kółko.

Za wszelką cenę starałem sie zgubić policje która jechała tuż za nami. Dziewczyna zwijała sie z bólu, kątem oka widziałem jak na jej policzkach pojawia sie coraz więcej łez. Wciskając pedał gazu zostawiłem radiowóz daleko w tyle, mocno ściskałem kierowce. Bez ostrzeżenia gwałtownie skręciłem w lewo. Głowa Roxanne uderzyła o szybę przez co głośno jęknęła.

- Przepraszam - Rzuciłem szybko nadal wlepiając wzrok w boczne lusterko.

Tym razem już nie widziałem czerwono-niebieskich świateł, a zwykłe maski innych samochodów. Uspokoiłem sie nieco choć wiedziałem że to nie koniec.

- Nie wytrzymam Justin, zrób coś! - Krzyknęła ponownie wiercąc sie na miejscu.

Nic nie mogłem zrobić, a to bolało mnie najbardziej. Zacisnąłem mocno szczękę nie odrywając wzroku od jezdni. Mogłem sobie wyobrazić co teraz czuła, a to ani trochę mi nie pomagało.

- Zapomnij o bólu, mów do mnie, patrz na mnie - Niemal od razu przeniosła swoje spojrzenie.

Przez chwile i ja na nią spojrzałem widząc kropelki potu na jej czole.

- Mów do mnie - Powtórzyłem.

Domyślałem sie że sprawiało to jej trudność, ból ją ograniczał.

- Co teraz będzie? - Odezwała sie ciężko wciągając powietrze.

Jej powieki były mocno zaciśnięte.

- Nie przejmuj sie tym teraz - Powiedziałem uspokajająco ściszając nieco swój głos.

Przez chwile było spokojnie, myślałem już że uciekliśmy im, ale nagle, po prostu znikąd za nami jak i przed nami pojawiły sie policyjne wozy. Mocniej wciskając pedał gadu próbowałem go wyprzedzić lecz w żaden sposób nie było to możliwe.

- Trzymaj sie - Przekroczyliśmy granice miasta wjeżdżając na wyboistą drogę.

Wciskając do końca gaz jechałem na równi z  radiowozem który do tej pory trzymał sie na przodzie. Policjanci zaczęli coś gadać przez duży głośnik ale ja nie skupiałem sie na tym. Moim celem było pozbycie sie ich.

- Justin.. - Jęknęła dziewczyna.

Spojrzałem w bok, jeden z funkcjonariuszy trzymał wycelowaną broń wprost na nas.

Działałem pod wpływem impulsu, przekręciłem lekko kierownice wpadając na policyjny wóz. Ten zaś stracił panowanie w jednej chwili zostając w tyle. Dwa samochody zderzyły sie za sobą. Nie zatrzymując sie jechałem dalej przed siebie..

Oczami Autorki 

Zostawiając za sobą daleko w tyle radiowozy Justin jak i Roxanne mogli odetchnąć z ulgą. Lecz to w pełni nie uspokoiło chłopaka, cały czas spoglądał w boczne lusterko, ból przez jaki przechodziła dziewczyna zmniejszył sie nieco z powodu adrenaliny krążącej jej w żyłach. 

Tu popełnili błąd. Nie zwracając uwagi na jezdnie nie mieli pojęcia że przed nimi pojawiła się droga bez wyjścia. Urwisko, którego w przepaści znajdowała sie rzeka. Ich auto jechało z taką prędkością, że nie było nawet mowy o zatrzymaniu sie we właściwym momencie. Po prostu było już za późno. Nim sie obejrzeli ich ciała bezwładnie podniosły sie z miejsc, lecąc wprost do wody. Byli uwięzieni. Zanim przeraźliwy krzyk wydobył sie ich ust, przednia część samochodu uderzyła w tafle wody przez co wielka szyba rozleciała sie na kawałeczki, ostrych jak brzytwy. Zimna woda przybrała kolor ciemnej czerwieni. Krwi przybywało, z każdej rany powstałej na ich ciałach. Nie zostało im dużo czasu. Justin walczył z ochotą wydobycia z siebie głośnego krzyku. 

Otworzył oczy nie mogąc dobrze dostrzec co dzieje sie wokół niego, czuł tylko strach. Nie przywiązywał wagi do temperatury wody, lęk jak i adrenalina zmieszane razem mu na to nie pozwalały. 

Rozłożył ręce. Nagle poczuł falujące miękkie włosy które muskały jego prawą dłoń. Niemalże od razu przebudził sie. Odwracając sie w stronę Roxanne, Bieber chwycił ją ciągnąc w swoją stronę. Nie ruszała sie. Jay wiedział że musi sie spieszyć. Wydostając sie z coraz bardziej tonącego samochodu ciągnął za sobą dziewczynę. Wierzgał nogami jak i rękami za wszelką cenę chcąc w końcu zaczerpnąć powietrza po którym nie było już prawie śladu w jego płucach. Tracił siły, lecz sie nie poddawał, nie mógł. 

Wydawać by sie mogło że to wszystko trwało wieczność, każda sekunda dłużyła sie w nieskończoność. Nie przytomna Roxy nie miała pojęcia co sie dzieje, powoli uchodziło z niej życie. Biorąc pierwszy, wielki wdech Justin spojrzał na dziewczynę. Była taka bezbronna, bardziej niż kiedykolwiek. Patrząc na nią łamało mu sie serce, w środku ogarniała go panika. Ciągnął nieruchome ciało Roxanne w kierunku brzegu. 

Chwile później, w całej okolicy można było usłyszeć rozpaczliwy krzyk chłopaka, jego błagania skierowane do Roxy. Nigdy nie czuł sie tak jak wtedy. Tracił ponownie osobę która tyle dla niego znaczyła. Próbował przywrócić ją do życia, ale na marne. Jej serce biło, jeszcze cichutko dawało o sobie znać. To ono sprawiało że krzyki Justina nie ustawały, że sie nie poddawał. Lecz patrząc na sztywne ciało dziewczyny i on zaczął umierać razem z nią...

_______________________________

Hejoo <3

Dawno nie było rozdziału za co bardzo przepraszam 

Pisząc ten rozdział tak w głębi serce miałam ochotę sie rozpłakać.. 

Mam nadzieje że wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33

poniedziałek, 5 maja 2014

II Chapter 5

Nie mogłam sie skupić, wszystkie myśli kłębiły sie w mojej głowie nie dając mi spokoju. Na nic nie zwracałam uwagi, mimo że byłam w szkole, wśród tych wszystkich zakłamanych ludzi, to myślami byłam już z dala od wszystkich, z Justinem. Gdy lekcje dobiegły końca, czułam jak lęk czai sie we mnie. Nie wiedziałam czy dobrze robię, cały czas biłam sie z myślami.

- Roxanne - Ten głos od razu dotarł do moich uszu.

Spojrzałam na tego jednego chłopaka który zawsze powoduje że nogi sie pode mną uginają. Ruszył w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech już po chwili stając z nim twarzą w twarz. Zauważył że jest nieco przejęty, wpatrywałam sie w jego oczy. Patrzyłam na niego i od razu przestałam sie denerwować, moja walka z myślami była zakończona.

- Podjedziemy pod sierociniec, będziesz na mnie czekać w aucie, wezmę tylko swoje rzeczy..- Mówiąc to nadal wpatrywałam sie w jego oczy, brązowe niczym czekolada.

Natychmiast na jego twarzy zagościł uśmiech, mimowolnie i ja sie uśmiechnęłam. Po chwili ciszy chłopak niepewnie chwycił mnie za rękę prowadząc mnie do jego samochodu. Widziałam jak wszyscy wokół sie na nas patrzą, nie czułam sie przez to zbyt komfortowo. Wiedziałam że pewnie znowu wymyślą sobie o mnie jakąś historie lecz to w tamtym momencie najmniej mnie obchodziło. Otworzyłam drzwi powoli wsiadając do auta. Już po chwili dołączył do mnie Justin. Nie odzywaliśmy siie do siebie, między nami cały czas panowała spokojna cisza. Nie była ona jedną z tych krępujących i dłużących sie w nieskończoność, ta która nastała pozwalała swobodnie płynąć myślą które w tamtym momencie uspokoiły sie. Lecz gdy spostrzegłam przed nami budynek sierocińca wiedziałam że w końcu muszę sie odezwać.

- Zatrzymaj sie tu - Wykonując moje polecenie od razu zatrzymał sie na poboczu gdzie duże drzewo dawało cień na cały samochód.

Wysiadłam z samochodu obdarzając ostatni raz Justina lekkim uśmiechem. Wiedziałam że teraz muszę uważać żeby nikt mnie nie zauważył. Zakrywając twarz ruszyłam w stronę tylnych okien. Szybko przebiegając przez mały dziedziniec na tyłach schowałam sie za jednym z małych krzaków. Z tego miejsca idealny miałam widok na okno pokoju gdzie jak mniemam w tej chwili przebywała Lauren. Wyciągnęłam z kieszeni stary telefon najszybciej jak potrafiłam wybierając numer dziewczyny. Nie odebrała. Ręcę zaczęły mis ie pocić, telefon wyślizgiwał mi sie  z rąk. Co chwile rozglądałam sie na wszystkie strony czy przypadkiem gdzieś w pobliżu nie ma jakiegoś opiekuna. Ponownie wybrałam numer Lauren mocno ściskając komórkę.

Modliłam sie w myślach by w końcu odebrała, nie wiedziałam co sie z nią działo. Kolejny raz odrzuciła połączenie. Panika ogarnęła moje ciało. Postanowiła mi nie pomagać. Nie mogłam uwierzyć że w takim momencie mnie wystawiła, kiedy ja jej zaufałam. Nie byłam smutna czy przygnębiona, ja byłam wściekła. Gdy skończyły mi sie wszystkie przezwiska na nie które wypowiadałam pod nosem w końcu trzeba było coś zrobić. Godzina mojego przyjścia po szkole do sierocińca powoli dobiegała końca, nie wspominając o tym że Justina nadal czekał w samochodzie. Nie miałam innego wyjścia, musiałam działać na własna rękę. Zaciskając pięści ruszyłam pod ścianę budynku błagając by nikt mnie nie zauważył. Po mojej prawej znajdowała sie rynna która była moim ratunkiem.

Ostatni raz rozglądając sie na wszystkie strony chwyciłam za nią wspomagając sie parapetem. Powoli zaczęłam sie wspinać. Z moim lękiem wysokości było to niemalże nie wykonalne, ale musiałam sie spiąć w sobie. Okno mojego pokoju znajdowało sie na drugim piętrze, niby nie daleka droga, lecz wspinając sie po rynnie może być mecząca. Zaczepiając sie o kolejne metalowe zapięcia wspinałam sie wyżej, a każde małe potkniecie przyprawiało mnie o nie mały zawał.

- Powinna już być, trzeba pojechać do szkoły - Usłyszałam głos pani Menson który przyprawił mnie o gęsią skórkę.

 Byłam pewna że mówi o mnie, przyczepiła sie do mnie i kontrolowała każdy krok. Wiedziałam ze muszę sie pospieszyć, gdy spostrzeże sie że nie ma mnie w szkole od razu zadzwoni na policje. Spojrzałam w górę widząc że parapet do mojego okna jest niedaleko. Uśmiechnęłam sie mimowolnie dalej podciągając sie choć ręce powoli odmawiały mi posłuszeństwa. W każdej chwili mogłam spaść zważając na to ze cała rynna huśtała sie pod moich ciężarem.

- Jeszcze chwila - Szepnęłam do siebie.

Wzięłam głęboki oddech budząc wszystkie swoje mięśnie do ostatniego podciągnięcia sie. Zwinnym ruchem kucałam na parapecie. Chcąc nie chcąc spojrzałam w dół a stłumiony pisk wydobył sie  z moich ust. Od razu zamykając oczy odwróciłam głowę, dopiero wtedy mogłam spojrzeć spokojnie do wnętrza pomieszczenia, nikogo nie było. Lecz okno było uchylone. Otworzyłam je nieco szerzej wskakując do środka. Odgarnęłam kosmyki włosów z nieco mokrego czoła. Mogłam chociaż przez chwile odsapnąć. Schylając sie sięgnęłam ręką pod łóżko chcąc wyciągnąć moją walizkę, lecz jedyne na co sie natknęłam to kłębki kurzu.

- A to suka - Syknęłam przez zaciśnięte zęby.

 Więc tak to sobie zaplanowała, tylko nie miałam pojęcia co jej to dawało. Spojrzałam także pod jej łóżko, lecz i tam nic nie było. Wstając na równe nogi zaczęłam przeszukiwać moja i jej komodę, lecz jak sie mogłam spodziewać tam także nic nie znalazłam. Została mi nasza wspólna szafa z której raczej nei używaliśmy. Byłam pewna że tam nic nie ma, ale dla pewności wolałam sprawdzić.

Gdy tylko uchyliłam lekko drzwiczki z szafy wyleciała cała masa broni, od różnego rodzaju pistoletów do wielkich ostrych noży. Odskoczyłam jak poparzona, zatykając uszy od hałasu który spowodowało uderzenie metalem o panele. Byłam w szoku, skąd to sie tu wzięło, czyje to jest. Podniosłam nieco wzrok widząc napis na wewnętrznej drewnianej ścianie szafy.

Niespodzianka 
               
- Lauren!? Co ty tam robisz? - Zza drzwi roznosił sie donośny głos Carly.

Spanikowana nie wiedziałam co zrobić, całe moje ciało było sparaliżowane.

- Lauren!? - Głos był coraz bliżej.

Ruszaj sie pokrako, krzyczałam do siebie w myślach. Odwracając sie na pięcie biegiem ruszyłam do okna. Otwierając go jeszcze szerzej wspięłam sie nieco. Wtedy drzwi sie otworzyły.

- Roxanne!? - Spojrzałam w dół, na dziedziniec, wysokość mnie przerażała, ale wiedziałam ze muszę coś zrobić.

  1, 2, 3.. I skoczyłam.

W jednej sekundzie poleciałam na trawę. Krzyknęłam z bólu który narodził sie w mojej ręce i promieniował do każdej kończyny. Ból nie do zniesienia, wręcz rozrywający cie, uderzył we mnie jeszcze bardziej gdy adrenalina ze mnie wyleciała.

Wiedziałam że zaraz ruszą w pogoń za mną.

- Wstawaj, wstawaj... - Cały czas powtarzałam jęcząc pod nosem. łzy polały mi sie na policzkach lecz zaciskając pięści szybkim krokiem ruszyłam w stronę Justina.

 Gdy miałam go na widoku, wysiadł z auta. Lecz szybko go powstrzymałam.

- Zapalaj silnik! - Krzyknęłam głośniej niż zamierzałam, ale przez ból nie panowałam nad tym.

Zszokowany niemalże od razu wykonał mój rozkaz. Wsiadając do samochodu widziałam jak z budynku wybiega trzech opiekunów z panią Menson na czele.

- Ruszaj - Mruknęłam układając rękę tak by najmniej bolała, lecz nie wychodziło mi to za dobrze.

- Szybciej - Poganiałam go cały czas wiedząc ze w każdej chwili za nami może pojawić sie radiowóz.

Nie zadawał pytań, skupiał sie cały czas na drodze. Spoglądał na mnie gdy jęczałam z bólu coraz bardziej.

- Będziesz musiała wytrzymać, jeszcze spory kawał drogi przed nami - Odezwał sie w końcu. Kopnęłam w deskę rozdzielcza nie mogąc wytrzymać na swoim miejscu. Łzy lały sie ciurkiem po policzkach a z wargi płynęła krew z nadmiernego jej nadgryzania.

- Nie myśl o bólu, skup sie na czymś innym, ciesz sie że nie mamy jeszcze do tego problemy z glinami. - Warknął ostro nie spuszczając wzroku z jezdni.

Wiedziałam że ta sytuacja nieźle na niego podziałała.

- Kurwa! - Krzyknął tak głośno że aż ja podskoczyłam na miejscu.

Otwarłam szeroko oczy patrząc na niego. Nie miałam  pojęcia co było powodem jego nagłego wybuchu. Dopiero gdy w bocznym lusterku zabłysły czerwono- niebieskie światła zrozumiałam.

- Zapeszyłem...

____________________________________

Hejoo <3

Nie spodziewałam sie szczerze takiego rozdziału, wena mnie nie zawodzi xd 

Przepraszam że nie było go wczoraj ale komputer mi coś nawalał także nie chciałam ryzykować jak poprzednio

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3

niedziela, 27 kwietnia 2014

II Chapter 4

- Proszę, porozmawiaj ze mną - Chwyciłem ją za rękę.

- Teraz ci sie zachciało gadać, nie sądzisz że już trochę za późno ? - Stanęła przede mną, strącając moją dłoń.

Próbowałem utrzymać z nią kontakt wzrokowy lecz ona patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie. Już wtedy wiedziałem że mnie nienawidzi, a gniew jaki przelewała w swoich słowach przyprawiał mnie o dreszcze.

- Nic nie rozumiesz.. - Zrobiłem krok w jej stronę.

- I  wiesz co? Nawet nie chce zrozumieć - Nie dała mi już dojść do słowa, omijając innych wbiegła po
schodach na górę.

Patrzyłem przez chwile na miejsce w którym przed chwila była. Wiedziałem że długo potrwa zanim mi znowu zaufa. Nikt nie powiedział że będzie łatwo. Nie mogłem jej sobie tak po prostu odpuścić, nie potrafiłem.

***

Czekałam na tą jedną dziewczynę, tą która zawsze wychodząc ze szkoły przystaje na chwile by spostrzec co sie dzieje wokół niej. Gdy myślałem już że nie było jej w ogóle w budynku, wybiegła z niego w zupełnie innym humorze niż zwykle, widziałem po wyrazie jej twarzy że musiała być nieźle zdenerwowana. Szybko wyszedłem z auta, kierując sie prosto w jej stronę. Gdy tylko mnie spostrzegła od razu przyśpieszała. 

- Roxy, poczekaj - Próbowałem ją dogonić. 

Już po chwili znalazłem sie przed nią przytrzymując ją lekko by nie uciekła mi ponownie. 

- Pozwól mi coś powiedzieć - Szepnąłem patrząc prosto w jej oczy. 

Pierwszy raz od bardzo dawna mogłem z bliska ujrzeć jej oczy. Mimo że nie było w nich tych wesołych iskierek co kiedyś to nadal były przepiękne. Nie odzywała sie, co uznałem za pozwolenie. 

- Nigdy bym cie tam nie zostawił gdybyś wtedy nie była bezpieczna, zrobiłem to dla twojego dobra.. - Otworzyła usta, pewnie chcąc mi przerwać. 

- Nie przerywaj mi - Przymknąłem lekko oczy wyjaśniając dalej. 

- Nie chciałem byś znowu przeżywała piekło z gangiem, żebyś znowu była na to narażona, wolałem byś mieszkała w miejscu gdzie nikt nie zrobi ci krzywdy, gdzie będziesz mogła prowadzić normalne życie. - Westchnąłem  mając nadzieje że mnie zrozumie.

 Spuściłem wzrok na swoje buty czekając tylko na jej odpowiedz.

- Dlaczego teraz wróciłeś ? - Zapytała sie drżącym głosem, choć domyślałem sie że znała odpowiedz na to pytanie.

- Chce cie mieć przy sobie, nawet nie wiesz jak ciężko mi było z myślą że nie mogę z tobą być cały czas. Nie mogę pozwolić żeby Jason spróbował mi cie zabrać -  Ponownie spojrzałem jej w oczy, świeciły sie od łez które w każdej chwili mogły wypłynąć na powierzchnie.

- I jak Jason znowu sobie odpuści ponownie mnie zostawisz. Nie zniosę tego drugi raz, nie jestem zabawką która sie po jakimś czasie znudzi i można ją odstawić w kąt - Zamrugała parę razy przez co parę stróżek łez popłynęło po jej lekko zaróżowionym policzku.

Szybko otarłem je kciukiem czując jak zadrżała.

- Nawet jak będziesz tego chcieć to ja i tak cie już nie zostawię - Zapewniłem ją lekko sie uśmiechając.

Ona natomiast położyła swoje dłonie na mojej klatce piersiowej odpychając mnie nieco.

- Daj mi to wszystko przemyśleć - Spuściła wzrok sama ocierając wszystkie łzy.

Pociągnęła nosem poprawiając plecak na ramieniu.

- Przyjedz jutro, dam ci wtedy odpowiedz - Powiedziała pewnie, wymijając mnie ruszyła przed siebie.

Wiedziałem że potrzebowała czasu. Nagle zjawiam sie i znowu chce ją zabrać do swojego świata, to może być męczące. Sięgając do kieszeni ścisnąłem w dłoni klucze powoli idąc w kierunku samochodu.

Oczami Roxanne

- Oszalałaś ?! - Krzyknęła Lauren od razu siadając na moim łóżku. 

- Nic nie rozumiesz, sama sie zastanawiam dlaczego ci w ogóle o tym wszystkim powiedziałam - Westchnęłam dalej pakując swoje rzeczy do niewielkiej walizki która przez ten cały czas kurzyła sie pod moim łóżkiem.

 Po paru godzinach siedzenia i patrzenia  w ścianę wreszcie zdecydowałam. Byłam świadoma że mogę żałować tej decyzji.

- Co ty wyprawiasz ? - Zignorowała mnie ponownie.

Swoimi ciągłymi pytaniami zaczynała mnie na prawdę denerwować. Zatrzymałam sie na chwile spoglądając na nią.

- Słuchaj - Przełknęłam ślinę przeczesując swoje włosy.

- Oczekuje od ciebie tylko tego byś jutro, kiedy wrócisz tutaj zrzuciła mi tą walizkę przez okno. Nikomu nic nie mówisz, tak jakbyśmy sie nigdy nie poznały, tylko o to proszę - Zapinając zapakowaną walizkę schowałam ją ponownie pod łóżko by czekała tam do jutrzejszego dnia.

- Jesteś na prawdę walnięta - Powiedziała od razu wychodząc z pokoju.

Nie zwracając na nią uwagi położyłam sie na łóżku wlepiając wzrok w sufit.

Bałam sie jutra ale musiałam zaryzykować. Nadal nie ufałam Justinowi lecz wolałam być z nim niż tkwić w tych czterech ścianach nie mogąc nic zrobić.

Przez całe życie kierowałam sie głosem rozsądku nadszedł w końcu czas by to sie zmieniło..

_______________________________
Hejoo <3

No dość szybko uporałam sie z naprawą tego rozdziału i mam nadzieje ze taka sytuacja sie więcej nie powtórzy. 

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33

sobota, 19 kwietnia 2014

II Chapter 3

Oczami Roxanne

- Znasz zasady, od razu po szkole do domu! - Krzyknęła za mną pani Menson uświadamiając mi rzecz którą już doskonale znałam.

Miałam powoli dość takiego traktowania, coraz bardziej miałam ochotę sie postawić i szczerze powiedzieć co o tym wszystkim myślę. Poprawiając plecak ruszyłam małą uliczką w stronę szkoły. Ten dzień różnił sie od innych tylko temperaturą, było o wiele bardziej duszno niż zwykle. Podwijając rękawy spostrzegłam wielki budynek w którym miałam zmarnować kolejne godziny swojego życia. Inne dzieciaki z gimnazjum jak i liceum powoli wchodzili do środka, nie śpiesząc sie zbytnio. Do dzwonka zostało sporo czasu. Wkroczyłam spokojnym krokiem na dziedziniec kierując sie prosto do drzwi.

- Tęskniłaś za mną ? - Ten głos sprawił że wszystkie mięśnie mojego ciała sie spięły, stanęłam w miejscu nie mogąc zrobić nawet maleńkiego kroku.

Przechyliłam lekko głowę w bok widząc niedaleko czarnego vana. Tego z którym wiąże tyle złych wspomnień, tych których chciałabym zapomnieć. Zacisnęłam mocno powieki czując zimną dłoń na moim odkrytym ramieniu. Szybko jakby w przypływie energii odwróciłam sie przodem do chłopaka oddalając sie nieco.

- No skarbie, wyjechałaś bez pożegnania to chociaż teraz sie przywitaj - Jego uśmiech ani na chwile nie znikał.

Gdy ja robiłam krok do tyłu, on robił do przodu. Samo patrzenie na niego przyprawiało mnie o wstręt.

- Zostaw mnie w spokoju - Z całych sił próbowałam by mój głos sie nie załamał.

Podszedł do mnie gwałtownie chwytając za dłonie.

 - Jesteś na mnie skazana już na zawsze, nie uwolnisz sie ode mnie - Syknął mi w twarz powodując że moje serce w każdej chwili mogło wyskoczyć z piersi.

Próbowałam wyrwać swoje ręce lecz jego uścisk był za mocny.

 - Puść mnie! - Zaczęłam sie rozglądać na boki chcąc uzyskać pomoc od jakiegoś przechodnia, ale w jednej chwili wszyscy sie rozpłynęli.

 Nagle po prostu znikąd przede mną stanął on. Odepchnął Jasona. Byłam w szoku, jeszcze większym niż do tej pory. Byłam niemal pewna że miałam przewidzenia.

 - Nigdy więcej sie do niej nie zbliżaj bo jeżeli zobaczę że łamiesz moje zasady pożałujesz że sie urodziłeś -Ten głos, mimo że przelewał mnóstwo złości dotarł do moich uszu wywołując przyjemne uczucie w brzuchu.

Tak bardzo brakowało mi nawet samego patrzenia na niego.

 - Widzimy sie niedługo - Nadal stałam jak osłupiała, dopiero gdy Jason zaczął sie oddalać opamiętałam sie.

Ściskając mocniej ramie swoje plecaka odwracając sie szybko ruszyłam w stronę wielkich drzwi prowadzących do środka szkoły. Bałam sie odwrócić za siebie, bałam sie że to że tam był to tylko moja wyobraźnia. Ruszając do klasy nie mogłam uwierzyć że po takim czasie zjawił sie..zjawił sie żeby mnie obronić. Nie mogłam sie ani na chwile skupić na tematach każdej z lekcji. Moje myśli cały czas krążyły wokół Justina. Gdy w końcu udawało mi sie powoli zapominać on zjawia sie w najmniej oczekiwanym momencie zupełnie mieszając mi głowie.

O dziwo jedno pytanie męczyło mnie najbardziej..czy go jeszcze zobaczę? Z jednej strony tak bardzo tego chciałam, a z drugiej nie wiedziałam czy moje zaufanie do niego można odbudować. Byłam na niego wściekła, wściekła że przez niego teraz przechodziłam to piekło. Walczyłam między sobą, co chwile myślałam o czymś innym, co chwile miałam inne zdanie o tej całej sytuacji. Żałowałam tego że tak p prosu uciekłam od niego, nie porozmawiałam z nim, nie dowiedziałam sie o co w tym wszystkim chodzi, lecz nie wiem czy zdołałabym mu spojrzeć w oczy. Jeszcze do tego wszystkiego dochodził mój koszmar..Jason. Spojrzałam mu w oczy i od razu w mojej głowie zagościł Ryan. Najgorsze wyobrażenie jak z zimną krwią go zabija..

Szybkim krokiem wyszłam z budynku. Nie było auta z przyciemnianymi szybami i już stało sie dla mnie wszystko jasne. To Justin mnie cały czas obserwował, to on dzień w dzień był tu. Nie rozumiałam wielu rzeczy i bałam sie że nigdy nie zrozumiem.

Oczami Justina

- Kim ty do cholery jesteś żeby mi rozkazywać?! - Krzyknąłem powoli tracąc nad sobą kontrole. 

- Potrzebny ci ktoś kto wreszcie ściągnie cie na ziemie! - Matt stał w miejscu zabijając mnie wzrokiem. 

- Ona mnie potrzebuje, teraz nie jest bezpieczna - Podszedłem do komody na której leżały klucze do auta.

- Da sobie rade...dokąd idziesz ? - Wyszedłem z pokoju ignorując jego pytania.

Nikt mnie nie rozumiał w tej sprawie. Ja po prosu chciałem mieć ja przy sobie, tylko tego pragnąłem.

- Justin! - Matthew szarpnął mnie za rękę zmuszając do kolejnego kontaktu wzrokowego.

Wziąłem głęboki wdech zaciskając zimny metal w mojej dłoni.

- Zabiorę ją stamtąd. - Powiedziałem o dziwo spokojnie już chcąc sie odwrócić gdy podniesiony głos mężczyzny mnie zatrzymał.

- I co ? Jak ona tu będzie to będziesz ją niańczył,olejesz wszystko, zostawisz nas z tym gównem samych ? - Swoim tonem przyciągnął uwagę innych z gangu.

Zaciekawieni kłótnią chcieli sie jej przysłuchać bardziej i nawet moje wrogie spojrzenia ich nie zatrzymały.

- Jeżeli będzie trzeba - Odpowiedziałem i bez żądnego już więcej słowa wyszedłem z domu.

Zbiegając po schodach ruszyłem prosto do samochodu. Od razu odpaliłem silnik i przyciskając gaz kierowałem sie w stronę jej szkoły. Miałem nadzieje ze spotkam ją tam  jeszcze choć już było nieco późno. Tak jak myślałem wokół nie było już nikogo. Przystanąłem na chwile zastanawiając sie nad tym wszystkim jeszcze raz. Byłem pewny że w ten sposób ochronie ją od Jasona. Będę sie starał najbardziej jak potrafiłem.

Musiałem tylko wymyślić dobry plan by zabrać ją jakoś z tego sierocińca. Bałem sie tego że ona nie będzie chciała ze mną nawet rozmawiać.. tak samo jak dzisiaj uciekła ode mnie, zdawałem sobie sprawę że może mnie nienawidzić za to że ją tak zostawiłem, ale ona nie zdaje sobie sprawy że robiłem to dla jej dobra. Nie czekając dłużej ruszyłem w odległą część Californii gdzie znajdował sie dom dziecka. Działałem spontanicznie, w mojej głowie nie znajdował sie żaden plan, a mimo to miałem nadzieje że wszystko pójdzie dobrze. Parkując auto niedaleko budynku, powoli ruszyłem to ogrodzenia. Otworzyłem niewielką furtkę, w każdym z widocznych okien świeciło sie światło wiec myślałem że uda mi sie z nią chociaż na chwile spotkać, porozmawiać. Zadzwoniłem do drzwi zniecierpliwieniem czekając na to aż mi ktoś otworzy. nie musiałem długo czekać, już po chwili w drzwiach pojawiła sie kobieta.

- W czym mogę pomóc ? - Zapytała z wymuszonym uśmiechem na ustach.

Niechętnie odwzajemniłem jej gest rozglądając sie na boki.

- Przyszedłem sie z kimś zobaczyć - Odpowiedziałem pewnie.

- Przykro mi ale w tym ośrodku nie ma możliwości do spotkań  z podopiecznymi chyba że zdecyduje sie pan na adopcje. - Powiedziała pewnie znaną jej na pamieć regułkę.

Wywróciłem oczami oczywiście tak żeby nie zobaczyła tego. Westchnąłem głęboko patrząc kobiecie w oczy.

- To dla mnie bardzo ważne, tylko chwileczkę chciałbym porozmawiać - Próbowałem ja przekonać, miałem nadzieje ze w końcu mi sie uda.

Zastanawiała sie przez chwile, spoglądając raz na mnie raz na ludzi w środku budynku.

- A o kogo konkretnie chodzi ?

- O Roxanne Butler - Odpowiedziałem szybko mając nadzieje że wreszcie pozwoli mi sie z nią spotkać.

- A kim jeżeli mogę wiedzieć pan dla niej jest ? - Jej wzrok przemienił sie w podejrzliwy.

Powoli zaczęła mnie już wkurzać tą swoja dociekliwością. Przełknąłem ślinę myśląc nad jakimś dobrym kłamstwem.

- Kuzynem, dowiedziałem sie że tu jest i przyjechałem by z nią porozmawiać - Prosiłem w myślach by w końcu dała sobie spokój i wpuściła mnie do środka.

Na szczęście otworzyła szerzej duże drzwi gestem ręki zapraszając mnie do środka.

- Ale macie tylko 10 minut - Odpowiedziała już bardziej niemiłym tonem, lecz nie to sie dla mnie liczyło w tamtej chwili.

Byłem szczęśliwy ze wreszcie zamienię z nią chociaż jedno słowo. Obawiałem sie tego jak zareaguje, czy zgodzi sie na mój plan, ale musiałem zaryzykować...

__________________________________________

Hejoo <3
No i mamy kolejny rozdział ;) 
Nie mogłam sie jakoś zebrać żeby go napisać no ale w końcu jest. 
Mam nadzieje że wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33
  

piątek, 18 kwietnia 2014

Zwiastun

Hejoo <3 
Wreszcie sie doczekałam zwiastun na mój blog, jest on do I części tego opowiadanie :) 





Mi sie osobiście bardzo podoba <3 
Zwiastun do II części tego opowiadania pojawi sie wkrótce, jak uda mi sie go zamówić 
A co do rozdziału to już nad nim pracuje i jeszcze dzisiaj albo jutro dodam :*

niedziela, 13 kwietnia 2014

Informacja

Następny rozdział pojawi sie z opóźnieniem. Wyjeżdzam na pare dni z kraju i nie będę miała przy sobie laptopa także gdy wróce od razu sie zabiore za pisanie rozdziału <3

niedziela, 6 kwietnia 2014

II Chapter 2

Ważna informacja pod rozdziałem :* 

- Dzisiaj spotykamy sie z Tylerem, ma nam dać resztę towaru - Matt wszedł do mojego pokoju sprawiając że drzwi mocno uderzyły o ścianę.

Podniosłem sie od razu z łóżka odrzucają kołdrę.

- Nawet tu nie mogę być sam - Jęknąłem przeczesując poszarpane włosy.

- Znowu masz zamiar użalać sie nad sobą ? - Spojrzał na mnie opierając sie o framugę drzwi.

- A nawet jeśli tak to co ci do tego - Przetarłem zmęczone oczy przewracając sie na drugi bok zakrywając głowę kołdrą.

- Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz ? Chce ci kurwa pomóc ale ty jak zawsze zachowujesz sie jak dziecko - Jednym ruchem wyszarpał z moich rąk kołdrę odrzucając ją w bok.

- Ona bardzo dobrze sobie radzi, jest bezpieczna, daj wreszcie spokój i zapomnij, masz obowiązki którymi musisz sie zająć albo nie tylko ty ucierpisz ale też wszyscy z paczki... Za dziesięć minut widzę cie na dole gotowego - Opuścił pokój.

Zdawałem sobie sprawę z tego że on ma racje, ale ja teraz inaczej nie potrafiłem. Musiałem sie w końcu ogarnąć. Wstając z łóżka zgarnąłem jakąś koszulkę ze spodniami by od razu w łazience móc sie przebrać. Coraz gorzej już ze mną było, zaniedbałem to wszystko. Zostawiając ją w tym domu myślałem że więcej nie będę musiał o niej myśleć, jak widać pomyliłem sie. Nie czułem nigdy tego co teraz, nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić. Przeładowując broń schowałem ją do tylnej kieszeni przykrywając białym podkoszulkiem.

Zamknąłem pokój schodząc po schodach na dół gdzie już na mnie czekali Matt, James i Theo. Wymieniłem tylko z nimi jedno spojrzenie po czym ruszyłem w stronę wyjścia. Ubrałem buty będąc gotowy do wyjścia. Przed domem już stał zaparkowany czarny samochód Matta którego oczywiście nikt oprócz niego nie mógł ruszać. Usiadłem na przednim siedzeniu czekając na resztę. Nie miałem pojęcia gdzie mieliśmy jechać, ale też nie miałem najmniejszej ochoty pytać o to kogoś. Milczenie teraz było dla mnie najlepsze, przyzwyczaiłem sie już do ciszy.

Ruszyliśmy już po chwili, słuchać było tylko warkot silnika i ciche granie radia.

- Nie będziemy tam sami, inne gangi przyjadą po towar, wiec musimy uważać , nie każdy jest uczciwy. - Jako pierwszy odezwał sie Matthew nie odrywając wzorku od jezdni, zwrócił tym moją uwagę.

- Inne gangi ? Na przykład ? - Spojrzałem na niego widząc jak automatycznie jego szczęka sie zaciska.

- Nie ważne...

- Gadaj - Podniosłem nieco ton poprawiając sie na swoim miejscu.

- Grzeczniej Bieber - Do rozmowy oczywiście musiał sie wtrącić Theo czyszcząc swój pistolet.

- Zamknij mordę, dalej macaj sobie broń i nie wtrącaj sie do rozmowy która jak zwykle nie dotyczy ciebie - Warknąłem na chwile przenosząc na niego wzrok.

Z uśmiechem na ryju nie odezwał sie już.

- Jeżeli o to ci chodzi to tak, będzie tam gang Jasona - Powiedział spokojnie obdarzając mnie przez sekundę swoim spojrzeniem.

Od razu cały sie spiąłem, zaciskając pieści ponownie usiadłem w swojej dawnej pozie na skórzanym fotelu tępo wlepiając wzrok w szybę.

- Justin..

- Nie mów już nic do mnie - Wysyczałem przez zęby.

Nie mogłem wybuchnąć, trudno jednak było opanować swoje emocje.

Przejeżdżaliśmy przez ulice na której znajduje sie szkoła Roxy. Gdy spojrzałem na wejście do budynku ujrzałem coś co od razu sprawiło że nie mogłem dłużej wytrzymać.

- Zatrzymaj sie ! - Krzyknąłem od razu szykując sie do wyjścia.

Matt spanikowany wcisnął hamulec tracąc panowanie nad autem. Obracając sie parę razy wokół własnej osi auto uderzyło o latarnie uliczną. Wyskoczyłem z samochodu jak poparzony czując powstałą adrenalinę w moich żyłach. Bez zastanowienia biegłem w stronę szkoły mając przed oczami jak jakiś chłopak szarpał sie z Roxanne. Zacisnąłem pieści odpychając tego typa od dziewczyny.

-Nigdy więcej sie do niej nie zbliżaj bo jeżeli zobaczę że łamiesz moje zasady pożałujesz że sie urodziłeś - Opanowując w małym stopniu wszystkie emocje splunąłem w jego stronę cisnąć z oczy piorunami.

Chłopak uśmiechnął sie tylko drwiąco. Gdy lepiej mogłem zobaczyć jego twarz od razu miałem ochotę rozprawić sie z nim tam i teraz nie patrząc na nikogo.

- Widzimy sie niedługo - Odezwał sie odwracając sie do mnie plecami po chwili wsiadając do swojego czarnego vana.

 Mój oddech był przyspieszony tak samo jak bicie serca, myślałem że zaraz wyskoczy z piersi. Miałem ochotę coś rozpierdolić tylko po to by dać upust całemu zdenerwowaniu. W jednej sekundzie zdałem sobie jednak sprawę w jakiej sytuacji teraz sie znajdowałem. Odwróciłem sie powoli widząc przerażone oczy szatynki. Tak blisko nie byłem z nią od wielu miesięcy, mogłem poczuć zapach jej perfum który unosił sie w powietrzu. Widziałem jak była w kompletnym szoku, nie mogła  wydusić z siebie żadnego słowa. Otworzyłem usta chcąc jako pierwszy rozpocząć rozmowę, lecz krzyk zza mnie przerwał to.

- Co ty odpierdalasz, chciałeś nas zabić ?! - Ich miny mówiły same za siebie, powoli zbliżali sie w moja stronę.

Szybko jeszcze raz spojrzałem przez ramie chcąc ujrzeć Roxy lecz po niej nie było nawet śladu. Weszła do szkoły po chwili znikając z mojego pola widzenia.

- Czy ty jesteś normalny ?! - Co chwile następny krzyczał w moją stronę.

Spuściłem wzrok na ziemie idąc w ich kierunku.

- Musiałem.. - Odezwałem sie łapiąc sie za włosy szarpiąc za końcówki.

- Słuchaj - Matt chwycił mnie za koszulkę stając ze mną twarzą w twarz.

Był wściekły, nie tylko to widziałem ale i czułem.

- Jeszcze jeden taki numer a skończy sie ulgowe traktowanie względem ciebie, za dużo sobie pozwalasz gówniarzu - Pierwszy raz słyszałem żeby tak do mnie mówił, wiedziałem że naruszyłem granice, zgadzałem sie z jego słowami, ale ja inaczej nie mogłem.

Nie mogłem pozwolić żeby Jason zbliżał sie do Roxanne.

Nie odezwałem sie. Puścił moją koszule  po prostu wracając do auta. Zauważyłem ten przebiegły uśmieszek na ustach Theo na który mimo wszystko próbowałem nie zwracać uwagi. Bez słowa wszyscy udaliśmy sie do lekko poobijanego samochodu. Widziałem tą wściekłość wymalowaną na twarzy Matta, teraz przez cały czas będzie mi wypominał ten stłuczony zderzak. Po pary próbach odpalenia silnika wreszcie sie udało. Z piskiem opon ruszyliśmy do ogromnej posiadłości Tylera, gdzie zbierały sie wszystkie gangi. Wszyscy pracowaliśmy dla jednego faceta a cały czas rywalizowaliśmy, podzieliliśmy sie na paczki. Dochodziło nawet do tego że z zazdrości zabijają sie chcąc przejąć kasę od Tylera. To wszystko było skomplikowane, ale gdy już sie w tym siedzi trochę samo koduje ci sie to w głowie.

Oboje z Ryanem przystąpiliśmy do tego gdy on znalazł sie w tak trudnej sytuacji że nie mógł zapewnić siostrze dachu nad głową, mnie starzy zostawili wyjeżdżając z dala od Californii, do dzisiaj nie wiem gdzie są, a wtedy jakoś musiałem sobie radzić.

Daleko poza miastem, w głębi lasu znajdował sie dom Tylera. Zatrzymaliśmy sie na poboczu. Z auta wyszedłem jako pierwszy nie czekając na nich idąc powoli przed siebie poprawiając broń w kieszeni spodni. Podchodząc do wielkiej bramy spojrzałem prosto w kamerę której obraz  docierał do biura Tylera. Już po chwili tak jak myślałem brama sie rozsunęła dając mi możliwość wejścia na jego posiadłość. Nie rozglądałem sie zbytnio po tym terenie, nie interesowało mnie to. Przyjechaliśmy tu tylko po towar, nie chciałem niepotrzebnych scen. Zwłaszcza modliłem sie by nie spotkać tego jebanego frajera przez którego moje nerwy codziennie są na skraju wytrzymałości. Bez pukania wszedłem do ogromnego domu na powitaniu widząc już parę gangów które nigdy nie odważyłyby sie stanąć twarzą w twarz z nami. Spokojnie przechodziłem między pokojami kierując sie do tego właściwego z którego co chwile wychodził jakiś typ. Gdy na korytarzu nie było nikogo, próg pomieszczenia przekroczyłem ja. Smród cygara dotarł do moich nozdrzy, przyprawiając mnie o lekki kaszel. Machając ręką by odgonić szary dym ruszyłem głębiej do pokoju, niewyraźnie widząc sylwetkę wysokiego mężczyzny.

- A gdzie reszta ? - Zachrypnięty głos dotarł do moich uszu utwierdzając mnie tylko w tym że ktoś jednak jest w pokoju.

- Już tu idą - Z trudem odpowiedziałem stajać nieco przy ścianie. Tak jak mówiłem już po krótkiej chwili do pokoju weszli Matt, Theo i James. Tylko my sie zjawiliśmy, nie chcieliśmy tu tłumów, a poza tym nigdy nie wiadomo co stało by sie z naszą kryjówką, lepiej jak ktoś jest tam i pilnuje wszystkiego.

Wszystkie sprawy załatwiliśmy dość sprężnie co rzadko sie zdarzało, zawsze Tyler miał jakieś sprawy do naszej czwórki gdzie tylko nam powierza dodatkowe misje przez które nie tylko dostajemy pieniądze ale i szacunek od niego, co akurat było bardzo ważne. Chowając zdobyte rzeczy do pojemnej, dużej torby mogliśmy już spokojnie ruszyć do wyjścia. Gdy już myślałem że ten dzień skończy sie już bez żadnych niespodzianek na mojej drodze stanął Jason. Ten drwiący uśmieszek nie schodził z jego twarzy ani na minute co stawało sie nie tylko dziwne ale i przerażające. Gdy tylko go widziałem, przed moimi oczami pojawiał sie obraz leżącego Ryana błagającego o litość. Od razu zacisnąłem pięści nie mogąc pozwolić by w tamtym miejscu zrobił rzecz którą na pewno będę żałował.

- Ale ona sie zmieniła, niezła z niej laska co ? - Odezwał sie opierając sie o małą półkę przy ścianie.

Musiałem sie  stamtąd wydostać, nie mogłem dłużej przebywać w miejscu gdzie był on. Wymijając go szybkim krokiem wyszedłem z domu. Moja szczęka była mocno zaciśnięta, tak samo jak mięśnie które tylko z oddechem na chwile sie rozluźniały. Nim wsiadłem do samochodu Matta którym podjechali po mnie usłyszałem za sobą.

- Jeszcze nas razem zobaczysz - Nie musiałem nawet zgadywać do kogo należał ten głos.

Najgorsze w tym było to że wiedziałem że on nie żartował...

_______________________________
 Hejoo <3 
Kolejny rozdział drugiej cześć, mam nadzieje ze wams ie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33 

______________________________

Założyłam nowe opowiadanie, od razu mówię będą znajdywać sie tam drastyczne sceny  i oczywiście będzie z udziałem Justina, wiec jeżeli ktoś ma chęć zaczać czytać tutaj macie link >>>> OPOWIADANIE

sobota, 29 marca 2014

II Chapter 1

Oczami Roxanne

- Pośpiesz sie, czekamy na ciebie - Po raz kolejny pani Menson krzyknęła z dołu poganiając nie tylko mnie ale i resztę dzieci.

 Nienawidziłam tego, nie znosiłam gdy ktoś mnie poganiał, niestety tutaj byłam na to skazana. 

- Idę kurwa! - Biorąc swoją torbę wyszłam z małego pokoju który dzieliłam z jedną dziewczyną. 

Nie zwracając uwagi na nic wyszłam z budynku.

 Znowu, jak każdego ranka w tygodniu wychodziłam z tego piekła idąc powoli w stronę następnych katuszy. Wszystko sie zmieniło, a miało podobno być tak pięknie. Tyle obietnic było, a nic z tego nie wyszło. Zostałam sama, bez niczego. W sierocińcu, bez żadnych szans by sie z tego wyrwać. Jeszcze cztery miesiące wcześniej było przecież świetnie, wszystko miało być dobrze. Ten jebany kłamca mówił że sie mną zaopiekuje.

Ryan oficjalnie nie istniał, nie było go już. Najgorsze jest to że ja nawet sie z nim nie pożegnałam..nawet na jego pogrzebie nie byłam. Jeden czy może dwa razy odwiedziłam grób, więcej razy nie puszczali mnie. Przez moje próby ucieczki zaczęli mnie bardziej pilnować, nie pozwalali mi na różne rzeczy. Nawet teraz wiedziałam że mimo że obok mnie nikogo nie było to obserwowali mnie, nie mam pojęcia dlaczego. Przecież to jest tylko dom dziecka, nie jakieś więzienie z którego nawet na krok samemu wyjść nie można. Czuje sie cały czas osaczona.

Droga do szkoły nie była długa, nie wiem czy to była korzyść czy może następne przekleństwo. Wszyscy wobec mnie sie zmienili, chociaż tak na prawdę nie było mnie krótki okres czasu. Oni zdążyli już zmienić całkowicie o mnie zdanie, i stworzyć sobie własne. Nie rozmawiali ze mną, rozmawiali o mnie, za moimi plecami. Nie wiedzieli tylko tego że ja to wszystko słyszę i niektóre plotki które padły z ich ust nie raz doprowadziły mnie od łez jak i śmiechu. Niby byłam twarda, pokazywałam na każdym kroku że nie dam sie złamać, a tym czasem umierałam w środku, cała nadzieje zniknęła. Odliczałam dni do pełnoletności, gdy w końcu wyrwę sie z tego, zacznę żyć po swojemu.

Nie wiem co sie stało z Justinem. Gdy tylko wróciliśmy, po prostu zniknął, rozpłynął sie zostawiając mnie w moim starym domu który aktualnie stał pusty, żadnej żywej duszy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mnie zostawił, ja...na prawdę myślałam że jednak zaczął coś do mnie czuć, że zaczął darzyć mnie uczuciem jakim ja go darzyłam. To uczucie dawno zniknęło, wyparowało z chwilą gdy on wyparował. Oprócz niego w  tamtym momencie nie miałam nikogo, zostałam sama. Opieka społeczna w końcu dowiedziała sie że byłam samiutka w domu, bez żadnych środków do życia. Bez żadnej dyskusji, bez poszukiwania jakiejkolwiek rodziny policja pozostawiła mnie w tym sierocińcu, do którego chcąc nie chcąc musiałam sie przyzwyczaić.

Miałam tak spędzić półtora roku. Półtora roku, tego cierpienia, nie widziałam już przed sobą jakiejś normalnej przyszłości. Może ktoś uznać że przesadzałam, że to przecież nie koniec świata. Ja piekło przeżywam od dzieciństwa, od samego początku wszystko idzie nie tak i gdy w końcu miało być rzekomo dobrze, oczywiście wszystko sie spierdoliło. Mogłam to przewidzieć.

Wchodząc szybkim krokiem do dużego, ceglanego budynku od razu poczułam na sobie wzrok innych, mimo że do szkoły wróciłam już cztery miesiące temu, oni nadal robią ze mnie sensacje, nadal o mnie gadają, a ja nie miałam pojęcia dlaczego. Do tej pory z nikim nie gadałam i nikt nie odważył sie podejść do mnie. Nawet moi niby dawni przyjaciele byli przeciwko mnie, tak samo jak wszyscy traktowali mnie jak dziwadło, obchodzili sie ze mną jak zwierze w klatce.

 Małym wybawieniem był czas na lekcje. Przez ten moment nikt nie miał czasu sie interesować mną pod czujnym okiem surowych nauczycieli którzy bardzo cenili sobie dyscyplinę. Nie mówię że lubiłam lekcje, że lubiłam sie uczyć, ja po prostu wtedy miałam czas na odpoczynek od wszystkich, chwile wytchnienia. Jedyne z czego byłam dumna, to z tego że nie załamałam sie do końca, nadal próbowałam choć trochę walczyć, choć z drugiej strony wszystko już mi było obojętne. Musiałam po prostu dotrwać do pełnoletności, to był jedyny mój cel. Nie chciałam poznawać żadnych nowych ludzi, z żadnymi mieć kontaktu. Nie chciałam po prostu być przez kogoś znowu zraniona i oszukana. Nigdy nie wybaczę tego Justinowi, złamał obietnice nie tylko względem mnie ale i mojego brata...

Po pierwszych trzech lekcjach odprężyłam sie nieco. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę niewielkiej stołówki gdzie oczywiście byłam zdana na siedzenie w odległym stoliku w samotności. Szczerze powiedziawszy nie przeszkadzało mi to, zaczynałam sie już przyzwyczajać do samotności, do ostrego traktowania wobec mnie. Nie miałam tylko pojęcia czym sobie na to zasłużyłam, może zrobiłam coś nie tak a sama o tym nie wiem. Wszyscy mnie olali nie mówiąc dlaczego, a przede wszystkim nie dali szansy by coś naprawić, od razu mnie skreślili. Nie byłam jedną z tych typowych ofiar w szkole, różniłam sie od nich tym że ja zawsze chodziłam z podniesioną głową, zawsze chciałam pokazać im że jednak mnie sie złamać nie da, ale w środku było coraz gorzej.

Wzięłam posiłek który pozostawiał wiele do życzenia. Rozglądając sie po całej sali zobaczyłam wolne miejsce pod oknem w samym rogu. Ruszyłam miedzy wszystkimi, zauważyłam jak niby najlepsza laska w szkole patrzyła sie na mnie z pogardą. To akurat przyprawiło mnie o uśmiech, ona był śmieszna myśląc że przejmę sie jej słowami czy czynami, szczerze do bólu miałam ją w dupie. Nie zwracając już więcej uwagi na to coś w końcu mogłam spokojnie usiąść by zjeść swoje drugie śniadanie. Nigdzie mi sie nie spieszyło, do lekcji było jeszcze dużo czasu. Normalnie to teraz poświęciłabym tą chwilkę jak zwykle na myślenie o wszystkim, ale ja miałam w końcu tego dość. Za każdym razem gdy wspominałam te rzeczy ogromny ból towarzyszył mojemu sercu. Musiałam zapomnieć, zapomnieć o wszystkim co łączyło mnie i Justina, te wszystkie rzeczy jakie przeszliśmy. Musiałam sie najpierw pogodzić z teraźniejszością by normalnie, spokojnie wspominać przeszłość której nie chce pamiętać. Nie chce o nim pamiętać. Nie chce wiedzieć jak wyglądał. Nie chce wiedzieć jaki był. Nie chce wiedzieć że ktoś taki jak Justin Bieber kiedykolwiek istniał, to będzie dla mnie najlepsze.

Gdy tylko skończyłam jeść papkę z ryżu wstałam powoli z miejsca biorąc tackę w dłonie. Nie byłam jak te wszystkie divy które czekały tylko aż ktoś od nie zabierze wszystkie rzeczy żeby ona nie musiała sie męczyć. Ja mimo wszystko lubiłam pomagać, w sumie nawet polubiłam dwie kucharki które pracowały tutaj. Na pierwszy rzut oka mogły sie wydawać straszne, ale tak na prawdę nie było, wystarczyło je po prostu lepiej poznać. Odłożyłam swoją tacę na blat w okienku gdzie zmywa sie naczynia. Dyskretnie mrugnęłam do Becky która uśmiechnęła sie serdecznie na mój widok. Specjalnie zostałam do tej chwili gdy wszyscy uczniowie opuścili stołówkę by móc zebrać wszystkie tacki które zostawiły te jebane księżniczki.

Wszystko to było monotonne. Moje życie teraz było nudne, nic sie w nim nie działo. Może to przeze takie było, bo przecież to ja nie chce utrzymywać kontaktu z nikim, zamknęłam sie na świat, ale kto by mi sie kurwa dziwił.

Lekcje się skończyły, jak zwykle wracam sama do domu. W moją stronę idą też jakieś dzieci mieszkające w sierocińcu, ale ja zbytnio uwagi nie przywiązywałam do tego. Gdy tylko przekroczyłam wyjście ze szkoły na mojej skórze zagościły przyjemne dreszcze przez ciepły wiatr panujący w okół. Niedługo miały zacząć się wakacje, najgorsze wakacje w moim życiu. Poprawiając torbę na ramieniu ruszyłam w stronę mojego ''domu''.

Jedno co mnie najbardziej zastanawiało to fakt że często przed szkołą stało auto, auto z przyciemnianymi szybami. Nie zwracałabym pewnie na nie uwagi gdyby nie to że zawsze jechało za mną jak tylko wyszłam ze szkoły. Kierowca pewnie myślał że jestem aż tak głupia że tego na zauważę, a ja zawsze nie wiedziałam jak się zachować, co robić. Dziwnie czuć się obserwowaną, niezręcznie. Oczywiście udawałam że nie widziałam tego jak co chwile utrzymywał niby bezpieczną odległość między nami. To auto pojawiło sie tu niedawno, tak jakoś z miesiąc temu, i dzień w dzień mnie obserwował. A może nie mnie, może kogoś innego, nie miałam pojęcia. Wyciągnęłam z torby stary telefon który dali mi do komunikowania sie z nimi. Nic nie można było na nim zrobić, ale jednak mogłam poudawać że jestem nim zajęta. Słyszałam jak za mną już ruszyło nieznane auto, słyszałam warkot silnika. Chciałam sie dowiedzieć kto cały czas mnie śledzi i jaki ma w tym cel. Spojrzałam na swoją komórkę i od razu w mojej głowie zaświtał pomysł. Włączyłam jakąś przypadkową melodyjkę symulującą to że ktoś wykonał do mnie połączenie. Szybko zatrzymałam muzykę przykładając telefon do ucha.

- Halo ? No ja już jestem niedaleko...Gdzie mam iść ? A gdzie to jest ?...To zapytam kogoś na ulicy - Wymyślałam po kolei starając sie by ta rozmowa choć trochę wydawała sie wiarygodna.

Uśmiechając sie sztucznie, schowałam powoli komórkę do kieszeni rozglądając sie na wszystkie strony. Mimo że obok mnie szła jakaś pani z dzieckiem to ja niemalże od razu ruszyłam w stronę samochodu z przyciemnianymi szybami. Mogłam sie tego spodziewać że gdy tylko trochę sie zbliżyłam auto odjechało zostawiając mnie tam zupełnie zdezorientowaną. Teraz to już wszystko wydawało mi sie dziwne. Nie miałam czasu dalej zamęczać sie tą sprawa. gdy tylko trochę spóźnię sie na wyznaczoną porę do sierocińca, oni wezwą policje a wtedy będę miała przejebane. Zdecydowanie uważałam że oni przesadzali, za poważnie traktowali wszystkie sprawy.

W końcu gdy przekroczyłam ogrodzenie dużego budynku od razu w oknie zobaczyłam panią Carly Menson, moją ''opiekunkę'' która prawie nigdy nie spuszczała mnie z oka. Nie przepadała za mną a jednak za wszelką cenę chciała mi udowodnić że jest inaczej, ja to widziałam. Po przekroczeniu progu domu od razu do moich uszu dobiegły płacze i krzyki młodszych maluchów którymi zajmowali sie inni opiekunowie w drugiej części budynku. Wszystkich, niemowlaków, dzieci, nastolatków, było sporo, aż zaczynaliśmy sie nie mieścić. Brakowało już miejsc w pokojach. Gdy tylko spojrzałam na te małe dzieci które w ogóle nie wiedziały co sie dzieje, cały czas wołały mamę, robiło mi sie okropnie przykro, przypominały mi sie czasu kiedy to ja byłam takim dzieckiem.  Niedługo ktoś musiałby im uświadomić że zostali sami, to okrutne, ale życie w kłamstwie jest jeszcze gorsze. Ja zbytnio nie zgłaszałam sie tutaj do żadnej pomocy, nie wychylałam sie zbytnio. Wolałam pozostać w cieniu, czułam sie wtedy bezpieczniejsza. Wchodząc po schodach ruszyłam do mojego pokoju. Drzwi umieszczone były na samym środku korytarza. Powoli weszłam do środka widząc że nie będę tam sama.

Na swoim łóżku siedziała już Lauren, dziewczyna z którą mieszkałam tymczasowo. Mimo że była młodsza ode mnie, to czułam sie w jej towarzystwie jakby była moją rówieśniczką. Nie odzywała sie często, ja też zbytnio nie rozpoczynałam rozmowy, ale czułam że mogłabym sie z nią zaprzyjaźnić bliżej, gdybym jeszcze tyko ja tego chciała i okazywała chęć zaangażowania. Tak na prawdę te następne półtora roku postanowiłam traktować tak jakby ich nie było. Żyć tak by nic z tego nie wyciągnąć, by móc szybko zapomnieć. Nie mówiąc nawet słowa położyłam się na łóżku czując od razu całe zmęczenie przez nocne płacze dzieci które słychać w calusieńkim budynku. Nie spałam przez trzy dni, nie tylko przez hałasy ale i myśli które po prostu nie dawały mi spokoju. Musiałam w końcu pozbyć sie tego wszystkiego, albo oszaleje.

Zamykając oczy nawet nie zauważyłam kiedy zmorzył mnie sen.

- Co ty sobie myślałaś ? Że zależy mi na tobie, że coś dla mnie znaczysz ? - Spojrzał mi w oczy. Jego były pełne kpiny, samo patrzenie na nie przyprawiało o ogromny ból. 
- Jesteś śmieszna, jak mógłbym pokochać takie coś czym jesteś ty, bezwartościową dziwką - Splunął odwracając sie do mnie plecami. Zaczął odchodzić. 
- Justin, poczekaj! - krzyknęłam za nim lecz zignorował mnie, moje słowa odpijały sie od niego, nie docierały w nawet małym stopniu. 
- Nie odchodź, błagam! - Tak bardzo chciałam żeby podszedł do mnie i po prostu pozwolił mi coś powiedzieć, żeby mnie wysłuchał. 
Zaczął coraz bardziej znikać mi z oczu, w końcu rozpłynął sie zostawiając mnie zupełnie samą...

Otworzyłam oczy. Na policzku czułam parę stróżek łez które od razu wytarłam. Podniosłam sie nieco, odrzucając kołdrę na bok. Co noc męczył mnie ten sam sen. Za każdym razem odchodził, a ja nie wiadomo jakbym sie starała to nie potrafiłam go zatrzymać. Tak strasznie bolało mnie to za każdym razem  po prostu nie zwracał na mnie uwagi. Mimo że wiedziałam że to tylko głupi sen, to jednak działało to na mnie. Wcale nie pomagało mi zapomnieć, cały czas sprawiało że wspomnienia wracały te złe, jak i dobre. 

Kochałam go, kurwa kochałam. Jedyne czego chciałam to zniszczyć to uczucie w sobie, zapomnieć o nim. Zapomnieć że kiedykolwiek darzyłam nim kogoś takiego ja Justin Bieber.

- Zawsze już będziesz tak mnie budzić ? - Odezwał sie nagle głos obok mnie.

Od razu spojrzałam w tamtą stronę widząc zmęczone oczy Lauren.

- Przepraszam-  Wyszeptałam spuszczając wzrok.

Dziewczyna wstała po chwili z miejsca idąc w moją stronę. Usiadła na skrawku łózka uważnie mi sie przyglądając.

- Nie przepraszaj, lepiej by było gdybyś wreszcie wydusiła z siebie co cie dręczy - Mimo że jej twarz nie wyrażała żadnych emocji to jej głos był troskliwy.

Minęło tyle czasu, ale ona dopiero teraz chciała poznać moją historie, to dlaczego tu trafiłam.

- Wybacz, ale nie chce o tym rozmawiać - Powiedziałam na tyle grzecznie by nie zrobić jej przykrości.

 Nie miałam ochoty sie komuś spowiadać z mojego życia, kogo ono obchodzi.

- No przestań, przecież wiem że potrzebujesz z kimś porozmawiać tylko boisz sie - Nieco przybliżyła sie do mnie.

- Nie potrzebuje nikogo, a teraz pozwól że położę sie spać, zmęczona jestem - Powiedziałam szorstko odwracając sie do niej plecami.

Wtuliłam sie w poduszkę i modliłam sie by w końcu ta dziewczyna dała mi spokój. Nie potrzebowałam od nikogo łaski, sama musiałam sie z tym uporać. Przez te miesiące jakoś wytrzymywałam choć nie było prosto. Zarówno ja jak i on musimy zapomnieć. Jedynym problemem jest to że ja tak na prawdę, w głębi serca nie chce i nie potrafię zapomnieć o chłopaku którego kocham...

Oczami Justina

- Gdzie kurwa znowu byłeś ?! - Krzyknął Theo podchodząc do mnie.

 Nienawidziłem tego w jaki sposób obchodził sie z każdym z nas. Był nowy a rządził sie jakby był naszym szefem. 

- Nie muszę ci sie z niczego spowiadać - Warknąłem wymijając go. 

Wtrącał sie w moje życie na każdym roku, w każdej chwili wkurwiał mnie nawet tym że oddychał blisko mnie. 

- Przez ciebie znowu nie mogliśmy jechać na akcje, szlajasz sie z jakimiś dziwkami a swoje obowiązki zostawiasz nam. - Jego głos dotarł do moich uszu. 

Od razu zatrzymałem sie , nie wytrzymałem. Szybko chwyciłem go za koszulkę rzucając na ścianę. 

- Gdyby nie ja, was by tu nie było. W jednej sekundzie mogę załatwić cie i zostawić przy pobliskim wysypisku śmieci. To co robię nie jest twoją sprawą, także odpierdol sie ode mnie raz na zawsze- Mój ton głosu był cichy ale nienawiść jaką przelewał trafiła do niego. 

Widziałem to w jego oczach, widziałem jak sie bał. Nie mógł wykrztusić z siebie żadnego słowa. Puściłem go, odwracając sie. Nie miałem czasu by użerać sie z jakimś gówniarzem. Odłożyłem kluczyki samochodu na szafkę w przedpokoju, widziałem chłopaków w salonie, rozliczali sie pewnie po akcji z narkotykami sprzed tygodnia. 

 - Dostarczyłeś zamówione rzeczy - Matt pytał po kolei każdego z paczki, dając im obiecaną kasę.

Gdy tylko spojrzał na mnie wiedział że po raz kolejny obserwowałem Roxanne. Jako jedyny o tym wiedział i chciałem żeby tak zostało. Mimo że byłem parę kilometrów od Californii, to od miesiąca co dzień jeździłem po to tylko by zobaczyć że wszystko z nią w porządku. Czułem sie strasznie winny że nie mogłem być przy niej, chociaż tak bardzo chciałem. Ryan nie mówił jej o niczym co dotyczyło gangu, ona o tym nic nie wiedziała, wtedy była bezpieczna. Teraz gdy dowiedziała sie o wszystkim, sama stała sie jedną z nas, byłaby narażona na niebezpieczeństwo, a gdyby coś jej sie stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Wolałem by pozostała w mieście, by normalnie chodziła do szkoły i mieszkała w bezpiecznym miejscu. Byłem pewny że to jest dla niej najlepsze. Musiało wystarczyć mi samo patrzenie na nią, chociaż trudno było sie powstrzymać żeby wyjść z tego pieprzonego auta, podejść do niej i zatrzymać w swoich ramionach. Gdy dzisiaj zaczęła podchodzić do mnie, tak bardzo tego chciałem ale nie mogłem na to pozwolić. Musiałem poczekać aż zapomni, aż ja zapomnę.

Kochałem ją, kurwa kochałem. Nie mogłem pozwolić na to by to uczucie we mnie było, musiałem je zniszczyć. Musiałem zapomnieć o niej, o wszystkich chwilach z nią spędzonych. Dziwiłem sie sam sobie że w takim czasie zdążyłem ją tak mocno pokochać, wbrew sobie.

- Justin - Matthew wstał ze swojego miejsca.

Spojrzałem na niego.

- Musimy pogadać - Wiedziałem że znowu ktoś będzie chciał sie wtrącać w moje życie co już doprowadzało mnie do szału.

- Wybacz stary, ale nie chce o tym gadać - Spuszczając wzrok odwróciłem sie w stronę schodów prowadzących na piętro.

Wiedziałem że dam sobie jakoś rade sam, przynajmniej musiałem spróbować. Tyle już bez niej wytrzymałem, musiałem tak wytrzymać już na zawsze. W końcu ona jak i ja musimy zapomnieć. Jedyną przeszkodą jest to że ja kurwa nie chce zapomnieć o dziewczynie którą kocham...

_________________________________________

Hejoo <3

No i mamy pierwszy rozdział 2 części, troszku sie porobiło ;) 

Nowych bohaterów możecie zobaczyć w zakładce Bohaterowie :* 

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33


niedziela, 23 marca 2014

Chapter 24

Notka pod rozdziałem, proszę :*

- Ciężka jesteś - Zaśmiałem sie, po raz kolejny poprawiając Roxy na moich plecach.

- Pff, jestem leciutka jak piórko - Czułem jej oddech na moim uchu, od razu po moich ciele przebiegły ciarki.

Od bardzo długiego czasu tyle sie nie uśmiechałem, w tamtej chwili czułem sie po prostu szczęśliwy. Byłem pewny że gdy dojdziemy do miejsca w którym choć trochę będzie oznak cywilizacji, będę mógł spokojnie zadzwonić by mogli po nas przyjechać.

- Nigdy nie mów dziewczynie takich rzeczy, bo źle to może sie dla ciebie skończyć. - Mruknęła specjalnie mocniej ściskając moją szyje.

- Dusisz mnie - Wymamrotałem.

- Oj ja wiem - Zaśmiała sie wprost do mojego ucha.

- Jak mnie udusisz nie poradzisz sobie beze mnie - Przystanąłem mocniej ściskając jej uda.

- Nie bądź tego taki pewien - Poluźniła uścisk i sama poprawiła sie nieco.

- No ruszaj, nie dość że jestem głodna, to jeszcze zmęczona i brudna, nie mam ochoty spędzić jeszcze jednej nocy na łonie natury, raz w zupełności wystarczył - Rozumiałem ją, sam nie mogłem wytrzymać tego że nigdzie nie było oznak życia.

To już stawało sie na prawdę męczące. Cały czas zastanawiałem sie jak nam udało sie tyle czasu przetrwać.

- Już niedaleko, czuje to. - Ponownie ruszyłem w swoim tępie prosto przed siebie.

Leśna droga którą szedłem zaczynała sie zwężać, dając przeszkody w postaci gałęzi drzew która co chwile musieliśmy omijać.

Z każdą chwilą czułem  sie coraz bardziej zmęczony, nie mogłem jednak tego powiedzieć Roxanne. Ona musiała odpoczywać, nie była przygotowana do bycia w takich warunkach, zawsze jej brat dbał o to by miała wszystko to co najlepsze. Pożyczał czasem ode mnie pieniądze tylko po to by kupić coś do jedzenia. Między innymi dlatego wkopał sie w ten cały gan, gdyby nie to że nie miał innego wyjścia by zapewnić dach nad głowa siostry nigdy nie przystąpiłby do takiej grupy.

Znałem go jeszcze przed tym całym gównem, w szkole zawsze trzymaliśmy sie razem. Przez ten cały czas zastanawiałem sie jak mogłem nie spotkać jego siostry wcześniej, domyślałem sie że pewnie chciał ją chronić przed wszystkimi, dużo jako dzieci sie nacierpieli. Znałem całą ich historie. Można nawet powiedzieć że byłem ich bratem, czułem sie nim. Najbardziej boli mnie to że mogę go już nigdy nie zobaczyć, nie wiem co sie z nim stało tak na prawdę. Ostatki raz jak go widziałem nie wyglądało na to że może być z nim wszystko w porządku.

- Justin, patrz ! - Krzyknęła nagle Roxy wybudzając mnie z przemyśleń.

 Od razu spojrzałem w miejsce które wskazywała pacem. Nie spodziewałem sie tego że w tak krótkim czasie znajdziemy w końcu to czego szukaliśmy. Wreszcie mogliśmy wrócić do normalności, za którą na prawdę strasznie sie stęskniłem.

- Na reszcie ! - W przypływie szczęścia obróciłem sie parę razy w okół słysząc coraz głośniejszy śmiech Roxanne dodając jeszcze więcej szczęścia tej chwili.

- Puść mnie, teraz już sama dojdę - Odezwała sie po chwili.

Od razu wykonałem jej prośbę puszczając ją. Od razu jej twarz pokrył grymas, pewnie nogi jej nieźle zdrętwiały. Doszliśmy oboje w głąb miasta które tętniło życiem. Co chwile obok nas przejeżdżały auta, przechodzili różni ludzie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, widząc coś co od jakiegoś czasu chciałem zobaczyć. Miałem zasięg, wreszcie będziemy mogli wrócić do normalnego życia. Szybko wybrałem numer Matta który był najstarszy z nas wszystkich, nie raz próbowałem sie nim skontaktować, wiedziałem że on jest najbardziej zaufany i od razu zareaguje w tej sprawie. Parę sygnałów minęło gdy w końcu odebrał.

- Halo ? Matt, słyszysz mnie ?! - Od razu krzyknąłem przystając w tłumie ludzi którzy jakoś zbytnio nie zwracali na mnie uwagi.

- Justin ? Gdzie wy jesteście, co sie dzieje ? - Wreszcie usłyszałem jego głos.

Wtedy już wiedziałem ze na reszcie nam sie udało.

- Jesteśmy daleko od Californii, jesteśmy w mieście..- Zacząłem sie rozglądać w poszukiwaniu jakiejś tabliczki z nazwą miejsca w którym aktualnie byliśmy

- W Utah - Powiedziałem szybko.

-Justin, znajdźcie jakiś nocleg, przyjadę najszybciej jutro, muszę wszystko załatwić, zadzwonię do ciebie jeszcze - Wytłumaczył wszystko, a mi kamień spadł z serca.

- Jasne, do zobaczenia - Rozłączyłem sie chowając telefon do kieszeni odwróciłem sie chcąc opowiedzieć wszystko Roxanne lecz jej nigdzie nie było.

Zniknęła w tłumie. Od razu uśmiech zszedł mi z twarzy, zrobiło mi sie gorąco a uczucie paniki od razu mnie dopadło.

- Roxy ! - Krzyknąłem stając na palcach by choć trochę móc wypatrzyć ją w tłumie.

- Justin, nie panikuj, jestem tutaj - Wyszła zza moich pleców z precelkiem w ręku.

- Boże, nie znikaj tak nigdy więcej - Chwyciłem sie za pierś oddychając ciężko.

- Uspokój sie, przewrażliwiony już jesteś. - Zaśmiała sie biorąc gryza bułki.

- Otwórz buźkę - Spojrzała na mnie przykładając precla do mojej twarzy.

Jednym gryzem kawałek znalazł sie w moich ustach. Podziękowałem jej uśmiechem szybko przełykając kęsa.

- To teraz chodźmy w jakieś mniej ruchliwe miejsce, muszę ci coś powiedzieć. - Bez słowa ruszyła za mną.

Co chwile odwracałem sie i patrzyłem czy aby sie na prawdę nie zgubiła. Skręciliśmy w mniejszą uliczkę gdzie było o wiele mniej ludzi, nie byli oni tak zabiegani jak tamci.

- No to słucham - Ponownie utrzymała ze mną kontakt wzrokowy.

- Wracam do domu, jutro przyjeżdża po nas mój znajomy, teraz musimy znaleźć sobie jakiś nocleg - Powiedziałem od razu.

- Na reszcie - Odetchnęła, odchylając głowę do tyłu zamykając oczy.

- Też sie strasznie ciesze - Uśmiechnąłem sie.

- Teraz chodźmy, musimy znaleźć jakiś tani hotel, zmęczona jestem - Potarła oczy kończąc precelka.

Przytaknąłem jej, w przypływie chwili chwyciłem dziewczynę za rękę ciągnąc z powrotem w stronę tętniącego życiem miasta gdzie mogliśmy na każdym kroku znaleźć jakiś hotel. Ze względu na nas niski budżet musieliśmy wybrać jeden z tych na które było nas stać.

Gdy trzymałem jej dłoń czułem nagły przypływ jeszcze większej śmiałości niż zwykle. Czułem sie dziwnie, nigdy taki nie byłem. Dziwiłem sie że jeszcze nie puściła mojej ręki, że mnie nie odepchnęła. W pewnym momencie to ona mnie zatrzymała wskazując na mały budynek po naszej prawej.

- Ten będzie dobry - Odezwała sie wchodząc na pierwszy schodek.

Bez słowa ruszyłem za nią od razu puszczając ją pierwszą w drzwiach. Wnętrze nie było takie złe, chociaż luksusu nie było. Zwykłe kremowe ściany na których co chwile zauważałem nowe obrazy. Na końcu pomieszczenia był niewielki kontuar za którym siedziała młoda kobieta. Od razu sztuczny uśmiech pojawił sie na jej twarzy gdy tylko nas zobaczyła. Nie czekając podeszliśmy do niej.

- Poprosimy dwuosobowy pokój na jedną noc - Odezwałem sie grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy.

Kobieta od razu zaczęła coś zapisywać w komputerze, wlepiając wzrok w monitor.

- To będzie 95 dolarów proszę pana - Jej nieco piskliwy głos dotarł do moich uszu.

Szybko sprawdziłem całą zawartość kieszeni wybierając potrzebną kwotę. Położyłem ją na ladzie, czekając aż dostane kluczyk do pokoju.

- Proszę bardzo, miłego wypoczynku państwu życzę - Ignorując ją już z kluczem w ręku ruszyliśmy po schodach na górę gdzie pewnie znajdował sie nasz pokój.

 Już po chwili odnaleźliśmy drzwi z numerem 34. W środku podobnie jak przy wejściu było w porządku. pomieszczenie jednak było w bardziej ciemniejszych kolorach. Obok siebie ustawione były dwa pojedyncze łóżka oraz dla każdego przydzielona mała komoda.

- Które łóżko wybierasz ? - Zapytałem na wstępie Roxy który już zaczęła sie rozglądać po całym pokoju.

- Wole ten bardziej przy ścianie - Wskazała na łóżko już po chwili kładąc sie na niego,przy tym chowając głowę w białą poduszkę.

- Wreszcie będziemy mogli normalnie odpocząć - Odetchnąłem z ulgą gdy poczułem miękki materac pod sobą.

- Cieszysz sie że już wracamy ? - Zapytała nagle Roxanne nieco podnosząc sie.

- Co to za pytanie, oczywiście że sie ciesze - Spojrzałem na nią.

- A co dalej będzie...? - Jej ton głosu nagle sie ściszył, a wzrok patrzył wszędzie tylko nie na mnie.

- Hmm, nie mam pojęcia, wrócimy do normalnego życia..

- Ty wrócisz...ja nie wiem co ze mną będzie.. - Ponownie rzuciła sie na poduszkę.

- Hej, nie myśl teraz o tym. Co ma być to będzie.. - Przez chwile czekałem na jakiś odzew lecz już nie odpowiedziała.

 Nie chciałem jej już męczyć, wstałem z łóżka na chwile by móc ją przykryć kołdrą. przybliżyłem twarz do jej głowy.

- Wszystko będzie dobrze - Szepnąłem całując jej pokołtunione włosy.

Po chwili sam położyłem sie na łóżku. Wiedziałem że teraz wszystko wróci do normy...nie miałem pojęcia tylko czy coś między nami sie zmieni. Chciałem wierzyć w to że teraz może być już tylko lepiej..

______________________________________________

Hejoo<3 

Ten rozdział to koniec części pierwszej tego opowiadania, teraz zaczyna sie druga część :* 

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu <33

sobota, 22 marca 2014

Ważna sprawa!

Hej <3 

Mama mojej najlepszej przyjaciółki jest Belieber, ma urodziny 25 marca, proszę was, zróbmy dla niej karteczki typu ''Wszystkiego Najlepszego'', zdjęcia karteczek wysyłamy na gg: 38772907 lub na fb: Dominika Ramotowska
To dla mnie bardzo ważne, mam nadzieje ze pomożecie w tej akcji <33 

A co do rozdziału to będzie on dziś lub jutro, zależy od tego czy sie wyrobie :) 


sobota, 15 marca 2014

Chapter 23

- Halo ? Matt, słyszysz mnie ?! - Justin od jakiegoś czasu krzyczał do słuchawki próbując sie z kimś skontaktować.

Każda następna próba kończyła sie niepowodzeniem jak i jeszcze bardziej wkurwiała Justina. Co chwile chodził w te i z powrotem wybierając w komórce nowe numery.

- Odpuść, tu nie ma zasięgu - Powiedziałam po raz czwarty już chyba.

On jednak mnie nie słuchał, cały czas próbował i próbował. Był środek nocy, chciałam sie położyć i jakoś przetrwać te godziny, ale oka nawet nie mogłam zmrużyć gdy on ciągle krzyczał do słuchawki. Dziwiłam sie sobie że byłam taka spokojna, czułam sie dziwnie bezpieczna w tamtym miejscu. A może to nie chodziło o miejsce...po tym jak powiedziałam mu prosto w twarz że tamta sytuacja nic nie znaczyła wrócił dawny on, złośliwy, chamski i nieczuły, mimo to nadal w jego towarzystwie czułam sie jak nigdy wcześniej. Musiałam pozbyć sie tego uczucia, wiedziałam ze on nigdy nie obdarzy mnie czymś takim nawet w małym stopniu, musiałam spróbować to zatrzymać.

- Kurwa! - Krzyknął gdy po raz kolejny sie nie udało.

Podszedł bliżej mnie jak zawsze wkurzony, schował telefon do kieszeni siadając po drugiej stronie paleniska. Nie odzywał sie, a ja bałam sie powiedzieć słowo by jeszcze bardziej nie wyprowadzić go z równowagi. Niby taki już dorosły a panować nad złością nie potrafi.

- Możesz chociaż na chwile sie uspokoić ? - Odważyłam sie w końcu by coś powiedzieć.

 Nie mogłam pozwolić na to żeby mógł mnie zastraszać swoim zachowaniem.

- Przecież dla ciebie nie ma znaczenia to jak sie zachowuje, nic dla ciebie nie ma znaczenia, także z łaski swojej daj mi spokój i zamknij swoją małą pyskatą buźkę - Odpowiedział z ironią nie patrząc na mnie.

Widać było że w ogóle nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu wzrokowego. Zaskoczyła m ie jego odpowiedź, nie odzywałam sie już, nie wiedziałabym nawet co mu powiedzieć. Justin widząc że rozmowa specjalnie nam sie nie kleiła odwrócił sie na drugi bok, położył na wilgotnym piasku i próbował zasnąć. Do tej pory chciałam zrobić to co on, lecz gdy rozejrzałam sie wokół nie było nawet mowy o zmrużeniu oka.

Nigdy nie wiadomo co zza krzaków wyskoczy, byliśmy na cholernym zadupiu bez oznak cywilizacji, wątpię czy tutaj ktoś mógłby znaleźć nas żywych lub i nie. Potrząsnęłam głową chcąc pozbyć sie męczących myśli, przez które bałam sie nawet ruszyć z miejsca. Nie wiedziałam co robić, ognisko powoli zaczynało gasnąć a do wschodu słońca było jeszcze daleko.

- Justin...- Wyszeptałam w jego stronę, lecz on w ogóle nie zareagował.

Domyślałam sie że pewnie zasnął.

- Justin - Powiedziałam nieco głośniej wstając ze swojego miejsca.

Podeszłam do niego patrząc na jego słabo oświetloną twarz. Oddychał spokojnie co upewniło mnie tylko w tym że udało mu sie zasnąć.

- Jay..Obudź sie - Tyrpnęłam go, widząc jak przez mój głośniejszy ton głosu zaczynał powolutku sie budzić.

Otworzył oczy od razu rozglądając sie na wszystkie strony.

- Co jest ? - Spojrzał na mnie, a jego delikatnie ochrypły głos dotarł do moich uszu.

- ...Boję się - Spuściłam wzrok rysując na piasku różne figury.

 Nie odzywał sie przez chwile, lecz po tym czasie zrobił coś czego nigdy bym sie nie spodziewała.

- Chodź tu do mnie - Rozłożył ręce robiąc miejsce obok siebie.

Nie wiedziałam co zrobić, ale nie chcąc sie znowu z nim kłócić posłusznie przybliżyłam sie do niego czując jak jego ręce automatycznie owijają moje ciało. Odruchowo przytuliłam sie do jego klatki piersiowej odczuwając ciepło bijące z niej. Od razu zawładnęło mną uczucie bezpieczeństwa jak i troski.

- A teraz śpij - Szepnął w moje włosy mocniej mnie do siebie przytulając.

Byłam w szoku jak szybko ten człowiek może sie zmieniać. Raz jest nieczułym dupkiem którego ni chce znać a po chwili okazuje sie być troskliwym chłopakiem od razu zwraca moją uwagę. Nic nie rozumiałam z tej sytuacji ale wcale nie narzekałam. Chciałabym żeby ten Justin który jest teraz został już na zawsze.

Oczami Justina

- Umm, Justin możesz wziąć tą rękę ? - Znajomy głos odbił sie echem w mojej głowie. 

Momentalnie otworzyłem oczy widząc całą sytuacje przede mną. Z nie wiadomo jakich powodów moja ręka znalazła sie pod jej bluzą...trochę niezręczna sytuacja. 

Przepraszam - Od razu zabrałem rękę pocierając drugą zmęczone oczy. 

Bolały mnie całe plecy, piasek okazał sie beznadziejnym miejscem do spania. 

- W porządku - Mruknęła cicho wstając powoli na nogi. 

Po chwili zrobiłem to samo co ona otrzepując sie z całego piasku jaki znalazł sie na mnie. 

- Poczekaj, poczekaj, ty też masz piasek z tyłu - Podszedłem do Roxanne zaczynając otrzepywać jej miękkie ciemne włosy. 

W dotyku jej loki były niczym aksamit, mógłbym je dotykać cały czas...co ja kurwa gadam. Otrzepując do końca dziewczynę, ponownie wyciągnąłem telefon chcąc skontaktować sie z znajomymi z gangu. Gdyby wiedzieli gdzie jesteśmy mogliby od razu po nas przyjechać. Po paru próbach skontaktowania sie miałem już tego dość, chciałem rzucić tym telefonem w cholerę ale wiedziałem że później może nam sie przydać. 

- Głodna jestem - Odezwała sie dziewczyna zwracając moją uwagę.

 Nie mieliśmy żadnego jedzenia, nawet nie było go gdzie zdobyć. 

- Wytrzymaj, najważniejsze co musimy zrobić to znaleźć miejsce gdzie będzie zasięg wtedy będziemy mogli wrócić bezpiecznie do domu - Zapewniłem ją o dziwo spokojnie idąc w stronę motocyklu. 

- Bez paliwa nim nie pojedziemy, dasz rade iść na nogach ? - Zwróciłem sie do niej widząc że już coraz lepiej sie poruszała. 

- Dam rade 

- Ale na pewno ? 

- Justin - Spojrzała mi w oczy przybliżając sie nieco. 

- Na pewno - Poczułem jej oddech na moich ustach, instynktownie oblizując wargi. 

Odsunęła sie ode mnie idąc do przodu. 

- To gdzie sie kierujemy ? - Zapytała nie zatrzymując sie. 

- Przed siebie - Zaśmiałem sie lekko podbiegając do niej by iść z nią w jednym tempie. 

- No to czeka nas długa droga - Widziałem katem oka jak uśmiecha sie do siebie. 

Jej uśmiech dodawał mi jakoś sił, chęci do tego by w końcu dotrzeć do cywilizacji. 

- Razem na pewno damy rade...

____________________________________

Hejoo <3 
No i mamy kolejny rozdział, coś tam już sie buduje między Justinem i Roxanne :D
Jeżeli ktoś jest ciekawy kiedy dodaje rozdziały wszystko pisze w informacjach :) 
Mam nadzieje że rozdział wams ie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33